Ułożyliśmy się wygodnie w jaskini, wsłuchując się w odgłosy szalejącej na zewnątrz śnieżycy. Być może właśnie zaczęła się prawdziwa zima. Westchnąłem, sennie przymykając oczy. Pozostali chyba również byli śpiący, zwłaszcza, że szybciej niż wcześniej zaczął padać śnieg, zrobiło się teraz ciemno. Jeszcze na chwilę otworzyłem oczy, patrząc na Kanaa'ę, Murkę, obydwie chyba już przysnęły. Lenek i Mundus natomiast w ciszy siedzieli przy wejściu do jaskini. Po dłuższej chwili zacząłem zapadać z początku w stan przyćmienia umysłowego i błogiej niemocy, a następnie w głęboki "sen uczciwego człowieka". W końcu przestałem cokolwiek słyszeć i cokolwiek rozumieć.
Obudziłem się już rano, tuż przed wschodem słońca. Niebo nadal było ciemne, ale od razu można było zauważyć, że trochę zbyt jasne na noc. Murka i Lenek spali obok siebie nieopodal wyjścia z jaskini, a Mundus siedział na zewnątrz, w głębokim śniegu. Wyszedłem przed jaskinię, zapadając się w zaspę.
- Gdzie Kanaa? - zapytałem spokojnie, choć przy tak nagłym zniknięciu wadery w mojej duszy narodził się niepokój.
- Poszła zapolować - odrzekł ptak z westchnieniem - czekałem, aż się obudzisz. Zaprowadzić cię do małżonki?
Popatrzyłem na resztkę sarny, którą upolowaliśmy wczoraj. Prawie nie było już na niej mięsa, naokoło niepełnego szkieletu leżała już tylko pokryta złotawą sierścią skóra i mało atrakcyjna zawartość żołądka zwierzęcia. Pewnie w międzyczasie moi towarzysze zjedli już to, co jako tako nadawało się do jedzenia.
- Oczywiście - odpowiedziałem do chwili ciszy, z przyjemnym uczuciem rześkości rozciągnąłem mięśnie i potruchtałem przez głęboki śnieg za modrym przewodnikiem.
Znaleźliśmy wilczycę na łące. Tropiła coś i zdawała się być już blisko celu. Zostaliśmy sami we dwoje, błękitny ptak odleciał, by również poszukać czegoś do jedzenia.
- Czego szukasz, kochanie? - podszedłem do niej i zapytałem cicho.
- Kuna. A może nawet dwie - powiedziała wilczyca, zaciskając powieki w geście skupienia - to pewne, czuję je - szybko ruszyła przed siebie.
Podążyłem za nią, również wyczuwając coraz silniejszy charakterystyczny zapach.
Nagle moja partnerka popędziła przed siebie. Bez namysłu skoczyłem za nią, lecz musiał minąć moment, zanim dostrzegłem uciekające przed nami dwa małe zwierzęta. Przyspieszyłem, prawie prześcigając Kanaa'ę. Biegliśmy łeb w łeb, zbliżając się do ofiar. Udało nam się. Kanaa biegnąc z jednej, ja z drugiej strony, pochwyciliśmy jedną z kun.
- Za wiele tego nie ma - zauważyła wilczyca. Potem jednak wzruszyła ramionami i dodała - ale zawsze można się pożywić.
Wspólnie skonsumowaliśmy zdobycz i powróciliśmy do jaskini, gdzie czekali na nas Lenek i Murka.
< Kanaa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz