Ciepłe słowa Oleandra pozwoliły mi zapomnieć o ogarniającym mnie bólu i o wszelkich innych dolegliwościach.
- Już nie mogę się doczekać naszych dzieci - powiedziałam powoli - Mam nadzieję, że będą takie jak ty.
- Jak ja?
- Miłe, troskliwe, mądre, kochane... - wyliczałam cicho
Oleander uśmiechnął się lekko.
- Niezależnie od tego, do kogo będą bardziej podobne, z pewnością będą wspaniałe - stwierdził
****
Leżałam na chłodnym gruncie. Nagle zaatakowały mnie wyjątkowo silne i bolesne skurcze. Zacisnęłam mocno oczy, starając się złapać oddech.
Dopiero po chwili zrozumiałam co się dzieje i co jest tego przyczyną.
- Oleandrze... - Powiedziałam słabo, na co basior przeniósł na mnie swój wzrok - Ja rodzę...
- Co? - Oleander wstał i chwiejnie zaczął iść do mnie, niemalże się przewracając. Toph podbiegła do basiora.
- Uspokój się i usiądź - powiedziała stanowczo, po czym podeszła do mnie
On niechętnie wykonał jej polecenie i z niepokojem się we mnie wpatrywał. Ja natomiast, dysząc ciężko leżałam na boku i czekałam, aż to się wreszcie skończy.
Poród na szczęście nie trwał długo i już po chwili, obok mnie leżały dwa małe, bezbronne szczenięta. Moje dzieci.
- Jak je nazwiemy? - Spytał Oleander, który z dumą i radością przyglądał się naszym pociechom.
Spojrzałam na jedno z szczeniąt. Była to piękna samiczka. Miała jasne futerko, z wyjątkiem pyszczka, uszu, szyi i brzucha, które były ciemnobrązowe.
- Kama - powiedziałam przysuwając do siebie waderę - Ona będzie mieć na imię Kama.
< Olusiu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz