Ścieżka obecnie obrana przez podróżnika kierowała już powoli w stronę dawno nie widzianego domu. Ten sam instynkt, który nakazywał migrującym ptakom takim jak bociany czy jaskółki wrócić do swoich terenów lęgowych, kierował sercem do Watahy Srebrnego Chabra, opuszczonej pierwszego dnia zimy, zanim najgorsze śniegi zasypały drogi. Teraz też powoli pojawiał się śnieg, biały zimny, tak naprawdę dawno nie widziany. Przez cały czas świat pozostawał zielony w ciemnobrązowych oczach, które przez tyle miesięcy zdołały zobaczyć niejedno, pochwycić wiele dalekich, obcych krain, gdzie w niektórych nawet nigdy nie słyszano o śniegu. Ta jednak swoim klimatem, a poniekąd też widokami przypominała dobrze znane tereny, na których spędził niemalże całe swoje krótkie dzieciństwo. Już teraz świeżo dojrzały basior zaczynał czuć się swobodnie, będąc pewnym, co może go tutaj spotkać i czego ma się wystrzegać. Doliny położone na południe nie zapewniały takiej... przewidywalności i o ile było to przyjemnym urozmaiceniem, po tych kilku miesiącach potrafiło mentalnie zmęczyć. Może kiedyś będzie bardziej przyzwyczajony, ale pierwsza zima poza domem była trudna na sposób, którego absolutnie nie przewidział. Wizja ciepłej nory, poczciwej twarzy adoptowanego taty oraz ciepłej strawy z garnka podkradniętego ludziom była benzyną dla wycieńczonego umysłu i wręcz idealnym motywatorem do kontynuowania wędrówki.
Alpaka, jaką wilk podebrał dużo wcześniej ludziom, zaczynała widocznie podupadać na zdrowiu, co mocno zaniepokoiło jej obecnego właściciela, jednak nie był on w stanie nic na to poradzić. Nie znał się na innych zwierzętach, w szczególności takich egzotycznych, tym samym pozostawał bezradny w pomocy dla swojego przyjaciela Machu Picchu. Jedyną jego opcją było znalezienie kogoś, kto mógłby chociaż częściowo stwierdzić, co dolega temu kopytnemu z zupełnie innej krainy. Niestety, wilki z okolic, jakie w ostatnim czasie przemierzał, były albo nastawione ofensywnie do obcego, albo unikały jakiegokolwiek bliższego kontaktu. Młody Wayfarer zaczynał powoli tracić nadzieję, że ktokolwiek zgodzi się mu pomóc. Nie mówiąc już o tym, czy znajdzie się ktoś, kto w ogóle będzie w stanie to zrobić.
Tułał się po dopiero poznawanych terenach, małą dziwaczną owcę praktycznie ciągnąć na linie, bo odmawiała posłuszeństwa i nie chciała więcej iść, kiedy jego drogę zagrodziła biała wadera o smukłej sylwetce, wizualnie zbyt długiej na normalnego wilka, zupełnie jakby coś rozciągnęło ją wzdłuż, pozostawiając jakby zbyt cieniutkie nogi o dużych łapach w normalnym rozmiarze. Jej sierść nie wykazywała żadnych skaz ani przebarwień, była nieskazitelnie czysta, a do tego swoją strukturą dawała wrażenie, jakby ktoś posypał tą niemal niebiańską istotę miniaturowymi kryształkami. W przeciwieństwie jednak do otaczającego ich lodu i śniegu, futro wyglądało na miękkie, puszyste oraz wyjątkowo ciepłe. Jego jakości wynikającej z dobrego utrzymania mogłyby spokojnie pozazdrościć nawet lisy, które szczyciły się swoimi zaawansowanymi technikami kosmetycznymi, o czym Wayfarer, będąc podopiecznym wychowanka lisów, doskonale wiedział. Oprócz nietypowego kształtu ciała obcą wyróżniały także... sarnie rogi. Przystrajały jej głowę niczym nietypowa korona, ale piękna, pokryta brązowym meszkiem z fioletowymi zdobieniami tu i ówdzie, wyraźnie będącymi częścią poroża, a nie tylko namalowanymi wzorami. Długie, czarne, aksamitne włosy rosły aż do karku, wszystkie jednak równo jak jeden mąż upadały po prawej stronie ciała, zupełnie jak u konia. Biorąc pod uwagę, że wadera stała skierowana lewym bokiem do przybysza, podróżnik widział tylko sterczącą na szyi falę oraz końcówki sięgające nieco poniżej brzucha. I grzywkę, zgrabnie ułożoną na boku, wyrastającą spomiędzy rogów. Uszy, jakby trochę zbyt podłużne jak na wilka, wierciły się niespokojnie, wyłapując wszelkich możliwych dźwięków. Nieznajoma miała wyśmienity słuch i było to widać. Jej ogon ciągnął się po ziemi, zbyt długi, by utrzymywać go cały czas w powietrzu. A jednak był czysty. Nawet śnieg nie oblepiał długiego włosia, zupełnie jakby chroniła je magia. Faktycznie, wadera śmierdziała magią na odległość i tego odzwyczajony od czarów basior nie mógł nie zauważyć.
– Witaj, podróżniku – odezwała się nieznajoma, w jej głosie nie istniała choćby nutka złośliwości czy ukrytych zamiarów. Względnie można było jej zaufać, jednak jak zawsze należało trzymać się na baczności. Niektórzy potrafili być naprawdę wprawnymi aktorami i tylko pojedyncze, ukradkowe spojrzenia ich zdradzały.
– Witajcie, amigo. – Jak wiele razy podczas swojej podróży, brązowy wilk wykorzystał słownictwo poznane w dalekich krainach. Czy się w ten sposób chwalił? Być może. Poniekąd owszem. Chętnie pokazywał, że jest światowy. – Nie przeszkadzajcie sobie, tylko przechodzę, eh. Najpóźniej jutro już mnie nie będzie. – Próbował być spokojny, ale świdrujące spojrzenie większej wadery przyprawiało go o niepokój. Mógł nie wywinąć się z tego tak łatwo jak przy poprzednich watahach.
– Zamierzasz zmuszać tą biedną, rozchorowaną alpakę do dalszej wędrówki? Nie jest ci może jej żal?
Na te słowa Wayfarer skulił się nieco w sobie. Przecież wiedział, że zwierzę nie czuje się dobrze. Co miał innego zrobić? Zrobiło mu się tak głupio, że zaczął uciekać wzrokiem na boki. Niestety, w ośnieżonej krainie nie było na czym zawiesić spojrzenia. Jedynym ciekawszym szczegółem było stado saren pasących się w oddali na płaskim terenie, będącym w okresie wiosenno-letnim najprawdopodobniej łąką, ale nie był to wystarczający rozpraszacz. Zmuszając się do prostej postawy, oczy ukrył pod zbyt dużym kapeluszem, przystrojonym tylko ptasimi piórami i jakąś uschniętą gałązką ze względu na oczywisty brak kwiatów. Poczuł się jak jakiś uciekinier, kryminalista wręcz, któremu nie wolno było przebywać na tych terenach. Jednak z pewnością nie zamierzał się wycofać.
– Wiem, że jest chora, eh. Nie wiem, na co, więc nie mam innego wyboru niż z nią iść.
– Wystarczyłoby przyciąć jej racice. – Ta rada oraz spokój, z jaką została wypowiedziana, zaskoczyły młodzieńca jeszcze bardziej niż nagłe pojawienie się obcego. Nie sądził, że ktoś tu będzie się znał na alpakach. – Jeśli przyjdziesz do mojej jaskini zajmę się twoją alpaką. Za darmo, już teraz widzę, że nie masz przy sobie żadnych pieniędzy.
Spostrzegawcza jesteś, do licha, pomyślał w duchu brązowy. Ciekawe, po czym to poznałaś, eh. Po braku sakiewki u boku czy po zmatowiałej sierści. Żadnych z tych uszczypliwych komentarzy nie powiedział na głos. Był zbyt dobrze wychowany, choć czasami naprawdę żałował, że cięty język miał tylko podczas walki i naprzeciwko stróżów prawa. Niestety, choć wadera naprzeciwko była wyraźnie dumna i wszem i wobec okazywała swoją wyższość nad przybyszem, w żaden sposób nie przypominała stróża prawa. Było w niej coś zupełnie innego. Ilość magii, jaką promieniowała, była tylko jednym z wielu podejrzanych wskaźników. Wszystkie wskazywały na to, że zajmuje się szamanizmem lub nawet czymś poważniejszym.
– W sumie... czemu nie, eh? – zgodził się Wayfarer, który na dobrą sprawę nie miał powodu, by nie zaufać obcej. Względnie, oczywiście. To jak wchodzenie do jaskini lwa, nie należało odwracać się nigdy tyłem. – Przy okazji, jestem Wayfarer.
– Ryuuko, miło mi. Proszę tędy.
Wilki wraz z ociągającą się alpaką ruszyły wspólnie w jednym kierunku. Szli jakimś rzadko używanym traktem, co zaniepokoiło podróżnika, jednak szybko okazało się, że to tylko złudzenie. Ścieżka i może nie była porządnie wydeptana i w wielu miejscach nachodziły na nią gałęzie, jednak kora na nich była wygładzona, a śnieg, choć nieznacznie, był obniżony jak w jakimś korycie. Zapachy również świadczyły o używalności tej dróżki, jednakże dość łatwo można było rozpoznać, że chodzi tędy tylko kilka wilków. Cztery, może pięć. Niektóre zapachy były niezwykle nikłe, ich właściciele musieli wykorzystywać te szlaki najwcześniej kilka dni temu. Być może to było właśnie celem Ryuuko. Ukryć się przed wścibskim wzrokiem i nosami innych wilków z jej watahy.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz