Patrzyłam jak basior wypija zielono-świecący napój, który na pewno nie należał do gatunku tych naturalnych. Potrzebowałam chwili by mój mózg zakodował to w pamięci i mógł wrócić do rzeczywistości. Czego ja się spodziewałam? Że wilko-cyborg podjada sarenki? Sam jego wygląd mówił, że nie jest taki jak my wszyscy, dlaczego więc miały odżywiać się tak jak wszyscy? Im dłużej myślałam o tej całej sytuacji, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że może popełniłam błąd. Gdybym mu nie pomogła, to czarne gumowate coś nie wydostałoby się z jego wnętrza i nie zostało wypuszczone na zewnątrz. Czy mogło zabić nosiciela? Najprawdopodobniej, ale dlaczego się tym przyjmowałam? No tak, przecież każdy miał prawo do pomocy, nawet na wpół metalowe coś, które zamiast mi dziękować pozwoliło jakiemuś dziwnemu tworowi rozprzestrzenić się po naszej watasze. Dlaczego nie mogłam czasem odmówić? Jestem pewna, że Etain nie spowodowałaby takiego problemu, odesłałaby wilka z kwitkiem i na tym wszystko by się zakończyło…
- Idziemy teraz czy mam na
medyczkę poczekać? – usłyszałam pytanie, które wyrwało mnie z transu
przemyśleń.
- Chwila. Naprawdę chcesz? – spytałam
wyraźnie zdziwiona. Jeszcze przed chwilą nie chciał zbliżać się do dziwnej
kreatury, jego wytworu. – Nie wiedziałam, że bywasz też…
- … miły? Pomocny? Zawsze,
widocznie jeszcze nie wiesz jaki potrafię być. – dziwny grymas uśmiechu pojawił
się na jego pysku, ponownie zbijając mnie z tropu.
- Wilczy… Chodziło mi o słowo
wilczy. – powiedziałam cicho pod nosem, na tyle jednak głośno by zainteresowany
dokładnie to usłyszał. – Idziemy natychmiast, im szybciej go znajdziemy tym
lepiej. – powiedziałam i skinęłam lekko głową w niemym podziękowaniu. Basior
nie mówił już nic więcej tylko ruszył od razu za mną. Na nasze szczęście na
białym śniegu widać było delikatne smugi, na pewno zostawione przez szukane
przez nas stworzenie… wytwór. Właściwie nie miało znaczenie czym to było,
musieliśmy to znaleźć i zlikwidować, zanim znajdzie sobie nową, bezbronną ofiarę.
Szliśmy w milczeniu, uważnie studiując wyryte na śniegu ślady. Pogoda nam
sprzyjała, bo choć było zimno to spokojnie i słonecznie. Nie musieliśmy się
martwić, że wiatr zaraz zdmuchnie nam delikatny trop.
- Too… - powiedziałam przeciągle,
żeby zwrócić na siebie uwagę basiora. – Skąd właściwie do nas przybyłeś? –
spytałam gdy czas spędzony na tropieniu znacząco się wydłużał. Nie wiem jak
szybkie jest to coś, ale na pewno szybsze niż nasze powolne znajdowanie śladów
na śniegu. Samo patrzenie się w biały, prawie nieskazitelny śnieg zaczynało być
nurzące.
- Pracowałem w elektrowni
jądrowej, dlatego byłem w takim stanie. – powiedział basior po kilku sekundach
wpatrywania się we mnie jakbym powiedziała co najmniej coś idiotycznego. Właściwie
zdziwiłam się, że mi w ogóle odpowiedział, a odpowiedź była… co najmniej do
przewidzenia. Typ o dziwnej maści, pochodzący z przedziwnej okolicy.
- Co to jest elektrownia jądrowa?
– spytałam starając się odwzorować jego poprzedni wzrok choć coś czułam, że z
marnym skutkiem. Byłam coraz bardziej zaintrygowana zachowaniem C6. Nie
potrafiłam rozgryźć jego prawdziwych intencji, a zwykle od razu mogłam poznać
czy wilk należy do tych dobrych czy raczej złych. Może to była wina jego mechanicznej
części?
- To taki rodzaj elektrowni cieplnej, która uzyskuje energie w wyniku łańcuchowych reakcji rozszczepiania jąder atomowych pierwiastków ciężkich, które zachodzą w reaktorze jądrowym. Tak w skrócie wytwarza się tam prąd elektryczny. – Stanęłam na chwile i rozejrzałam się po okolicy.
- W skrócie, to nic nie zrozumiałam – wyznałam patrząc na basiora z uśmiechem zażenowania.
- Trop się urwał. – powiedział C6
patrząc pod swoje łapy.
- Tak, właśnie zauważyłam. Jednak
nie widzę gdzie mógłby się schować… - byliśmy na stepach, w okolicy nie było
żadnego drzewa, rośliny czy chociażby kamienia, aby ten dziwny wytwór miał się
gdzie ukryć.
- Uważaj! – usłyszałam krzyk
towarzyszącego mi basiora, a gdy odwróciłam wzrok zobaczyłam rzucającą się na
mnie czarną magmę.
<C6?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz