Do tajnego, podziemnego laboratorium doktora Henrixa wjechał metalowy wózek przykryty jasną płachtą. Pomieszczenie nie przypominało białych i dobrze oświetlonych sal ośrodka badawczego parę pięter wyżej. Długie cienie kolosalnych maszyn skrywały większość przestrzeni i sprawiały, że pokój wydawał się mniejszy, niż rzeczywiście był. Nie podłączono też tam zbyt wiele lamp, więc większość światła dostarczały świecące guziki, liczniki, rury z niewiadomymi cieczami i ekrany. Wszystko skąpane było w granatach i błękitach, a chłód barw dodawał laboratorium nastroju grozy. Mężczyzna w stroju robotnika drogowego postawił wózek pod ścianą i podszedł do blaszanej szafki za drzwiami. Ze środka wyjął biały fartuch naukowca i czyste, czarne spodnie prasowane w kancik, po czym przebrał się w nowy ubiór. Podszedł do wózka i odkrył biały materiał, która skrywał plastikowy worek na śmieci. Przeniósł go na stół operacyjny, złapał za pobliski skalpel i zabrał się do odpakowywania znaleziska. Na szczęście ciało nie zaczęło się jeszcze rozkładać, więc jego zapach nie był bardzo nieprzyjemny. Z mroku przydreptało drobne zwierzątko, skuszone tym nowym zapachem.
- Ojejuniu, a co to, szefuńciu?- Pół-mechaniczny lis wskoczył na stołek i z ciekawością zaczął przypatrywać się poczynaniom naukowca.- To był wilk?
Słowa nie wydobywały się jednak z jego krtani, a z radio-podobnego urządzenia przyklejonego do jego podniebienia. Urządzenie najwidoczniej zbierało informacje o intencjach przekazu zwierzęcia i przekładało go na język ludzki, który doktor mógł spokojnie zrozumieć. Lis posiadał dwie protezy przednich łap, jego jedno oko musiało zostać podobnie wymienione, razem z uchem i kawałkiem potylicy. Poza tym był zwyczajnym, rudym lisem.
- Tak C4, chociaż niewiele z niego zostało.- doktor podrapał się po głowie, szacując ile materiału ma się pozbyć.- Cała noga może pójść do śmieci, a jego dolna szczęka...uch, żuchwa nie zrosłaby się ładnie nigdy. Co do kręgosłupa, to nie mam pewności, ale prawdopodobnie pokruszył się w 2 miejscach. Wygląda na to, że opona samochodu zmiażdżyła go idealnie w środku ciała, więc obawiam się stanu narządów wewnętrznych.
- Ojejuniu..- Lis położył mechaniczne ucho po sobie.- Co w tym wypadku doktor poczyni?
- Cóż, ja...to będzie ryzykowne posunięcie, ale spróbujmy zrekonstruować mu kręgosłup. Czego się nie robi dla nauki, prawda!
- Prawda prawda!- Podekscytowany C4 zeskoczył z krzesła i podbiegł do szerokiego na metr, szklanego walca wypełnionego niebieskim bomblującym płynem.- Nagrzać kapsułę łożyskową?
- Tak, proszę. Obniż też temperaturę w pomieszczeniu, musimy zwolnić procesy rozkładu. Podaj mi też piłę, powinna być w dolnej szufladzie.
- O rajuśku, a to dlaczego?
- Spróbuję go przeciąć. Na pół. Skoro i tak jego środek to koktajl truskawkowy to po co nam on.
- Racja, profesorze. Już podaję.
Pracę nad ciałem Iszu trwały wiele godzin, za to projekty jego robotycznych wszczepów- jeszcze dłużej. Profesor Henrix przechowywał obrobiony obiekt w kapsule łożyskowej w czasie rozrysowywania projektu kręgosłupa i wyjmował go, by nowe prototypy przyczepiać. Przeminęło parę pór roku zanim zaszły jakiekolwiek postępy w badaniach. Profesor zaczął podejrzewać, że projekt jest zbyt nieprawdopodobny i zaczął spisywać go na porażkę. Aż pewnego zimowego wieczora, podczas pracy nad projektem, zadziało się coś niezwykłego.
Henrix wyjął obie części wilka na stół razem z cybernetycznym kręgosłupem, po czym przeprowadził połączenie. Lisek wstrzymał oddech i przyglądał się z zaciekawieniem. Ostatecznie wszystkie części pasowały idealnie, zgodnie z planami profesora. Jednak tuby w kręgosłupie były puste, rurki przewodzące inne płyny również. Ciało wilka zostało uprzednio pozbawione krwi i limfy, jego układ odpornościowy został tak zmodyfikowany by nie odrzucał nowych substancji i protez z organizmu. Doktor Henrix wyjął torebki wypełnione tajemniczą fosforyzującą substancją i wprowadził je do wnętrza kręgosłupa. Przezroczysta tuba emanowała zielenią, oświetlając od dołu twarz profesora tym niezdrowym kolorem. Następnie lisek podał mu kolejne torebki, a mężczyzna wielokrotnymi wlewami wypełnił naczynia krwionośne wilka. Przyglądał się z uwagą jak wnętrze ust, nos i uszu przyjęły tajemniczy kolor tej nowej krwi.
Pik. Pik. Pik. Kreska na ekranie jednego z urządzeń nieoczekiwanie drgnęła, zaczęła skakać rytmicznie. Profesor zbladł, wlepiając oczy w ekrany, które kolejno zaczęły krzyczeć o wzrastającej aktywności ciała obiektu. Hałas był dla liska nieznośny, ale profesor słyszał w nim piękną symfonię wskrzeszenia. Zaśmiał się, był zachwycony.
Ciało wilka poruszyło się, poszczególne mięśnie zaczęły się napinać pierwszy raz od bardzo dawna. Musiały sobie przypomnieć jak zginać palce, potem resztę kończyny, jak poruszyć ogonem, uchem, aż wreszcie jak rozewrzeć powieki. Iszu, albo to coś, co kiedyś Iszu przypominało, rozejrzało się oszołomione po pomieszczeniu. Starało się w nich dopatrzeć drzew, trawy, słońca i nieba, członków swojej watahy, jednak nic nie pasowało do jego pamięci. Nie wiedział gdzie jest ani czym jest to miejsce. Gdy jego wzrok spotkał się twarzą w twarz z człowiekiem, zaczął skomleć przerażony. W szamotaninie wyrwał z siebie wszystkie rury i spadł ze stołu. Poczuł się bardzo dziwnie, jakby jego ciało było bardziej zwrotne niż zazwyczaj, więc kiedy ujrzał swój tułów, był bliski omdlenia. Gdy biegał w przerażeniu po sali, zdał sobie sprawę, że nie kuleje. Gdy krzyczy, jego język nie napotyka na ciepłą tkankę ale na chłodny metal. “Gdzie moje nogi? Gdzie moje ciało? Gdzie mój pysk, dlaczego nie czuję brzucha? Co się dzieje cholera jasna, co się dzieje?!”
Profesor próbował go złapać, ale na niewiele się zdał. Nawet drobny lisek nie był w stanie zatrzymać szarżującego w panice basiora. Wreszcie Iszu wpadł w stos pudeł, a długie tkaniny owinęły go i skrępowały, pudełka zakopały pod swoim stosem. Przynajmniej czuł pustkę, przynajmniej widział tylko mrok, widział, że w kryjówce odzyskuje zmysły.
- C6? -Odzywa się nieznajomy głos spod warstw tkanin.
“Co to C6? To pytanie? Może on kogoś woła? Nie zniosę więcej ludzi w tym pokoju…”
- C6? Wyjdź proszę.- Głos się powtórzył.
“Wyjdź? Kto ma wyjść, on? W życiu, ty obrzydliwa kreaturo.”
Po chwili do nosa basiora doleciała słaba woń gotowanej ryby. Wilk był silny i długo nie wychodził, jednak gdy cisza w pokoju nie dawała znać o żadnej dodatkowej obecności, a zapach jedzenia dobijał się do jego skręconego żołądka, postanowił wyjść na zwiady. Talerzyk z pachnącą rybką leżał ledwie 2 metry od niego, ponadto w pobliżu nie widać było ani człowieka ani tego upiornego lisa. Basior zakradł się po jedzenie. Gdy zjadł, wskoczył szybko do swojej kryjówki na nowo i nasłuchiwał. Znowu nic. “Może człowiek sobie poszedł? Uciekł pewnie”
Minęło jeszcze dobrych parę godzin, zanim wilk zdobył się na odwagę, by zwiedzić tajemnicze, dzikie miejsce poza swoją kryjówką. Obszedł stół operacyjny, pobliskie maszyny, przyjrzał się wielkim, świecącym walcom. Wszystko wydawało się opuszczone, zimne i absolutnie nienaturalne. Dziwnie czyste, nie-ziemiste, chłodne i gładkie. Tak, wszystko było takie gładkie. Basior wyszedł zza kolejnej ogromnej maszyny i zaraz za nią odskoczył z przestrachem. Naprzeciw niego był ten sam człowiek, siedział na szerokim krześle i czytał książkę. Gdy zauważył wlepione w niego, spanikowane oczy, odchrząknął i wziął łyka kawy z filiżanki. Iszu obserwował go długo, zdziwiony, że człowiek nie wykazuje nim większego zainteresowania. Mijały minuty, naukowiec wypił już swoją kawę, przeleciał przez parę rozdziałów książki, jednak wydawał się niezwykle zrelaksowany i obojętny, w przeciwieństwie do wilka. Basior wreszcie wyszedł zza zasłony i obserwował dalej. Żadnej reakcji. Postawił kolejny niepewny krok, i kolejny, a człowiek nadal czytał książkę. Wreszcie wycofał się znowu, przepełniony strachem. Gdy mężczyzna to zobaczył, wyjął z drobnej lodówki pod stolikiem kawowym kawałek kurczaka i rzucił go na podłogę. Iszu capnął mięso i znikł za maszyną, a profesor zaśmiał się rozczulony.
Było tak przez wiele dni. Wilk zaczął tolerować obecność profesora w pokoju, nawet zaczął uspokajać się, gdy był w pobliżu. Nie krzywdził go, ale jednak nadal postanowił nie spoufalać się z nim zbytnio. Zaczął też rozumieć dlaczego woła go C6. Gdy przeglądał się w szkle, to właśnie miał napisane nad łopatką. Czyżby to było jego nowe imię? C6? Nie brzmi zbyt wilczo, ale może tak właśnie ludzkie imiona działają. Czuł, że coś dziwnego dzieje się z jego tożsamością. Najpierw zaczął wyglądać inaczej, czuć się inaczej, później zaczął się nazywać inaczej. Czy więc był nadal tą samą osobą? A może to też uległo zmianie. Na to pytanie długo nie mógł znaleźć odpowiedzi. Pomimo tego, że żadne mechanizmy nie wpłynęły bezpośrednio na charakter wilka, zmiany miały nadejść. Nie przez wszczepy i świecące zastrzyki, ale przez nowe możliwości, które ukryte talenty basiora miały dopiero wydobyć.
C.D.N
wtorek, 16 lutego 2021
Od C6 "Na pół" cz.2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz