Dzisiejszy dzień zapowiadał się spokojnie. Miałam do uleczenia tylko kilka wilków z mało poważnymi obrażeniami, głównie stłuczeniami lub zwichnięciami. Nie znałam większości z tych wilków, właściwie odkąd przyjęłam posadę medyczki, rzadko kiedy opuszczałam próg tej jaskini. Zwykle jak już to robiłam to nocami, pod eskortą Szkła i Kary… albo Ry. Czasem ktoś do mnie też wpadał, jednak zwykle kończyło się to na pogaduszkach przy mojej pracy, w końcu w ciągu dnia miałam cały czas pacjentów. Zaczęło mnie to wręcz zastanawiać, czy może nie przychodziły tu też wilki z innych watach, w końcu po ostatniej ospie nasz szeregi się nieco uszczupliły, a ja dziennie widywałam chociaż jednego nowego wilka. Nie mogłam im się dziwić, też bym wolała szybkie wyleczenie z pomocą mocy niż czekanie kilka tygodni na ponowną pełną sprawność, która czasem okazywała się nie być jednak pełną.
Do jaskini przyszła pod wieczór
Domino, a razem z nią jakiś nowo przybyły basior. Przynajmniej taką miałam
nadzieję, że był basiorem. Swoim wyglądem, delikatnie mówiąc, mocno odstawał od
innych wilków. Nie mogłam powstrzymać zaciekawionego wzroku poruszającego się
po lśniących metalowych częściach jego ciała. Największą uwagę przykuwał
kręgosłup stworzony z bliżej nieokreślonego metalu, szkła i cienkich rurek,
które zawierały jakąś dziwną, jaskrawą substancję. Na resztę jego
cybernetycznych części nie imałam czasu spojrzeć, ponieważ zauważyłam na sobie
trochę nieprzyjazny wzrok zainteresowanego. Uśmiechnęłam się więc do przybyłych.
- Leczysz tu, dobrze rozumiem? –
spytał basior cały czas patrząc na mnie nieprzychylnie.
- Tak. Coś Ci dolega?
- Magią, tak? – uśmiechnęłam się
lekko. No patrząc na niego nie pomogłyby mu żadne standardowe metody leczenia.
Cokolwiek mu dolegało, ziółka i maści nic by tu nie dały.
- Można to tak ująć.
- Jasne. - zaśmiał się na moją odpowiedź. - Magia, tak?
Wykładasz tarota czy leczysz kadzidełkami? – A więc mamy tu sceptyka. Z przyjemnością
w kilka chwil zmienię jego zdanie.
- Zaufaj nam. Flora się Tobą zajmie tak jak każdym. –
wtrąciła się Domino. – Po prostu patrz.
Spojrzałam pytająco na basiora, a
gdy pokiwał lekko głową, wskazałam mu miejsce, z dala od ciekawskich oczu
pacjentów, żebym mogła w spokoju mu się przyjrzeć. Usiadł w jednym z rogów
jaskini, a ja patrzyłam na niego z ciekawością i prawdopodobnie też strachem.
- Możesz mi coś więcej powiedzieć
o… tym wszystkim? – spytałam wskazując jego całą postać, chociaż oczywiście
chodziło mi tylko o jego nienaturalne części. Były to miejsca, w których moja
moc na pewno nie zadziała i jeżeli to w nich był problem to mogłam na nic się
nie zdać. Maszyna wydawała się być sprawna, choć nie w stu procentach, dlatego
żeby coś zrobić musiałam wiedzieć więcej.
- Obawiam się, że nie zrozumiesz.
Wszczepy, protezy, co tu więcej mówić? – miałam wrażenie, że wiedział o wiele
więcej niż to, jednak z jakiegoś powodu nie chciał się tym podzielić. Może
tylko nie miał do mnie zaufania, a może skrywał coś o czym wolał nie mówić. –
Dawaj już z tą magią, nie mam całego dnia.
Westchnęłam cicho na te słowa,
puszczając jednak między uszami tę uwagę. Podeszłam bliżej do basiora, chcąc
położyć łapy na jego piersi, która wydawała się największą, żywą tkanką jaką
mogłam w nim znaleźć.
- Co jest!? – spytał nerwowo
basior odsuwając się ode mnie. Zmarszczyłam brwi mając już powoli dość jego
sceptycznego nastawienia. Mógł sobie wierzyć lub nie wierzyć w co chciał, ale
skoro tu przyszedł to mógłby chociaż zostawić swoje przekonania za wejściem do
jaskini.
- Chcesz, żebym Ci pomogła? Czy
poradzisz sobie sam? – spytałam z lekkim przekąsem, uśmiechając się jednak na
koniec. Moja natura nawet nie pozwalała mi być wredną… Wilk westchnął i
przysunął się z powrotem, pozwalając w końcu bym wykonała swoją pracę.
Gdy tylko dotknęłam jego ciała,
poczułam coś czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Zimno i Ciepło jednocześnie,
lodowaty metal i delikatną ogrzewającą go tkankę. Serce biło nierównomiernie,
dużo wolniej niż u zwykłego wilka, a krew pompowana przez żyły zaprawiona była
czymś więcej niż tylko naturalną wilczą posoką. Część tej odmienności
pochodziła z cybernetycznego kręgosłupa łączącego tył i przód niezwykłego
wilka, ale część była z zewnątrz. Jednocześnie naturalna i wynaturzona,
niepasująca do całości a znajdująca się w prawie każdym kawałku ciała basiora.
Najgorzej jednak wyglądał przełyk i żołądek… nietrudno było zgadnąć, że to właśnie
było przyczyną problemów.
- Jak się nazywasz? – spytałam odrywając
łapy od piersi basiora.
- Po co ci to wiedzieć? Rób swoje
i już mnie nie ma… pomożesz mi czy nie, muszę iść dalej.
- Musisz, powiadasz? – spytałam. –
Bądź tak dobry i odpowiedz mi na pytania, to nie będziemy tracić czasu na
bezsensowne rozmowy, które jak widzisz… trwają. – powiedziałam jednym tchem
patrząc prosto w oczy nieznajomemu. Chyba przyzwyczaiłam się już do posłusznych
pacjentów… jeszcze nikt tak szybko nie podniósł mi ciśnienia, jak ten typ.
- C6. – odpowiedział a ja
uśmiechnęłam się w podzięce.
- Ile masz lat?
- Można powiedzieć, że sześć.
- Można powiedzieć? To znaczy ile?
- Sześć.
- Ile czasu już się tak czujesz?
- Nie wiem
- Nie wiesz?
- No nie wiem, kilka razy
straciłem przytomność, ciężko mi ocenić ile czasu mineło. – powiedział a ja westchnęłam. To
troszkę komplikowało sprawę
- Dobrze C6, za chwile dotknę Cię
ponownie i zrobię parę magicznych sztuczek, naprawiając wszystkie ciążące nad
tobą problemy… - uśmiechnęłam się lekko na wbity we mnie wzrok. – A tak serio
to odbiorę ci parę dni, tygodni, miejmy nadzieję nie miesięcy, które już
przeżyłeś. Wszystkie te dni zostaną w Twojej pamięć, różnica będzie taka, ze
Twoje ciało cofnie się do czasu przed chorobą. Jesteś gotowy? – spytałam, zadając
to pytanie też samej sobie. Miałam nadzieję, że będę w stanie go uleczyć. W najgorszym
wypadku będzie trzeba zrobić to na kilka razy, czekając, aż wrócą mi siły na
następną sesję. Wydawało mi się jednak, że zarówno ja, jak i on wolelibyśmy tego
uniknąć.
<C6?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz