Delta zadarł w końcu głowę do góry i ujrzał małego ptaszka, który ostał się zimową porą na tym mroźnym pustkowiu, wśród martwych drzew. Ćwierkał delikatnie przeskakując z gałęzi na gałąź, a Delta w którym obudziła się nagle jego szczenięca niewinność i energia, która zbierała się w nim przez wiele zimowych, leniwych dni, postanowił doskoczyć do drzewa na którym siedział ptaszek. Oczywiście spłoszył go, ale nie odpuszczając, gonił go szaleńczo biegnąc i śmiejąc się przy tym. Jego łapy rozbryzgiwały śnieg na wszystkie strony, a oczy nieustannie podążały za małą ofiarą, którą na cel obrał sobie Delta. Oczywiście nie miał zamiaru go łapać. Po porostu stwierdził że małe udawane polowanko na coś tak szybkiego, będzie lepszym treningiem niż szlajanie się bez celu truchtem po lesie. Biegał więc od drzewa do drzewa spierając się z zimnym wiatrem i przemakającym futrem. Jednak mimo to parł w to dalej, uparcie chcąc gonić ptaszka tak długo jak nie zgubi go z pola widzenia. Wymija przy tym zgrabnie, lub czasem nie, patyki, kłody i gałązki krzewów, które niekiedy łamały się na jego ciele, osłabione zimową pogodą.
[179]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz