Ogrom zapachów atakował jego nos, utrudniając próby odnalezienia tego jednego, właściwego. Hyarin biegł kilka minut, by zaraz stanąć jak wryty, próbując trafić na jakikolwiek ślad Kali. Z pyskiem w śniegu drążył szerokie okręgi jak wyszkolony pies myśliwski, który jednak nie może chwycić tropu. Lekka panika zaczęła zaburzać jasność jego umysłu, która zawsze zdawała się być nienagannie przejrzysta niczym woda w górskim strumieniu. Skąd te sprzeczne uczucia? Czemu nie może się skupić na zadaniu? Nie pierwszy raz działał w ten sposób, więc jakim prawem teraz coś mu wszystko udaremnia. Poderwał na moment głowę, zdając sobie sprawę, że nie wie do końca, co tu robi. Dlaczego przed chwilą wykrzyczał Agrestowi całą prawdę i teraz biegnie, ścigany przez strażników więzienia. Do jego uszu dobiegł zdradliwy dźwięk osuwającego się ze zbocza śniegu. Znowu zabawił zbyt długo w jednym miejscu, więc kontynuował poszukiwania targany niepokojem, którego przyczyny dalej nie znał.
środa, 3 lutego 2021
Od Hyarina CD Kali - ''Szkarłatny Tulipan''
Jest! Basior przywarł do ziemi,
wpatrując się w odcisk drobnej łapki, za którą ciągnęły się
kolejne i kolejne, a towarzyszyły im obce mu ślady. Z zaskoczeniem
poczuł przypływ ulgi, która zalała jego serce i uspokoiła nieco,
pracujący na najwyższych obrotach umysł. Wreszcie ją znalazł,
dopiero przy południowej granicy. Dobrze, że nie wybrał innego
kierunku. Zbierając wszystkie siły, pognał wyznaczoną przez
poprzedników ścieżką. Trwoga nie opuściła go jednak, wiedział,
że ślad nie był świeży, mógł mieć już nawet kilka godzin, co
nie wróżyło zbyt pomyślnie. Liczył, że członkowie tej
niefortunnej ekspedycji nie odeszli zbyt daleko ani nie wracają już
zostawiwszy Kali w miejscu tak mało dla niej odpowiednim. Cholera.
Nie ona powinna tam trafić.
Słońce zaczynało gasnąć. Hyarin
nie pierwszy raz błogosławił swoją dobrą orientację w
przestrzeni i umiejętność wyczuwania energii ciał niebieskich.
Choć do zachodu pozostało jeszcze trochę czasu, przynajmniej
pewność siebie go nie opuszczała. O wiele trudniej byłoby szukać
po omacku, bez zorientowania się w czasie i przestrzeni. Grafitowy
wilk biegł głuchym pustkowiem, śnieg iskrzył się
pomarańczowo-czerwonym odcieniem, sygnalizując rychłe nadejście
zmierzchu. Czas nieustannie trzymał basiorowi nóż na gardle
świadomością oddalającej się wadery i pościgu, który chyba
coraz bardziej go doganiał. Umysł podsunął mu analogiczne
wspomnienie sprzed kilkudziesięciu godzin, kiedy też prowadził
oszalałą gonitwę, lecz z całkiem inną motywacją niż teraz.
Uśmiechnął się ironicznie. Czy życie w stadzie to troska o
innych? Zapach Kali i
towarzyszących jej wilków stał się intensywniejszy. Musieli być
blisko, dosłownie niecały kilometr od niego. Hyarin sapnął,
rzucając bogom nieme podziękowanie, że raczyli ukrócić jego
mękę, a wysiłek się opłacił. Nie wiedział ile dokładnie
przebiegł, ale czuł, że ciało niedługo wystawi mu za to
rachunek, a cena będzie wysoka. Ostatkiem sił dotarł w pobliże
trzyosobowej grupy, zatrzymując się w odległości kilkunastu
metrów. Zauważył też jak Kali nagle zesztywniała, jak biegła w
jego stronę kompletnie zdezorientowana, jeszcze w opasce na oczach.
Zwrócił pysk pod wiatr, w stronę umierającej gwiazdy, która już
szykowała się do spoczynku. Zaraz będzie mógł zobaczyć jej
oczy. Oczy, które przeszywają go na wskroś szczerym, niewinnym
spojrzeniem jak srebrna stal ostrego sztyletu. Drobna wadera wpadła
na niego z impetem i z niedowierzaniem zaczęła sunąć łapami po
jego piersi. Przez jego zmęczone ciało przeszedł dziwny dreszcz.
Było to osobliwe uczucie dotyku drugiego stworzenia, czułego i
delikatnego, którego nigdy nie doświadczył. Wyczuwał drżenie jej
łap jakby nie dowierzała, że faktycznie tu jest. Gdy się
upewniła, rzuciła mu się w ramiona ze stłumionym szlochem. Nie
wiedział jak się zachować, więc stał tylko spoglądając z góry
na wstrząsane płaczem ciało, które przywarło do niego,
najwyraźniej szukając pocieszenia.
- Przepraszam – usłyszał cichy
głos, który rozbrzmiał zaraz nieco głośniej. - Przepraszam!
Poczuł jakby z jego barków opadł
jakiś ogromny ciężar. Dopiero teraz przypomniało mu się jak bardzo był
na nią zły za jej egoizm i bezsensowną brawurę. Ogarnął go
spokój, tak cudowny po tylu godzinach poszukiwań. Wreszcie ją
znalazł.
- Nie powinno cię tu być, jesteśmy
za południową granicą – ciemnoczerwona wadera, jedna ze stróżów obecnych
przedwczorajszej nocy, podeszła do zastygłej dwójki. Kali odsunęła
się powoli od basiora i zwróciła pysk w jej stronę, najwyraźniej
z zamiarem ponownego przejęcia kontroli nad sytuacją. Hyarin nie
mógł tym razem na to pozwolić, żeby przypadkiem altruistyczna natura znów nie zawładnęła waderą.
- Zaszło pewne … nieporozumienie –
odparł basior bezbarwnie, wysuwając się nieco do przodu, by stanąć
twarzą w twarz z rozmówczynią. Patrzyła na niego wyjątkowo
nieprzychylnie, zupełnie jak Szkło i jego syn. Na bogów, czy
wszyscy mają mnie za zło konieczne? Zdał
sobie sprawę, że tylko Kali była mu do tej pory życzliwa, nawet
po tym, co zrobił.
- Jeśli się nie mylę za jakieś
dwadzieścia minut dogoni mnie pościg, w którego skład najpewniej
wchodzi Agrest i nasz drogi strażnik śledczy – skłonił w tym
miejscu głowę, nie bez odrobiny szydery. - Wyszły na jaw nowe
fakty, co myślę, może zmienić całkowicie przebieg wydarzeń.
Zechcesz na nich poczekać ten moment?
Mierzyli się przez moment lodowatymi
spojrzeniami, od których aż gęstniało znajdujące się między
nimi powietrze. Wadera jednak ustąpiła i odeszła do drugiej,
młodszej, mimo to nie spuszczając z oczu pozostawionej w odległości
pary. Hyarin westchnął ciężko, czując nagły przypływ wycieńczenia.
- Co się dzieje? - odezwała się
wreszcie Kali. Nie zauważył, kiedy zapadł zmierzch, a ona
ściągnęła krępującą wzrok opaskę. Przyglądała mu się teraz
wielkimi oczami, w których gorał żywy strach i niezrozumienie.
Basior pochylił się nieco, by mieć pysk na jej wysokości, gotów
na wybuch żalu i wyrzutów, który mógł zaraz nastąpić.
- Wyznałem wszystko Agrestowi, gdy
dowiedziałem się, co zrobiłaś. Nie sądziłem, że twój plan
obejmuje bezpodstawne oczyszczenie mnie z zarzutów, choć większość
winy leży po mojej stronie – uniósł łapę, gdy zobaczył, że
otwiera pysk, by mu przerwać. - Nie pozwolę byś siedziała w tym
sama. Zakładam, że wrócisz ze mną do watahy zamiast odstawiać
jakieś dziecięce zagrywki. Być może oboje nas umieszczą w
szpitalu. Przyjmę to pokornie, jeśli przestaniesz zgrywać
bohatera.
W jej oczach ponownie zalśniły łzy,
a twarz rozjaśnił niespodziewany uśmiech.
- Oj przestań... - mruknął Hyarin,
bojąc się, że ta znowu się rozklei. Wiedział, że postąpił
zupełnie tak jak ona, wbrew jej misternemu planowi, ale nie mógł
inaczej. Ciężar winy zgniótłby go w końcu. A bardzo cenił sobie
sprawiedliwość.
- Wreszcie... - usłyszeli zziajany
głos za nimi, na który odwrócili się jednocześnie. Agrest, Szkło
i biały wrzód na ogonie Hyarina stanęli przed nimi. Ten ostatni
był wyraźnie przerażony, patrzył z przestrachem na ojca, którego
wyraz twarzy zdradzał skrzętnie tłumioną wściekłość. Widać
oberwało się nie tylko ich dwójce.
- Hyarin, zostajesz … zatrzymany –
wysapał Agrest, pochylając głowę w rozpaczliwej próbie nabrania
powietrza.
- Wedle rozkazu, mości władco –
grafitowy basior uśmiechnął się ironicznie, zatrzymując wzrok na
Szkle. Jego spojrzenie ciskało w stronę Hyarina gromy i gdyby mogło
zabijać prawdopodobnie wszyscy w promieniu kilometra padliby martwi.
Nic dziwnego. W ciągu zaledwie dwóch dni zawiodło go dwoje dzieci.
Córka kanibal, syn kłamca, choć działający w dobrej wierze.
Ale czy tym powinien się kierować strażnik śledczy? Bądź co bądź, próbował ratować siostrę.
- Wracajmy – wycedził płowy wilk i
ruszył w drogę powrotną, nie oglądając się na resztę.
Najszybciej zrównała się z nim ciemnoczerwona wadera, która
otarła się o jego bok, wyraźnie zmartwiona jego stanem. Tak oto
wycieczka wracała na tereny watahy i choć nastroje były różne,
od radości do gniewu, wszyscy chyba poczuli to samo. Ulgę i spokój,
że idą w stronę domu.
Nie zaczęło nawet świtać, gdy
zmęczeni wędrowcy dotarli do Polany Życia. Posępne góry wznosiły
ku niebu milczące szczytów oblicza niczym inkarnacje bóstw,
pilnujące tego skrawka ziemi, im danego w opiekę. Agrest zatrzymał
ten cudaczny pochód i popatrzył po twarzach wszystkich.
- Szkło, tobie powierzam tę dwójkę,
by bezpiecznie dotarli na miejsce przeznaczenia. Natomiast na mocy
danej mi władzy umieszczam was oboje w jaskini medycznej na
obserwacji bądź ewentualnym leczeniu, na czas nieokreślony –
uśmiechnął się serdecznie jakby oznajmiał, że świąteczna
choinka dotrze na czas i uratował święta. Jednak skazanej dwójce
nie było do śmiechu. Szczególnie drobnej waderze, która drżała
nie sposób powiedzieć czy ze strachu czy z zimna.
- Musiałeś się unieść honorem, co
nie? - warknął do Hyarina jej brat, niespodziewanie stając obok
niego. Basior wzdrygnął się na ton jego głosu, ale niemalże
zaimponowała mu ta jawna wrogość. Wydawało się to niemal urocze
jak złość chłopca, któremu wszystko poszło nie po jego myśli.
- Zdawało mi się, że wyraziłem się
jasno. Honor mi nie pozwoli na takie manewry – uciął dyskusję
zanim ta rozkręciła się na dobre. Młody basior warknął tylko i
odsunął się na tyły grupy.
Słońce zdążyło się już wychylić
zza zachmurzonego horyzontu, gdy ponura procesja dotarła przed
wejście jaskini medycznej. W progu stała czarno-biała wadera o
nieprzeniknionym wyrazie pyska, którego połowa skryta była za
kurtyną ciemnej, gęstej grzywy. Na jej widok Kali wyraźnie
skurczyła się w sobie i spuściła wzrok pod jej wyraźnie
oceniającym spojrzeniem. Z pewnością się znały, choć Hyarin
zupełnie jej nie kojarzył, zresztą to nie pierwszy wilk, o którego
istnieniu się ostatnimi czasy dowiedział. Szkło bez słowa odszedł
razem z trwającą u boku towarzyszką, za nimi młodsza ze stróżów,
został tylko biały brat z przekrzywioną czapką na kędzierzawej
głowie.
- Zapraszam – rzekła wadera,
odsuwając się, by zrobić im miejsce.
- Flora, ja... - Kali zaczęła
rozpaczliwie, ale ta dała jej do zrozumienia, że to nie czas na
takie rozmowy. Wydawała się być już poinformowana o tym, co
zaszło, bo po wejściu do środka nie zadawała im żadnych pytań,
tylko posadziła na łóżkach.
- Prześpijcie się, porozmawiamy
później, gdy będziecie przytomni – nakazała, a jej wizerunek
wydał się od razu cieplejszy. Uśmiechnęła się nawet lekko po
tych słowach, a w jej oczach błysnęło współczucie. Hyarin
rozejrzał się dookoła po wyjściu Flory. Ta część jaskini była
pusta i najwyraźniej od głównego pomieszczenia dzieliła ich
skalna ściana. Między nią a łóżkami zmieściłby się najwyżej
jeden wilk. Być może miejsce było przygotowane specjalnie dla
nich, a może po prostu nikt z niego najczęściej nie korzystał.
Zerknął na Kali, która leżała zwinięta obok niego. Nigdy nie
zasypiał w pobliżu innego wilka. A do tego wadery. Serce zabiło mu
mocniej, świadomością bliskości jedynej przyjaznej mu osoby.
Kiedy stałem się tak emocjonalny? Zganił się w duchu.
Zostaw uczucia na zewnątrz tej jaskini, najpewniej czekają cię
teraz ciężkie dni. Nie wiesz, kiedy znów pojawi się ten nieznośny
głód...
Ten nadszedł niespodziewanie, burząc
spokój medycznej jaskini, łapiąc brutalnie Hyarina za gardło i
przyciskając go do ściany. I choć basior dokładał wszelkich
starań, by nad nim zapanować, czuł, że jest bliski utraty
drogocennej kontroli.
- Dobrze się czujesz? - Kali położyła
mu łapę na ramieniu. Mimo środka dnia, nie miała zasłoniętych
oczu dzięki zacienionemu kącikowi, w którym siedziała. Zlany
potem basior spojrzał na nią półprzytomnie.
- Nic mi nie będzie – odparł na
tyle trzeźwo na ile pozwalało mu dławiące go pragnienie
rozszarpania pierwszej lepszej, żywej istoty napotkanej na swojej
drodze. Od Kali dowiedział się, że spał cały dzień i noc, a
obudził się dopiero drugiego dnia ich pobytu w szpitalu. Nie
zdziwiło go to zbytnio, jego organizm wymagał regeneracji po
zaledwie dwóch czy trzech godzinach przespanych w areszcie. I
znowu w niewoli – pomyślał z goryczą.
- Flora mówiła, że niedługo
przyjdzie Vitale, to nasz psycholog. Będzie chciał z tobą
rozmawiać... - wadera najwyraźniej chciała przekazać tę
wiadomość najdelikatniej jak się dało, ale słychać było echo
niepokoju w jej drżącym głosie. Hyarin zerknął na nią z
ciekawością.
- Ciebie już zgarnął? - kiwnęła
głową.
- Był tu, gdy spałeś. Zadawał dużo
pytań … chyba przed nim nie da się nic ukryć – uśmiechnęła
się niewyraźnie. Pobyt tutaj raczej nie działał na nią jak
wakacje w sanatorium. Nim zdążył zapytać dokładnie o wydarzenia
poprzedniego dnia, czarno-biała strażniczka miru jaskini przybyła,
by zaprowadzić grafitowego pacjenta na spotkanie z nową nemezis.
Posłusznie wstał, odprowadzany wystraszonym spojrzeniem partnerki w
tej niewesołej sytuacji.
Vitale okazał się czarnym jak smoła,
dość smukłym wilkiem. Co go wyróżniało? Szkarłatne oczy, o
ironio. Odcień krwi, której Hyarin tak bardzo teraz potrzebował.
Przełknął ślinę, która nagromadziła się pysku na skutek tego
diabelskiego skojarzenia.
- Miło poznać, nazywam się Vitale –
rzucił, nie przestając się uśmiechać w dość osobliwy sposób.
Mogło się wydawać, że jego naprawdę bawi cała ta sytuacja.
Pacjent milczał, mierząc go łakomym wzrokiem. Przestań! Do
ciemności duszy zaślepionej rządzą dostał się cichy głos.
Basior potrząsnął głową, nie wiedząc, której strony swojego
chorego umysłu posłuchać. Jego dość widocznym zmaganiom
przyglądał się psycholog.
- To zapewne okropne uczucie –
stwierdził zaciekawiony i przysunął się bliżej. - Niesamowite
jak uzależnienie może nadszarpnąć wolę, a dość długo to
ukrywałeś.
Musnął barkiem ramię Hyarina, który
oddychał chrapliwie, nie ustając w śmiertelnej walce. Drżał cały
jak narkoman podczas przeżywania objawów zespołu odstawiennego.
Ale przecież jemu to nie groziło! Popatrzył wystraszony na
psychologa, oszalałym z głodu wzrokiem, ale napotkał tylko chłodne
spojrzenie barwy krwi. Czuł się bezbronny, prawdopodobnie pierwszy
raz od szczenięctwa, przegrywał w walce z wewnętrznym demonem.
Ostatnia sensowna myśl jaka go nawiedziła brzmiała: Dlaczego
teraz to odczuwam? Dlaczego wcześniej się to nie zdarzyło?
- Odsuń się – wychrypiał, czując,
że czas zadecydował za niego i sam postanowił dłużej nie
przeciągać struny. Vitale uśmiechnął się.
- Zaatakujesz mnie? - zapytał cicho,
tkwiąc dalej w tym samym miejscu, nie zdradzając nawet odrobiny
strachu przed tym, co zaraz miało się stać. Być może doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, przychodząc tutaj. Możliwe, że nie
na takich już trafiał w swoim życiu. To nie były już jednak
rozważania Hyarina. Opanowany szaleństwem basior skoczył ku niemu
z dzikim warkotem, zmieniając się w bestię. Symbol na jego piersi
rozbłysł złotem, tym razem, będąc ewidentnym zwiastunem
nieszczęścia. Oczy przybrały niezdrową barwę syropu malinowego,
obrazując obłęd, do którego doprowadziła basiora zbyt długa
abstynencja. Można by uznać, że to wcielenie demona w skórze
śmiertelnika, a to tylko przyzwyczajenia pielęgnowane przez lata,
które w końcu doprowadziły wilka do prawdziwej psychozy. Silne
szczęki drapieżnika nie dosięgnęły jednak gardła potencjalnej
ofiary. Psycholog powalił Hyarina jednym, potężnym ruchem łapy i
przygniótł go do ziemi. Twarde pazury utrzymywały głowę wilka
nieruchomą, podczas gdy reszta ciała wiła się w niemym gniewie,
dając upust wściekłości poprzez drapanie skalnej podłogi.
- Interesujące - szepnął czarny basior, szczerze zainteresowany, przypatrując się delikwentowi z dziwną fascynacją.
- Czy jest zagrożeniem dla otoczenia?
- dobiegł ich cichy głos Flory, która najwyraźniej przyglądała
się zdarzeniu, stojąc teraz w rogu pomieszczenia. Vitale zmierzył
krytycznym spojrzeniem kotłujące się pod łapą ciało.
- W tym momencie? Tak.
<Kali?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz