poniedziałek, 22 lutego 2021

Od Pandory - "Krwawy księżyc"

Tamta noc była wyjątkowo spokojna. Bezchmurne nocne niebo ukazało miliony połyskujących konstelacji gwiazd oraz księżyc w pełni, w którego bladym blasku tonęły wysokie szczyty i korony drzew. Z ciągnącego się nieopodal pasma górskiego spływała gęsta mgła, która zalała podłoże kamienistego wąwozu i w pełni je spowiła. Głuchą ciszę przerywały jedynie ciche szepty oraz niosące się echem odgłosy uderzających o skalną powierzchnię łap. Strudzony oddech szarego basiora wskazywał kierunek, w którym podążał. Próbował zgubić prześladowcę, jednak ostatecznie sam zaczął mylić ścieżki. Ciemna wilczyca sunęła przed siebie spokojnym krokiem niczym zjawa, która wie, że przed nią nie ma ucieczki. 
- Dziewięć.. Osiem.. Siedem.. Sześć.. Pięć.. Cztery.. Trzy.. Dwa.. Jeden - Przymknęła powieki i upewniwszy się, skąd dochodzi odgłos panicznego biegu, skierowała w ową stronę wiązkę krystalicznej energii. Po wąwozie rozległo się echo uderzenia błyskawicy i rozpadających się skał, które dana energia rozerwała i odrzuciła na boki. Razem z nimi na kamienną ścianę poleciał uciekinier, który po nagłym upadku stracił dech w piersiach. 
- Oh, zraniłam cię? - Z ust wadery wydobyło się drwiące westchnienie, a jej pysk wykrzywił się na chwilę w sarkastycznym uśmiechu. Basior odkaszlnął, próbując przywrócić prawidłowe funkcjonowanie płuc, po czym powoli wstał i zwrócił się ku niej. 
- To znowu ty - Rzucił bardziej do siebie, niż do niej. - Czego chcesz?! - Chrapliwe warknięcie wydobyło się z pyska szarego samca. 
- Cudownie. Skoro już tu jesteś, to może jesteś w stanie odpowiedzieć mi na pytanie. Teraz.. - Zanim zdążyła dokończyć, basior odskoczył w bok i szybkim susem wyminął ją. - Poważnie? - Syknęła, kładąc po sobie uszy. Powoli nudziła ją ta zabawa w kotka i myszkę, a raczej w łowcę i ofiarę. Wiązki błękitnej energii przebiegały wzdłuż jej tułowia, aż dotarły do łap. Basior zbliżał się już do wyjścia ze skalnego labiryntu, jednak w tym samym momencie usłyszał głośny odgłos przypominający trzask. Tuż przed jego pyskiem znalazła się sterta opadających skał, które wzbiły do góry kurz i małe odłamki. Wilk odskoczył w porę, cudem unikając spotkania z przeznaczeniem. Odkaszlnął, pozbywając się zalegającego pyłu, po czym skierował wzrok ku górze. Nie było mowy o dalszej ucieczce. Znalazł się w martwym punkcie.
- Gdzie mogę znaleźć twojego mistrza, Barodiusa? - Jej głos brzmiał niezwykle spokojnie, aczkolwiek można było dosłyszeć w nim zniecierpliwienie i irytację, które podkreślało przeszywające spojrzenie. Nocne niebo powoli ustępowało promieniom słońca, które swoim światłem zalewały coraz większy obszar wąwozu. 
- Dlaczego miałbym ci cokolwiek powiedzieć? - Warknął żarliwie. - Nie myśl, że nie rozpoznałem twojej mocy. Słyszałem wiele plotek o czarnej wilczycy i o błękitnej błyskawicy, którą włada! - Wilk zaczął mówić z coraz większą zajadłością. Powoli napinał mięśnie i ustawił się w pozycji gotowej do ataku. - Mistrz Barodius ostrzegł mnie przed tobą.. Że możesz go szukać.. Ale ja nie pozwolę ci przejść! - Żółte oczy młodego wilka połyskiwały gniewnie. Słowa wypowiadane z jego pyska były coraz ostrzejsze, jakby chciał przeciąć nimi skórę czarnej wilczycy. W pewnym sensie podziwiała ona jego oddanie, które jeszcze jakiś czas temu towarzyszyło również jej, jednak nie zamierzała porzucić swoich planów na rzecz ślepo zapatrzonej w morderców jednostki. 
- Tak, tak.. Jeśli inni strażnicy, których spotkałam po drodze, byli równie poważni, może byłabym trochę przestraszona twoją groźbą - Wadera odwróciła się ku wschodzącemu słońcu. Po chwili zniżyła głos, który przybrał jawnie agresywna barwę. - Jednak sugeruję, żebyś lepiej zaczął szybko odpowiadać. Chyba, że muszę zmusić cię do odpowiedzi - Gdy samica odwróciła ku niemu głowę, basior ujrzał szereg zębów i gorliwie wpatrzone w niego lazurowe oczy.
- Wy.. Wysoko urodzeni. I te wasze głupie konflikty oraz wojny! - Pełen nienawiści ton podkreślało intensywne warczenie. - Nie zdradzę mojego Mistrza ani jego tajemnic komuś twojego pokroju. Bez względu na to, jak groźna myślisz, że jesteś! - Szara sylwetka pochyliła się delikatnie do przodu, napięła mięśnie i ugięła łapy, szykując się do walki. Złociste oczy młodego samca błyszczały złowrogo. Nawet w obliczu śmierci pozostawał wierny swoim ideałom. Inspirujące.. - Nie pozwolę ci tam przejść! - W tym momencie wyminął ciemną wilczycę i zablokował jej jedną z pozostałych dróg. 
- Oh, "tam" powiadasz? Więc jest blisko? -Wadera zaśmiała się szyderczo. Powolnym krokiem zaczęła zbliżać się w jego kierunku. Po chwili jednak wyraz jej pyska zmienił się całkowicie. - Zaraz rozluźnię ci język - Oczy samicy jakby ściemniały, a równoległe warknięcie ukazało szereg ostrych zębów. Po jej czarnej sierści przebiegła błękitna, nierównomierna nić. Potem była już tylko ciemność, a w tle unosił się swąd palonego ciała.
---
Ciemna masa przeciskała się przez wnęki i tunele wydrążone w kamiennej skale. Z każdym krokiem coraz wyraźniej czuła zapach innych wilków oraz woń nieuniknionego przeznaczenia. Właśnie to wydarzenie miało być punktem kulminacyjnym jej podróży. Na to czekała od tak dawna. Mimo tego, z każdym uderzeniem serca czuła się coraz bardziej niepewnie. Nie była pewna czy jest już gotowa na to, co miało wydarzyć się w ciągu najbliższych minut. Nie miała jednak czasu na głębsze rozważania i wahanie się. W końcu dotarła do końca tunelu, który od rzeczywistego świata oddzielał spory głaz. Wadera musiała włożyć sporo siły w przesunięcie go, jednak ostatecznie udało się jej. Powitał ją napływ świeżego powietrza, które z wdzięcznością przyjęła po spędzeniu tak długiego czasu w dusznym tunelu. Zeskoczyła tuż obok wejścia do ogromnej jaskini. Niewiele myśląc udała się do środka, uważając, aby nie trafić na zbędnych świadków. W środku panował półmrok, dlatego wilczyca musiała odczekać chwilę zanim jej wzrok przyzwyczaił się do takowych warunków. Ruszyła przed siebie wypatrując ewentualnych przeszkód lub niebezpieczeństw. Droga w głąb jaskini zajęła jej więcej czasu niż przypuszczała. W końcu jednak jej oczom ukazał się ogromny, płaski głaz, na którym leżał cel jej podróży. Miedziano-mahoniowy basior odwrócony był do niej plecami. Wadera ruszyła powolnym krokiem w jego stronę. To było zbyt proste. Cała ta sytuacja wydawała jej się nierealna, jakby śniła. Poza tym coś tu było nie tak..
- Jak na "arcymistrza", nie ukrywasz się zbyt dobrze - Skwitowała gorzko. - Ale wiesz, dlaczego tu jestem. W końcu ostrzegałeś mnie - Słowa te wadera wypowiedziała niezwykle pogardliwie. Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Leżące ciało nawet nie drgnęło. Dopiero po okrążeniu skały wilczyca zrozumiała dlaczego. Z pyska miedzianego basiora wypływała stróżka szkarłatnej krwi. Reszta jego ciała była jednak nietknięta. Gdyby nie kałuża  burgundowej cieczy i wyłupiaste, zamglone oczy, basior wyglądałby jak podczas spokojnego snu. Wilczyca momentalnie cofnęła się, zesztywniała i wbiła oszołomiony wzrok w bezwładne ciało. Nie mogła uwierzyć w to, co widziała. Nie wiedziała też, czy jest bardziej zszokowana, zawiedziona czy.. 
- Ah, wstydliwe, nieprawdaż? - Melancholijny głos dobiegający ze spowitej cieniem części jaskini wyrwał ją z transu. - To trochę poniżające, jak upadają dawni mistrzowie  - Wadera nie była w stanie odgadnąć, czy słowa te przepełnione są większą ironią, czy pogardą. - Zdajesz sobie sprawę, że stroszenie futra w ten sposób sprawia, że wyglądasz jeszcze bardziej jak przestraszony szczeniak? - Sarkastyczna uwaga sprawiła, że z ciemnego pyska wydobyło się warknięcie. 
- Tropię go od siedmiu miesięcy. Myślisz, że możesz tu sobie tak po prostu wejść i zabić kogoś takiego?! - Jej ton był przepełniony niedowierzaniem, które po chwili przerodziło się w agresję. 
- Tak długo? - Zaszydził. Sposób, w jaki nieznajomy wypowiadał słowa, przyprawiał ją o coraz większą dezorientację i złość. - Zastanawiam się.. Dlaczego? - Zanim wadera odpowiedziała, jej rozmówca w końcu wyłonił się z cienia. Jej oczom ukazał się postawny, rosły basior z bursztynowo-czerwoną sierścią. Z pozoru wydawał się zwyczajny i niepozorny, jednak wilczycy nie umknął połyskujący blask w jego złocistych oczach. Gdy w końcu ukazał się jej w pełni, wadera nie wytrzymała. Była wściekła na oprawcę, który odebrał jej szansę na zemstę. Tyle zmarnowanego czasu, tyle straconych istnień, a wszystko przepadło przez kaprys jakiegoś przybłędy. Ciemna sylwetka jednym susem znalazła się przy samcu, który bez chwili zawahania zrobił unik i posłał wilczycę na kamienne podłoże. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, postawił swoją łapę na jej kończynie, a drugą na głowie. 
- ..Kim więc możesz być? - Wadera wzdrygnęła się czując jego ciepły oddech przy swoim uchu. 
- Nie wiesz z kim masz do czynienia - Wysapała, łypiąc nienawistnie oczami w stronę oprawcy.
- Ty również - Wycedził, uśmiechając się ironicznie. Ciało wadery przebiegły drobne iskierki, które po chwili przerodziły się w potężną błyskawicę. Po jaskini rozległo się głuche echo. Wilczyca nie mogła uwierzyć własnym oczom. Po czerwonej sierści basiora przebiegała jej własna energia, która nawet go nie drasnęła. Samiec przymknął na chwilę powieki, po czym wchłonął iskierki i zatopił swoje złociste spojrzenie w ofierze. 
- Niezbyt mądrze jest ujawniać swoje moce nie znając przeciwnika - Jego słowa były wypowiadane z niezwykłym spokojem i cynizmem. - Uważasz, że twoja pierwszorzędna magia uratuje cię za każdym razem? - Szepnął, po czym dodał, zniżając ton. - Właściwie ty i ja jesteśmy do siebie podobni.. Oboje używamy naszych mocy, aby uzyskać to, czego chcemy. 
- Nie jestem taka, jak ty - Warknęła, próbując wyswobodzić się spod jego łap. - Kim jesteś? Dlaczego zabiłeś Barodiusa?!
- Mistrzowie jego pokroju nie mają już miejsca wśród naszego rodzaju - Basior odwrócił pysk w stronę leżącej bezwładnie sterty futra. - Przyjął śmierć z uśmiechem na twarzy, szczęśliwy, że jego sekrety umarły razem z nim. Zastanawia mnie tylko, skąd się o nim dowiedziałaś. Tak czy inaczej, musiałaś być bardzo zdesperowana, aby wspiąć się tak wysoko. Będziesz musiała jednak ponieść konsekwencje.. - Potok słów skierowany w jej stronę był coraz bardziej przytłaczający. Wadera, nie czekając ani chwili dłużej, wypuściła wiązkę energii w stronę kamiennej ściany. Skała pokruszyła się pod wpływem uderzenia, a odrzucone kawałki trafiły w basiora, który chwilowo stracił równowagę. Wilczyca wykorzystała szansę i odepchnęła przygniatające ją ciało. Ruszyła pędem w stronę otwartej przestrzeni. Jej oczom ukazała się rzeka, która najwidoczniej przepływała przez wnętrze jaskini. Niewiele myśląc, skoczyła w dół skalnego klifu. Miała już opaść na łapach, gdy z niewyjaśnionej przyczyny odwróciła głowę. Złote oczy basiora wpatrywały się w nią z mroku, co momentalnie sprawiło, że straciła ona równowagę. Kamienne podłoże znalazło się pod nią szybciej niż przypuszczała. Nie zdążyła już ułożyć łap pod odpowiednim kątem i wtedy usłyszała gwałtowne pęknięcie. Ostry ból przeszył jej prawą przednią łapę, co spowodowało, że upadła z sykiem. Za sobą słyszała odgłos zbliżającego się już basiora. Nie mogła dłużej czekać. Jej ciemne futro zniknęło po chwili pod taflą rwącego nurtu wody. Niestety, niefortunne zderzenie ze znajdującym się pod wodą głazem sprawiło, że wilczyca straciła przytomność.
---
Z letargu wybudził ją powiew lodowatego powietrza, które muskało jej przemoczoną sierść. Wadera powoli uniosła powieki, tym samym pozwalając sobie ujrzeć otaczający ją świat. Zobaczyła śnieg, który starannie pokrył ową krainę. Wilczyca dopiero po chwili uświadomiła sobie, że połowa jej ciała wciąż znajduje się w wodzie. Tylne łapy, które zanurzone były w zimnej cieczy, mocno zesztywniały pod wpływem niskiej temperatury. Wadera wyczołgała się na brzeg, ciągnąc przy tym przemoczone łapy i ogon. Opadła na podłoże i przymknęła powieki, zatapiając się w przytłaczających myślach. Nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Żaden znajomy zapach nie unosił się w pobliżu, ponadto w oddali słyszała dziwne, niezrozumiałe odgłosy, z pewnością nienależące do fauny. Głowa wilczycy wciąż nieprzyjemnie pulsowała po konfrontacji z parszywie umieszczoną skałą. Poza tym niska temperatura coraz bardziej wpływała na jej organizm. Samica zdawała sobie sprawę, że musi znaleźć jakiekolwiek schronienie - nie tyle przed mrozem, co przed ewentualnym zagrożeniem. Z trudem dźwignęła się na łapy i wtedy poczuła ten przenikliwy ból, któremu zawtórowało ciche syknięcie. Całkowicie zapomniała o stanie, w którym był jej nienaturalnie wykrzywiony nadgarstek. Zacisnęła zęby i ruszyła przed siebie, uważając, aby nie stracić równowagi. Poruszanie się na trzech kończynach mimo wszystko nie należało do najłatwiejszych zadań. Irytowała ją jej własna niemoc, jednak nie mogła nic z tym zrobić. Jej organizm z każdym krokiem coraz bardziej protestował, jakby narządy i mięśnie chciały się poddać. Na szczęście umysł wciąż był świadomy i sprawiał, że ciało sunęło do przodu, przedzierając się przez połacie śniegu. W końcu w turkusowych oczach zalśniła iskierka nadziei. Kilka metrów dalej znajdowała się przewrócona karpa, pod której wyrwanymi korzeniami znajdowało się wgłębienie w ziemi. Schronienie otaczało sporo pokrytych śniegiem drzew, co pozwalało uniknąć spotkania z coraz bardziej porywistym wiatrem. Wilczyca chwyciła pyskiem leżącą nieopodal gałązkę sosny, którą sprawnie zamiotła najbliższe ślady. Zasypana ścieżka nie wyglądała naturalnie, aczkolwiek wciąż prezentowała się lepiej niż same odciski łap. Zerknęła jeszcze raz na śnieżną krainę, upewniając się, że nikt jej nie widział, po czym wskoczyła do sporej nory. Na szczęście nie było w niej czuć obecności innego stworzenia, więc wadera mogła w spokoju ulokować się i wylizać mokre, zmierzwione futro. Po toalecie zwinęła się w kulkę, tak, aby zminimalizować utratę ciepła. Następnie poddała się zmęczeniu i pozwoliła opaść powiekom, tym samym zasypiając. 
Z miarowego snu wyrwał ją nagły odgłos przedzierającej się przez śnieg istoty. Stworzenie poruszało się niepewnie, co wynikało z nieregularnych odgłosów stawianych kroków. Wilczyca wstrzymała oddech. Nie miała sporych szans w starciu z przeciwnikiem. Wciąż nie odzyskała sił, a łapa nie pozwalała jej na sprawne poruszanie się. Mimo tego postanowiła, że będzie się bronić, a jeśli los zaplanował tu jej śmierć, to przynajmniej zginie jak wojownik. Uniosła się na ugiętych łapach, naprężyła obolałe mięśnie i wbiła wzrok w zbliżającą się sylwetkę. Gdy istota podeszła wystarczająco blisko, wilczyca rozpoznała, że to przedstawiciel jej gatunku.

< Ktośku? > 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz