Gonił tego ptaka dobre 2 godziny dopóki zziajany i zmęczony nie przysiadł sobie na jakimś porzuconym pieńku, których o dziwo leżało tu sporo. Dyszał niemiłosiernie mocno i parskał zmarzniętym nosem, chcąc wyrzucić z siebie chociaż odrobinę chłodnego powietrza, które teraz już nieprzyjemnie drażniło jego gardło, paląc niczym żywym ogniem. Wystawił język na wierzch już nie mogąc znieść uczucia duszności jakie złapało jego płuca. Jednak 3 godzinny, bieg sprintem wymęczył go doszczętnie. Jednak nie chciał poprzestawać na tym, ale porządny odpoczynek był mu na rękę. Dlatego kiedy tylko złapał porządnie oddech i uspokoił dudniące serce, które pomimo to nadal pozostawało szybkie i niespokojne, obrał kierunek na dom. Truchtał, ponieważ trening to trening, jednak jego tempo było niezwykle wolne. Zbliżało się wręcz do spaceru, jednak im dalej biegł tym lepiej mu szło. Wolno bo wolno ale rozkręcał się przyspieszając i kończąc na tempie które utrzymywał na początku. Dla czystej zabawy też wracał po swoich śladach starając się stawiać łapy w swoich śladach. Więc musiał wysilić do ostatku swoje zmęczone mięśnie aby wycelować w dokładne małe łapki pozostawione na śniegu. Manewrował swoim ciałem najlepiej jak umiał, co tylko ćwiczyło ego zwinność.
[188]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz