Delta był zaskoczony, ale co się dziwić. Kiedy trwała jesienna zawieja i deszcze, Delta był jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów stąd, rozkoszując się prażącym delikatnie z nieba słońcem, które im dalej szedł tym bardziej zanikało za chmurami. Doskonale pamiętał swoje przejście przez jakieś góry, kiedy za nimi spodziewał się zastać ciepełko, a otrzymał mrożący łapy śnieg. W tamtym czasie postanowił że zatrzyma się tylko na zimę w tym miejscu, jednak jakoś tak się zadomowił. Pysk mu się delikatnie uśmiechnął na ten widok, ale potrzeba wzywała. Należałoby pozbyć się przyczyny cierpienia takiej ilości osób i znaleźć odpowiedź na pytanie czemu wilki nie widzą podobno metrowego krzewu. Dlatego granatowa kulka skoczyła do wyjścia z torbą u boku, jednak musiał zatrzymać się w pół kroku. Wadera, która otrzymała od niego leczenie, jezdnie i dach nad głową, bo nadal była słaba a jej rana wewnątrz dalej pozostawała niestabilnym źródłem jej przyszłych problemów. Słyszał jak bardzo natarczywy jest jej ton i jak wiele zaskakującej chęci w niego włożyła. Opanował w sobie nieziemsko wzrastającą irytację i odwrócił się.
- Dobrze. Jednak wiedz, że
daleko nie uciekniesz. Przynajmniej nie teraz. Łapę może masz sprawną ale przy
zbyt dużej ilości wysiłku twój środek znowu będzie mętną papką krwi. Poza tym,
już raz byłem w twojej głowie. Będę w stanie znaleźć cię nawet na drugim końcu
tego świata.- zagroził jej przymykając oczy. Potem wyśliznął się przez wejście
do norki. Przyszła mu przy tym refleksja, że w sumie kiedyś przydałoby się ją
powiększyć. W przejściu wpadł w większą od siebie posturę, którą od razu poznał
po zapachu i charakterystycznym rudym kolorze. Gdy tylko stanął stabilnie
zadarł głowę żeby zobaczyć umaszczony zażenowaniem pysk Pakiego. Unosił
delikatnie przednią łapę.
-Oh. Paki! Coś ci potrzeba. -
czuł jak wilczyca pojawia się za jego plecami przyprawiając Pakiego o jeszcze
większe zażenowanie. Rudy wilk odwrócił łapę żeby Delta mógł w nią zajrzeć. -
Ah... gdzie sobie to wbiłeś?- spytał zaskoczony wyjmując długi, szczuplutki
przedmiot z jego łapy. Mały wilk z wrażenia aż zastanowił się jak to się w tej
łapie mieściło, ale ten świat nie zawsze pozostawał logiczny, więc po prostu
pokręcił głową uleczając łapę starszego.
-Nie wnikaj, błagam- sapnął
kiedy granatowy wilk pracował w szybkim tempie nad ranką.
-Dobrze dobrze. Tylko nie rób
tego znowu- polecił Delta i uśmiechnął się szeroko. Jeszcze chwilę oboje potem
stali przed wejściem patrząc jak trzy rude ogony znikają między martwymi
drzewami. Wtedy też do Delty coś dotarło.
-Jak masz na imię?- zwrócił się
do wadery. Ta tylko prychnęła, smucąc i irytując basiora. Więc sam się
poczęstował tą informacją wtargają po nią na sekundę do jej umysłu. Nie chciał
wiedzieć o niej nic więcej. Nie lubił nadużywać tej umiejętności. Doskonale też
wyczuł że wadera to zauważyła.
-Zatem. Chodźmy Pandoro.-
skoczył przed siebie zostawiając w śniegu swoje ślady. Jego ton nie znosił
sprzeciwu i tym razem wadera usłuchała się.Szli dłuższą chwilę mijając kolejne
drzewa i kolejne. Oddalali się od domu Delty coraz bardziej i bardziej
zagłębiając się w tereny watahy. W końcu dotarli też do rzeki, która w tym miejscu
była rwącym życzeniem śmierci dla każdego odważnego kto chciał ją przekroczyć.
Płynące z nurtem kawały oderwanego w wyższych częściach lodu miotały się między
falami. Mały wilk zreflektował się też, że poziom wody jest znacznie wyższy niż
był wcześniej, co oznaczać mogło jedynie że gdzieś wysoko w górach albo topi
się śnieg, albo nurt porwał go rzazem z nurtem w dół. Granatowy ogon basiora zadrgał niespokojnie
widząc że kamienna ścieżka, prawie całkowicie zniknęła pod lodowato zimną wodą.
Westchnął ciężko. Aby dojść do miejsca, które podejrzewał o bycie powodem
cierpienia tylu osób musieli przejść przez rzekę. Dodatkowo widział też
spinające się mięśnie u wadery, a jego wyczulony słuch słyszał przyspieszone
bicie serca. Rzeka była zbyt szeroka aby ją przeskoczyć jednak w głowie Delty
błysnęła iskierka nadziei. Niewiele jednak zdążył zrobić zanim szybkim ruchem
musiał uniknąć ataku wadery, która rzuciła się w jego stronę. Przewidział go z
łatwością. Zdążyła tylko zahaczyć o jego pysk jednym pazurem kiedy usunął się
jej z trajektorii lotu. Na nieszczęście ich obojga lądując natrafiła na
zalodzony brzeg rzeki. Jej łapy posunęły dalej w ciągu ułamków sekund przebijając się przez taflę rwącej wody. Delta
momentalnie dopadł do niej chwytając w zęby jej ogon. Niestety nurt dorwał już prawie całą waderę, a
niezbyt postawna postura małego basiora niewiele była w stanie im pomóc. Delta
przerażony pisnął kiedy jego własne łapy zaczęły sunąć po śniegu. Słyszał
chrapliwy głos wadery, której pysk uporczywie utrzymywał się nad wodą w przeciwieństwie
do reszty ciała. Ona sama odpłynęła by zgarnięta przez lodowatą wodę gdyby nie
jeszcze to lekkie zaparcie ze strony małego basiora, który piszczał
niemiłosiernie głośno. Czuł że mu się to przyda zwłaszcza że jego przednie łapy
czuły już mokrą ciecz obmywającą jej czubki. Serce zabiło mu głośno w piersi
kiedy po kolejnym marnym pisku usłyszał biegnące łapy. Modlił się w myślach aby
biegnący wilk pospieszył się ponieważ jego nędzna siła właśnie zawodziła pozwalając
aby utrzymywał się na brzegu ostatkiem woli losu. Dlatego kiedy do jego uszu
doszło cichy dźwięk pękania lodu otworzył szeroko oczy. I tak woda pochłonęła i
jego. Jednak nie puścił ogona, a co więcej jego kark został brutalnie
pochwycony w zęby a on sam, wyciągnięty ze szponów lodowatej śmierci . Wraz z
nim za ogon niego wydobyta została wadera, której pysk niestety na chwilę
został zasłonięty przez wodę zanim wilk który przyszedł ich ocalić pochwycił i
ją. Delta wstał z ziemi otrzepując się mocno z chłodnej cieczy. Jego oddech
zwisł chmurą w powietrzu.
-Wszystko z wami dobrze?-
spytał damski głos. Kiedy basior zadarł głowę z ulgą spostrzegł Wronę.
-Tak. Dziękuję Wrona.
Dziękuję.- szepnął zaglądając na przemokniętą Pandorę. Ta dopiero wstawała z
ziemi biorąc łapczywe oddechy. - Pandoro... to było idiotyczne zagranie z
twojej strony.- westchnął. Potem podszedł do niej i usiadł obok. - Wracamy.-
zarządził. Oboje byli w końcu przemoczeni, a wadera widocznie osłabiona...
<Pandora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz