Gdzie powinienem zacząć? Oh jej pięknych niebieskich oczy, które błyszczały teraz pod wpływem emocji. Zdenerwowanie ale jednocześnie też pewność tego co mówiła malowało się na jej pysku. Mgła otaczała nas ze wszystkich stron, dając nam poczucie odosobnienia, zupełnie jakbyśmy byli jedynymi wilkami na ziemi. Wiedza, że tak naprawdę wybraliśmy siebie nawzajem z miliona innych żyjących wokół nas, sprawiała, że ta chwila była jeszcze piękniejsza.
- Nie wierze, że oświadczasz mi
się jako pierwsza. – powiedziałem z urażoną miną. – Pozwól, że spróbuje to
jakoś naprawić. – Usiadłem przed nią patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
Odetchnąłem głęboko i próbowałem znaleźć odpowiednie słowa. Czy takie w ogóle
istniały? Czy dało się w jakiś sposób przekazać to wszystko co do niej czułem? Mój
umysł starał się znaleźć odpowiednie słowa, ale czułem, że takie nie istniały.
- Podobno prawdziwie kocha się
tylko raz. – zacząłem zniżając wzrok na kilka sekund by znaleźć w sobie więcej
odwagi. – Jeśli tak miałoby być, na pewno nie byłoby nie tu teraz. Dawno temu
pokochałem piękną waderę o sierści wyjętej prosto z ognia i charakterze równie
wybuchowym. – Nie wiedziałem czemu czułem potrzebę by o tym opowiedzieć. Tym
bardziej właśnie teraz. Wydawało się to nie na miejscu. Spojrzałem w oczy Tiski
i nie zobaczyłem jednak smutku, że opowiadam o kimś kogo kiedyś kochałem i być
może nadal kocham. Zobaczyłem za to czyste zrozumienie.
- Nasza miłość nie była usłana
różami, ale zakończyła się wydając na świat praktycznie dosłowną kopię mojej
ukochanej. – wspomnienia pojawiały się w mojej głowie powodując krótkie przerwy
na uspokajające oddechy. – Patrzenie na dorastającą Karę bolało mnie każdego
dnia. Kiedy budziła mnie, chcąc się ze mną bawić, czułem jakby ktoś odtwarzał
ponownie tą samą kasetę z moim życiem, wiedząc jak ona się zakończy. – Nie mogłem
już patrzeć Tisce w oczy, mimo że niedawno dowiedziała się o tym, że moja
domniemana siostra tak naprawdę była moją córką, czułem się zły na siebie, że ją
okłamywałem. Okłamywałem dwie najważniejsze dla mnie wadery… jedną nawet od
samego jej urodzenia. Starając się nie zwracać uwagi na wstyd, który na pewno malował
się na moim pysku, mówiłem dalej:
- Zmieniłem się wtedy. Postawiłem
zaporę, która trzymała każde bolesne uczucie i każdego kto mógłby ją zburzyć
trzymałem na dystans. – uśmiechnąłem się na wpół smutno i na wpół wesoło.
Zwróciłem swój wzrok na szarą waderę, która słuchała wszystkiego cierpliwie. –
Jednak potem pojawiłaś się ty. Starałem się. Bardzo się starałem nie wpuszczać
Cię do mojego serca. Byłaś jednak nieugięta i powoli, na początku bezboleśnie,
torowałaś sobie do niego drogę. Mimo że pierwszą wyrwę w zaporze wykonała śpiączka
Kary… to Twoje odejście zwaliło mur do ostatniego kawałka zbrojonego betonu.
Tiska spuściła na chwile głowę.
Czułem jak moje serce staje na widok jej nieszczęścia. Nie wiedziałem co się
stało, że mnie opuściła, nie chciałem też by musiała do tego wracać ale
musiałem powiedzieć jej wszystko. Ten wewnętrzny impuls, który popchnął mnie
bym zaczął mówić, nie opuści mnie dopóki nie skończę. Wiedziałem o tym, tak jak
wiedziałem, że Tiska wynagrodzi mi wszystko. Właściwie już wynagrodziła, a
teraz przyszła kolej na mnie. Bym to ja pokazał jej co czuję.
- Przez czas kiedy Cię nie było,
cierpiałem. Choć nie pokazywałem tego często. Powoli odbudowywałem zaporę,
cegiełka po cegiełce starając się zawrócić swoje życie z tej innej drogi, które
obrało. Z drogi na którą nie byłem gotowy, a przynajmniej nie chciałem być. Nie
bez Ciebie obok. – Teraz już mówiłem bez przerw. Chciałem żeby smutna mina i
powoli pojawiające się łzy w oczach Tiski, jak najszybciej zniknęły. – Wiesz co
się stało jak tylko wróciłaś? Gdy usłyszałem, że jesteś u Flory, przyrzekłem
sobie w duszy, że tylko się upewnię jak się czujesz. Byłem pewny, że wystarczy
mi wiedza o tym, że żyjesz, a moje zranione serce poradzi sobie z resztą.
Tylko, że jak tylko Cię zobaczyłem, a później jak zobaczyłem chaos w Twojej głowie,
mój mur ponownie zniknął. Ponownie nic nie trzymało moich emocji, które wykorzystałem
by pomóc Ci wyzdrowieć. – Westchnąłem cicho i poczułem jak łzy zaczynają płynąć
po mojej sierści. Poczułem jak mgła wokół nas zgęstniała, jakby Tiska chciała
przytulić mnie, nie dotykając mnie przy tym.
- Bardzo bym chciał… chciałby
powiedzieć, że mam do Ciebie żal, że nie dam Ci kolejnej szansy i że nie jestem
w stanie Ci zaufać. – opuściłem wzrok by nie patrzeć jej teraz w oczy. – Tylko,
że to nie jest prawda Tisko. Wiem, że nie będę potrafił bez Ciebie żyć. Nie w
taki sposób w jaki powinienem. Mam wrażenie, że Kara nauczyła mnie kochać…
żebym mógł zakochać się w Tobie. Żebym to z Tobą spędził większość mojego
życia. – Podniosłem wzrok i ujrzałem uśmiech za falą łez. Nie wiedziałem czy
były to łzy smutku, szczęścia czy może obu tych uczuć. Wiedziałem, że teraz
wszystko zależało od Tiski.
<Tiska? Chyba muszę zmienić charakter tego bad boya...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz