Złote oczy, należące do Agresta, nawiedzały mnie ponownie nie raz i nie dwa. Właściwie każdy mój sen od pewnego czasu był nimi zatruty i choć nigdy nie śniłam o całej jego wilczej postaci, to wiedziałam do kogo należały te gały. Z każdego snu pamiętałam tylko jego wzrok, surowy, uważny, zawsze skierowany w moją stronę jakby czekał na mój zły ruch. Może to moja strachliwa dupa, przypominała mi o moich obowiązkach i o tym co może się stać, gdy ich nie wypełnię. Musiałam jak najszybciej opanować swoją moc, zanim ona opanuje mnie… inaczej oczy Agresta odnajdą we mnie to, czego tak uparcie wyczekują. Nauczona już doświadczeniem zaczęłam ignorować nawiedzające mnie, czujne patrzałki alfy i niczym Kleopatra zajęta rządzeniem, skupiałam się na treningach.
- Nym , słuchasz mnie? –
usłyszałam otrzeźwiający mnie głos. No i tyle by było z mojego skupiania się,
najwyraźniej Kleopatra ze mnie żadna.
- Słucham i mówiłam, żebyś nie
mówił do mnie Nym. Mam na imię Nymeria, zapomniałeś? – mój głos choć spokojny i
beznamiętny, przekazywał irytację w zawartych w nim słowach. Ojciec spojrzał na
mnie z lekkim uśmiechem.
- Jak mógłbym zapomnieć, skoro
sam ci je nadałem. – powiedział podchodząc do mnie bliżej i patrząc na mnie
uważnie. Słuchaj wiem, że czeka Cię teraz trudny okres, za tydzień wchodzisz w
dorosłość, musisz wybrać sobie stanowisko, zacząć żyć bardziej samodzielnie…
Ale to nie znaczy, że przestajesz być moją córką. Moją Nym. – Gdyby zobaczył
mnie wtedy, gdy jako Omega rozdzierałam
gardło, próbującej mnie ocalić Ciri, nie byłby taki dumny z bycia moim ojcem.
- Po prostu Nymeria, okey? Poza
tym wiem już kim będę. Zostanę tropicielem. – powiedziałam z pewnością o którą
siebie samej nie podejrzewałam.
- Nie wydaje mi się by istniało
takie stanowisko, Skarbie. – Tak, to była prawda. Jednak jeśli nie tropiciel to
Omega, a nie mogłam na to pozwolić. Liczyłam, że ten problem jakoś sam się
rozwiążę, ale jeśli tak się nie stanie, to będę musiała sama coś wymyślić.
- Nymeria, ojcze. – skarciłam go
ponownie, wzdychając przy tym ostentacyjnie.
- Po kim ona to ma? – Usłyszałam
w głowie. Oczywiście, że się nad tym zastanawia. Każdy rodzic myśli o czymś
takim w trakcie wychowywania dziecka. Zupełnie jakby każde nasze zachowanie
podyktowane było tylko i wyłącznie genami jakie uzyskaliśmy przy poczęciu. Nie
mówiąc już o tym, że moje poczęcie nie było do końca naturalne i kto wie, co
się dokładnie kryło w moim ciele i umyśle.
- Nymeria! – znajomy głos wyrwał
mnie z niezręcznej rozmowy, wywołując jednocześnie delikatny, choć nadal mało
emocjonalny uśmiech na moim pysku.
- Witaj, Ciri. – ta wadera chyba
była jedyną, która wiedziała o mnie wszystko tak jak ja wszystko wiedziałam o
niej. Przy niej byłam spokojniejsza o emocje, które zwykle wypełniały tylko
moją głowę. Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że ukrywałam je na siłę. Po
prostu tak było mi łatwiej uzyskać kontrolę nad mocą i ciałem, im mniej emocji
zaburzających moje osądy czy czyny, tym lepiej dla mnie i każdego wokół. Po
jakimś czasie przeniosłam uczucia na swoje wnętrze, miałam do ich dostęp,
czułam je, jednak były odgrodzone, bezpieczne, tak żeby nie wpływały na moją
moc.
Widać było, że Ciri chciała coś
powiedzieć, jednak gdy zobaczyła mojego ojca, jej pysk zamknął się momentalnie.
Spojrzała na mnie tak jak często miała w zwyczaju, dając mi nieme przyzwolenie
do odwiedzenia jej, dość popapranej, głowy. Jej mina wyglądała jakby zaraz popierdując
nad moim uchem, miała podać mi plan zniszczenia wszechświata. Spojrzałam na ojca,
który z uniesionymi brwiami patrzył na tą scenę.
Złote oczy Cię wzywają… tylko się nie zakochaj jak w końcu z nim
porozmawiasz! Usłyszałam i automatycznie przewróciłam oczami. Ciri jako
jedyna wiedziała o moich snach. Pomimo że nie pamiętałam większości sensu
swoich snów, według niej to był znak, że jesteśmy sobie przeznaczeniu, podobno
ona też śniła o tym swoim Admirale. Admirał… ten basior to niezłe ziółko.
Czasem zastanawiałam się czy więcej w jego głowie głupoty czy inteligencji. Niestety
dokładnie wiedziałam, że związek wadery to poplątanie toksyczności i zakłamania,
nie mówiłam jej jednak o tym. Bądź co bądź, wiedziałam, że ich uczucie było prawdziwe,
a dopóki ona była szczęśliwa, a on nie krzywdził jej bardziej niż już to zdążył
zrobić, nie wtrącałam się w to. Wiedziałam, że strata Admirała mogła popchnąć
tą niezrównoważoną waderę do różnego rodzaju nielogicznych, zagrażających jej
życiu czynów. Niewykluczone też, że nie tylko jej życie zostałoby zagrożone. Nie
chce myśleć co by mi zrobiła gdyby słyszała teraz moje myśli…
- Muszę już iść… tato. –
powiedziałam do basiora, specjalnie mówiąc „tato”, żeby połechtać jego delikatne
ojcowskie serduszko. Ruszyłyśmy z szarą waderą w stronę jaskini alf. Dość
niespodziewanie poczułam narastające we mnie zdenerwowanie. Moje serce
nieznacznie przyspieszyło swoje bicie, a moje oczy nie mogły skupić się długo
na jednym miejscu. Kiedy w końcu dotarłyśmy na miejsce, rozmawiając przy tym,
tak jak zwykle… Chociaż właściwie to Ciri rozmawiała, ja analizowałam w głowie,
po co Agrest miałby mnie do siebie wzywać. Chodziło o stanowisko? A może jakoś
dowiedział się o moich snach? A co jeśli on też tak śnił? A może stwierdził, że
jestem zbyt niebezpieczna i trzeba mnie wyrzucić z watahy? Może przewidział co
może się stać, albo co gorsza… Lucjan przestrzegł go o moich możliwych
ścieżkach życiowych i teraz chcą się mnie pozbyć bym nie była zagrożeniem dla
watahy.
Ciri zatrzymała się przy wejściu
do jaskini i czekała, aż do niej wejdę. Wadera miała zostać na zewnątrz i
poczekać na mnie, żebym mogła jak najszybciej zdać jej relacje. Ona była pewna,
że zakocham się w nim, a on we mnie od pierwszego wejrzenia. Kompletnie
ignorowała fakt, że po pierwsze widzieliśmy się już nie raz, przelotnie, ale
jednak. A po drugie, nie byłam jeszcze nawet dorosła. Spojrzałam ostatni raz na
waderę i mimo że mój pysk nie pokazywał oznak zdenerwowania, uśmiechnęła się do
mnie pokrzepiająco. Wyprostowałam się dumnie i weszłam do jaskini alf, nie
wiedząc co może mnie tam czekać.
<Agrest? NIESPODZIANKA!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz