Badania w jaskini medycznej nie trwały zbyt długo. Po porodzie wszystkie tkanki zaczęły się szybko goić. Z pomocą Flory i Magnusa już dwa tygodnie później wychodziłam już sama na spacery i każdy z nich był dla mnie wielkich przeżyciem. Przyroda zaklęta w białym śnie wydawała się czekać na mnie, aż w końcu do niej powrócę. Wszystko bowiem było w śniegu. Z gałęzi zwisały sopelki lodu, puch chrzęścił pod łapami, zwierzyna wciąż tak samo odbijała na nim swoje ślady. Mróz bardzo mnie orzeźwiał i pomógł szybciej dojść do siebie, delikatny wicher oczyszczał mój umysł, stając się moim najlepszym terapeutą. Świat, mimo wszechobecnej bieli, powoli nabierał kolorów. Tak wiele rzeczy zaczęło się układać. Przede wszystkim, we wzroku Magnusa dostrzegałam coraz więcej ciepła. Małe łapki rozczulały jego serce i zawsze gdy nasze spojrzenia się krzyżowały, widziałam w nich tyle emocji. Były te złe, to prawda, ale zdecydowanie z każdym dniem widoki na przyszłość prezentowały się coraz jaśniej. Co prawda, wyjaśnili mi, że spodziewają się powrotu ludzi, ale przez cały ten czas w mojej głowie zagościł niepoprawny wręcz optymizm, który zabraniał przejmować się takimi sprawami. Nie potrafiłam czuć urazy ani do szczeniąt, ani do Magnusa, jedynie może lekki do ludzi. W ciszy podejrzewałam, że to jakaś szczególna moc nowo narodzonych, siała w mojej głowie dobre myśli, bo to nie było normalne. Chociaż jakby się tak bardziej nad tym zastanowić, dużo ostatnio zdarzyło się rzeczy niezwykłych i nienormalne stawało się normalnością. Jednak magia Nymerii postawiła przed nami nie lada wyzwanie. Nic nie dawało się przed nią ukryć i co gorsze, pytała o tak wiele rzeczy. Ciężko było traktować ją jak dziecko, gdy wiedziała o tak poważnych rzeczach. Wyłapywała każde nasze wspomnienie bólu, każdą wątpliwość i wszystko domagało się wyjaśnienia. U Theodora również kłębiła się pewnego rodzaju energia, ale nikt z nas nie mógł jej zidentyfikować. Wiedzieliśmy tylko, że nie możemy zaniedbać tej magii, bo w każdym z nich kryła się potężna siła. Czy bałam się jej? Z początku tak, ale gdy mała wadera poruszyła ten temat i musiałam się znów tłumaczyć, mówiłam jej krok po kroku, prowadząc przez wszystko, co czuję, a w tym samym czasie miałam wrażenie, że sama układam sobie kolejne rzeczy w głowie. W tych dzieciach tkwi żywioł, ale strach mi w niczym nie pomoże. To dobro, ciepło i trening muszą je ukształtować. Dziękowałam w duchu, że wadera znalazła wspólny język z Ciri, którą darzyłam takim zaufaniem. Rola matki całkowicie mnie zaskoczyła i miałam tak wiele wątpliwości czy postępuję dobrze, stawiając im wymagania. Wątpliwości to może nawet za mało powiedziane. Nie miałam pojęcia, jak się zabrać za życie w takiej pokręconej rodzinie. Poszukiwałam jak najwięcej wspomnień, z własnych lat dziecinnych i jedyne co pamiętałam to jedną kołysankę, której słuchałam razem z rodzeństwem. Nie pozostała mi żadna mądrość babki, matki, nic. Pozostało mi tylko tak jak wtedy, zawinąć się z Nym i Teosiem w legowisku, bardzo mocno ich przytulić i cicho zanucić:
Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.
Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską te dziewoje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła
Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Wtedy ich oczka natychmiast zaczęły ciążyć, a ja wsłuchiwałam się w ich lekkie oddechy. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Choć przed oczami miałam obrazy z mojego zniknięcia, krótkich momentów przytomności, ból - w środku uśmiechałam się. To wszystko już minęło, a ja miałam obok siebie najpiękniejsze wilki na całym świecie. Magnusa, Nymerię i Theosia. Słaba jednak była z nas rodzinka, jeszcze czegoś brakowało. Pewnego dnia oznajmiłam więc basiorowi, że chcę się wybrać na polowanie.
- Zwariowałaś – skwitował.
- Zwariujesz to ty ze mną, jeśli dłużej będę siedziała w jednym miejscu - odparłam, posyłając mu żarliwe spojrzenie. Wiedział dobrze, że nie ma już żadnych przeciwwskazań. Byłam zdrowa jak ryba, jednak brak ćwiczeń sprawił że czułam się raczej jak śledź, niż jak silny szczupak. Zostawiliśmy dzieci pod opieką i skierowaliśmy się na południe. Tropienie w takich warunkach było bajecznie proste i już po chwili wpadliśmy w pogoń za dorodnymi jeleniami. Zanim jeszcze zdążyłam przyspieszyć oddech, Magnus posłał wiązkę niebieskiego ognia i otoczył nią dwa najbliższe osobniki. Zamknięte w kręgu nie czekały długo - ja wzięłam tego po lewej, Magnus po prawej i po chwili na nieco rozgrzaną przez ogień ziemię, bryzgnęła krew. Upajaliśmy się zwycięstwem, wdychając szczypiące powietrze, po czym już nawet bez większej obróbki, rzuciliśmy mięso nad niebieski płomień i tak opieczone zjedliśmy. Ciepły posiłek, upolowany w parze przypomniał same początki naszej znajomości. Z cieniem uśmiechu, uświadomiłam sobie, że dokładnie tak wyglądało nasze pierwsze polowanie. Nigdy wtedy nie pomyślałabym, że tak to się skończy. Przeżuwaliśmy w milczeniu, rozkoszując się każdym kęsem. Słońce już znikało za horyzontem, drzewa rzucały długie cienie. Oczy zaczęły się przyzwyczajać do ciemności, którą delikatnie rozświetlały niebieskie płomienie przy łapach mojego towarzysza.
- Magnus – przerwałam ciszę – czy ja ci kiedyś mówiłam, jak działa moja moc?
Basior nie odpowiadał przez chwilę, jakby próbował sobie przypomnieć. Wiedziałam jednak, co odpowie.
- Chciałabym ci pokazać.
Między drzewami zaczęły pojawiać się strzępki mgły. Przybliżały się coraz bardziej, wirowały i kłębiły. Wilk poruszył się niespokojnie, widząc niepoznany żywioł. Niektóre pasemka otoczyły nas, tworząc krąg, inne zaś przypadły do ziemi i złączyło w jedno, tworząc niemal idealnie gładką taflę jakby jeziora. Im ciemniej robiło się na niebie, tym mgła zaczynała coraz mocniej lśnić. Wreszcie z ciemności lasu wyłoniły się dwa kształty. Płynąc leniwie przez świetlistą powierzchnię, zbliżyły się na tyle, byśmy mogli rozpoznać postacie. To były dwa łabędzie, których szyje i głowy tworzyły kształt serca. Popatrzyłam niepewnie na basiora. Już wiedziałam, co mam mówić.
- Kocham cię – posłałam szczere spojrzenie – to wszystko jest takie inne i dziwne i wielu rzeczy nie rozumiem i wiele się dzieje w złej kolejności, ale może tą inną drogą pójdziemy dalej razem?
Słowa wybrzmiewały jeszcze w ciemnym lesie, a dryfujące na tafli ptaki patrzyły sobie w oczy, ignorując całkowicie otaczający je świat.
<Magnus? Szczęśliwych walentynek <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz