piątek, 19 lutego 2021

Od Espoir - "Ciernie ekstazy" Opowiadanie konkursowe

 Na podstawie piosenki
Men At Work - "Down Under"

Żyję w klatce. Jestem niewinnym, malutkim skowronkiem, który próbuje rozpaczliwie wydostać się na wolność. Emocje otuliły mnie, sprawiając, iż zaczęłam się dusić, popędy tliły się we mnie, rozpalając mnie od środka, a jedyną rzeczą, która trzymała moje fantazje na wodzy była obietnica śmierci w zamian za pokazanie swojej prawdziwej twarzy. Ile razy słyszałam słowa, że inni pokochają mnie za to, jaką jestem? Jakże romantyczna, prosta i oddalona od rzeczywistości jest ta perspektywa. Miałam wrażenie, że kiedy wyjdę z cienia, że kiedy moja dusza przepychając się, zniszczy tkwiącą na mnie maskę, już nigdy spojrzenia, które otrzymam nie będą życzliwe. Dziś jednak miałam dość. Czułam, jak kojący jest szept zbliżającej się agonii. 'Niech zacznie się zabawa! Jestem biesiadnikiem, jestem dzika, jestem samicą, która wyrusza na polowanie.' Chwilę później przyszło dławiące mnie obrzydzenie, cichy głosik mówiący, że tak zachowują się najprostsze organizmy, których godność jest wrakiem i z palącą dumą chcą ogłosić to całemu światu. W pierwszym odruchu ruszyłam pędem przed siebie, chcąc strzepnąć z siebie to uczucie, aż moje mięśnie nagrzały się do czerwoności, a oczy rozświetliły się dawką adrenaliny. Znów zatrzymałam się w miejscu, wątpliwości okrążyły mnie niczym miliony cieni, a ich ilość narastała z każdą sekundą. Bawiły się każdą moją ociekającą szaleństwem myślą i zżerały je z głuchym śmiechem, rozbrzmiewającym w moim środku, i odbijającym się echem w moich uszach. Nie wiem, kiedy srebrzyste narzędzie zbrodni znalazło się w moich zębach, skąd się wzięło ani kiedy i dlaczego ruszyłam w kierunku moich rodzinnych stron. Nie wiem, dlaczego wbiłam je zdradzieckie ciało mojej matki, dlaczego wciąż się uśmiechałam kiedy jej kości gruchnęły i krew spłynęła po jej futrze, tworząc na nim osobliwy obraz. Żałosny jęk i uderzenie. Rozpływająca się czerwona ciecz, szukająca własnej drogi jak najdalej od skażonej złem persony. Gdyby umiała wykrztusić z siebie jakieś słowa wdzięczności, zapewne dozgonnie dziękowałaby mi za uwolnienie. Dyszałam nad nią, czując, jak przeszywają mnie ostrza satysfakcji. Jak przebijają się przez moje narządy wewnętrzne, szukając wyjścia, jak pływają w mojej krwi niczym najczystszy spirytus. 'Czy to właśnie jest sprawiedliwość? Oko za oko? Ona zabiła przecież moją duszę. Czy jestem niewinna? Oh, jestem szalona i bardzo, bardzo brudna.' Wyrzuty sumienia unieszkodliwione metalową kłódką, miotające się w bezradności i zdychające w bezsensie ich istnienia, sprowadzone do milczących cierni, którym odcięto kolce. Wijące się w bólu. Tak żałośnie. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że przypominały trochę mnie. Obraz nagle przeskoczył, z oślepiającym białym światłem, drażniącym moje ślepia, a ja niczym stara, zapomniana zabawka zostałam wrzucona w losowe miejsce, byleby z dala od oczu właściciela. Świat się mną bawił. Trafiłam w środek imprezy. Rozlewały się trunki, śmiechy, które drażniły mnie niemiłosiernie. Nie mogłam znieść, że ktoś obok mnie, zagubionej, wątłej duszy, może się tak dobrze bawić. Nie mogłam znieść, że nigdy nie poczuję, jak to jest. Uciekać przed zdrowym rozsądkiem, wciąż na nowo zapominając, że wróci wraz z pierwszymi promieniami słońca. Ciężko było znaleźć tam duszę, która zachowywałaby pozory trzeźwości i wkrótce widok z roześmianych wilków, przerodził się w orgię. Całość rozmazywała mi się przed oczami i musiałam mocno skupić się, aby cokolwiek dostrzec. Po kilku sekundach obraz znów stał się zaskakująco ostry, tak, że mogłam zobaczyć każdy, najmniejszy szczegół. I jeden uderzył mnie zaskakująco mocno, pojąc mnie niepewnością i lękiem. Wszyscy biesiadnicy byli moim lustrzanym odbiciem. Przede mną bawiła się pięćdziesiątka moich klonów. Rozległy się krzyki, a wilki zaczęły wzajemnie walczyć o dominację. Były te niepewne, drżące pod ciężarem moralnym konieczności bronienia się, co musiało doprowadzić do czyjejś krzywdy. Wielu się poddało, stało teraz ze spuszczonymi głowami, czekając, aż ostrza szaleńców dosięgną ich głów. Nie mogłam nic zrobić, stałam w miejscu, wrośnięta w ziemię, patrząc, jak kolejne uosobienia moich uczuć ginęły. Nie zdołałam pomóc nikomu. Nie zdołałam pomóc samej sobie. Jeszcze przed chwilą pragnęłam, zabawy, szaleństwa, oplucia samej siebie i swojej godności, tylko po to, aby tragicznie zakończyć tę przygodę. Chciałam stać się turystą we własnym ciele. Teraz jednak nie mogłam zrobić żadnego kroku, unieszkodliwiona przez niewidzialne liny strachu. Zrozumiałam, że nie panuję już nad sobą. Rozpuściłam swoje instynkty. Miałam ochotę zawyć, skulić się, zapomnieć. Nie mogłam jednak uciec przed sobą, wyjść ze swojej postaci, spojrzeć na nią z boku jako na tą nierozważną, głupią waderę, której nie chcę znać. Zaczęłam zatapiać się w ekstazie, topiąc się w jej ramionach, z każdą sekundą nie mogąc pojąć, dlaczego wciąż żyję. I wtedy...obudziłam się. Zdziwiona otworzyłam ociężałe ślepia, a serce drżało pełne wciąż jeszcze tak żywych uczuć. Nie mogłam pojąć, co robił nade mną czyiś cień i dlaczego ktoś bezczelnie zdecydował obserwować się mój sen, lecz nim zdążyłam się rozbudzić i przyjrzeć się owemu towarzyszowi, rozpłynął się gdzieś pomiędzy drzewami.
꧁↝↝꧂

Dzień dobry, z tej strony Lisica!
To powiadanie konkursowe zostało stworzone na podstawie piosenki "Men At Work - Down Under". Jej słowa i klimat rozumiem, jako zobrazowanie niekończącej się zabawy, pełne beztroski, tak jakby krzyczały o tym, aby nie przejmować się jutrem. Jednocześnie pomiędzy nimi powtarza się" Can't you hear, can't you hear the thunder? You better run, you better take cover" sugerujące, że ta ścieżka prowadzi do zguby, każące bohaterowi się nawrócić i uciec od dawnych nawyków. Zdaję sobie sprawę, że ta interpretacja trochę odbiega od oryginalnej, aczkolwiek narodziła się we mnie jako pierwsza i oto widzicie nawiązujący do niej twór. Dziękuję osobie, która wybrała dla mnie tę piosenkę, która doprowadziła do powstania tego oto opowiadania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz