Dzień zastał Rukę w jej pracowni, a
przynajmniej w czymś, co tę pracownię miało przypominać. Była
to zagracona niewielka wyrwa w skale, gdzie wadera przytaszczyła
cały swój dobytek. Nim na stałe osiadła na terenie watahy, przez
tydzień opróżniała jeszcze swoje dawne kryjówki, które nie
znajdowały się dalej niż dzień drogi od jej nowego domu. Miała w
planach wyruszyć w jeszcze odleglejsze rejony, ale nie spieszyło
jej się. Wiedziała, że zabezpieczyła swoje łupy tak, by nikt ich
nigdy nie odkrył. Spojrzała krytycznie na masę przedmiotów, które
ceniła ponad wszystko. Niedługo będzie musiała znaleźć na nie
większy schowek, gdy już przyniesie całość. Obróciła w zębach
drewniany patyczek, który zaraz wyjęła, wkładając w jego miejsce
pogiętego papierosa. Chwilę szukała zapalniczki na zabałaganionym
blacie, którego funkcję pełniła szeroka deska, ''pożyczona'' z
sąsiedniej wioski. Znalazła ją w końcu pod kawałkiem szmaty,
między jakąś blachą a starymi kostkami do gry. Sięgnęła po nią
łapą, po czym zapaliła. Wypuszczając gęsty obłok dymu, wzięła
na ramiona owinięte w podarty jutowy worek metalowe części jakiejś
maszyny i tak wyposażona skierowała się w stronę wejścia do
swojego właściwego mieszkania. Wnętrze jaskini wyglądało tak jak
wyobrażała sobie dom, którego nigdy nie miała. Wiele jeszcze jej
brakowało i bardziej przypominała dalszą część warsztatu, ale
co najważniejsze była duża i przestronna. Złożyła tobół na
ziemi, po której potoczyło się kilka śrubek. Przeciągnęła się,
trochę przypominając kota i ruszyła żwawym truchtem ścieżką ku
dolinie.
Cisza opanowała okolicę, a za nią
ciągnął się niepodzielnie zapach bezczynności. Ruka
przyzwyczajona do towarzystwa wilków podobnych do niej, czuła się
dziwnie przytłoczona tym spokojem. W jej życiu zawsze działo się
coś ciekawego, odbiegającego od wszelkich norm, a teraz... Czyżby
podjęła złą decyzję? Z napływu wątpliwości, które
nieproszone wdarły się do jej głowy wyrwał ją interesujący
zapach. Pociągnęła nosem, jednocześnie wypluwając niedopałek
papierosa w śnieg. Oblizała wargi, które zaraz rozciągnęły się
w ten charakterystyczny uśmiech. Z tego właśnie była znana, jedna
z jej cech rozpoznawczych. Zanurkowała w śnieżną zaspę ze
stłumionym chichotem i wystawiła łeb z drugiej strony, by
namierzyć źródło woni. Zmrużyła chytrze oczy. Nareszcie się
coś dzieje! Nad brzegiem oczka wodnego, wyglądającego raczej
jak spora kałuża, siedziała ciemnoczerwona wadera. Ten kolor jak
dojrzały burgund kontrastował z otaczającym ją śniegiem.
Przypominała krwawy wykwit na bladej skórze. Ruka uśmiechnęła
się jeszcze szerzej, widząc jej uszy. Zatem nie tylko ona była
właścicielką tak pokaźnych narządów słuchu. Przez chwilę
obserwowała jak siedzący niżej wilk topi otaczający ją śnieg.
Czarna wadera sapnęła z nadzieją, a w jej oczach zabłysło coś
na kształt radości. Może dane jej będzie jeszcze poczuć się
sobą? Przykucnęła i wyskoczyła z kryjówki. Wylądowała zaraz za
nieznajomą, ocierając się nieznacznie o jej plecy. Zachwiała się,
balansując chwilę na przednich łapach, ale szybko odzyskała
równowagę, stając pewnie na wszystkich czterech nogach. Jej nowa
koleżanka jednak zdawała się właśnie ją utracić. Zerwała się
niespodziewanie, odskakując wprzód. Wraz z tym ruchem w ogniu
stanął leżący nieopodal pniak. Ruka zaśmiała się chrapliwie aż
zgięła się w pół. Machała przy tym zamaszyście ogonem, co
wzbijało w powietrze śniegowy pył. W oczach stanęły jej łzy,
przez mgłę zobaczyła tylko nagły ruch i ni stąd ni zowąd leżała
już na ziemi przyciśnięta przez szczupłe, zaskakująco silne
ciało. Nie przestała jednak histerycznie chichotać, zachłystując
się, co chwilę spływającą do gardła śliną.
- Bawi cię to? - nieznajoma warknęła
dziwnie zduszonym głosem, a w jej oczach pojawiła się dobrze znana
Ruce iskra. Bogowie, czy to jest odpowiednia osoba?
- Niesamowicie – odparła, szczerząc
zęby, by zaraz kaszlnąć, gdy wadera mocniej przygwoździła ją do
ziemi. Zaraz jednak nacisk zelżał aż do całkowitego zaniku. Ruka
podniosła się i otrzepała ze śniegu po czym spojrzała
zaciekawiona na swoją towarzyszkę. Miała duże, niebieskie oczy o
trochę ciemniejszym odcieniu niż te zdobiące lisią główkę.
- Lubię cię – stwierdziła bez
ogródek z czarującym uśmiechem. Czarna wadera zaśmiała się w
duchu, a z drugiej strony obudziła się lekka niepewność. Nie
miała często do czynienia z dziewczynami. Jej profesja to często
czysto męskie zajęcie, nie miała zbyt wiele koleżanek,
przyjaciółki żadnej. Jak miała się zachować?
- Mam na imię Ruka, jeśli chcesz
znać imię osoby, którą polubiłaś – rzuciła tonem zabarwionym
złośliwością. Ta nie była jej dłużna i zdradziła jej
informację, której była tak ciekawa od samego początku.
- Ja jestem Porzeczka –
odpowiedziała z godnością, starając się najwyraźniej nie
zwracać uwagi na Rukę, która znowu leżała poskładana ze
śmiechu. Piskliwy dźwięk wracał do nich echem, odbijając się od
ściany lasu.
- Czemu nie Jabłko albo Burak? -
zapytała zdławionym głosem, uderzając jedną łapą o ziemię,
drugą trzymając się za brzuch. Porzeczka przewróciła tylko
oczami, ale widać było, że wcale nie czuje się urażona.
- Twoje imię to prawie jak zupa.
Chcesz być Zupą? - odgryzła się prędko, odrzucając do tyłu
kręconą grzywkę.
- Ja przynajmniej nie wyglądam jak
dupa pawiana! Jesteś taka czerwona, że widać cię z kilometra –
zripostowała z prędkością karabinu maszynowego aż zabrakło jej
tchu. Wadera wydawała się przez chwilę jeszcze bardziej czerwona
niż wcześniej aż Ruka się przeraziła, że ta zaraz wybuchnie. I
tak się stało, ale nie rozpadła się na kawałeczki, tylko
roześmiała się tak głośno, ze ptaki poderwały się z koron
drzew i wzleciały ku zachmurzonemu niebu.
- Jesteś w porządku, Zupa –
klepnęła ją mocno w ramię i wyszczerzyła zęby. - Jestem nowa i
trochę dobijała mnie ta nuda, wszyscy wydają się jacyś drętwi.
Mieszkasz tu od dawna czy może też przygnały cię tu niezbyt dobra
reputacja i wybory życiowe?
- Zdecydowanie to drugie, spędziłam
tu dopiero trochę ponad tydzień – odparła i odetchnęła
głęboko, krzywiąc się lekko przez kujący ból przepony. Ale
było warto. Dawno nie miała takiego powodu do śmiechu.
Porzeczka przekrzywiła głowę, a jej lewe ucho zdawało się być
jeszcze dłuższe niż normalnie.
- To chodźmy zobaczyć razem, co w
trawie piszczy. Przynajmniej z tobą mam szansę na jakąś rozrywkę
– ruszyła w stronę, z której dochodziły liczne zapachy innych
wilków. Ruka szybko zrównała się z waderą i ramię w ramię
poszły szukać przygody.
Morderczy duet szedł jak burza przez
całe terytorium watahy, niemalże terroryzując każdego z jej
mieszkańców. Dokazywały jak rozbrykane szczeniaki, kpiąc z powagi
i zaskoczenia większości wilków, które patrzyły zdziwione na to
zjawisko. Nikogo z napotkanych nie opuszczało wrażenie jakby obie
wadery znały się od dawna, choć naprawdę spotkały się pierwszy
raz ledwie godzinę wcześniej.
- A te rogi to prawdziwe? - Ruka
dotknęła ostro zakończonych wyrostków na głowie Porzeczki. W
swoim życiu widziała wiele przedziwnych stworzeń, ale wilka z
porożem... Wadera wyrwała łeb z jej łap i uśmiechnęła się
tajemniczo.
- Gdybym ci powiedziała, musiałabym
cię zabić – szepnęła, patrząc jej głęboko w oczy,
niebezpiecznie się zbliżając. Ruka przełknęła ślinę. Była
niezwykle bezpośrednia, generalnie przebywając w jej towarzystwie
czuła się momentami jakby patrzyła w lustro. Porzeczka odskoczyła
z gracją, lądując metr dalej po kostki w śniegu.
- Nie wyglądasz na księżniczkę. Co
cię przygnało, by wieść takie nudne życie? – zapytała, robiąc
łapą szeroki gest, wskazując na otaczający je las. Czarna wadera
usiadła i oparła się o pień drzewa. Sama do końca nie znała
odpowiedzi na to pytanie. Miała dużo, adrenalinę, rozrywkę,
ryzyko, zabawę, a zrezygnowała z tego na rzecz stabilizacji i
rutyny. A może właśnie tego jej brakowało? Może po całym życiu
w biegu i stresie to jej dobrze zrobi.
- Chciałam spróbować czegoś nowego
– skłamała po części, nie chcąc ciągnąć tego drażliwego
tematu. Nie była skora do wynurzeń, szczególnie przed obcym
wilkiem, którego znała tylko chwilę. Jeśli Porzeczka jest do
niej, choć w połowie podobna to robiło z niej niebezpiecznego
gracza. Groźnego wroga i nieocenionego sprzymierzeńca. Tak czy
inaczej trudnego w obyciu. Ruka wykrzywiła wargi w cynicznym
uśmiechu. Zdecydowanie spoglądała w swoje odbicie w lustrze, ale
czy była z tego powodu zadowolona? Okaże się.
<Porzeczko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz