środa, 3 lutego 2021

Od Ruki CD Porzeczki "A z wami to da się w ogóle pobawić?''

Dzień zastał Rukę w jej pracowni, a przynajmniej w czymś, co tę pracownię miało przypominać. Była to zagracona niewielka wyrwa w skale, gdzie wadera przytaszczyła cały swój dobytek. Nim na stałe osiadła na terenie watahy, przez tydzień opróżniała jeszcze swoje dawne kryjówki, które nie znajdowały się dalej niż dzień drogi od jej nowego domu. Miała w planach wyruszyć w jeszcze odleglejsze rejony, ale nie spieszyło jej się. Wiedziała, że zabezpieczyła swoje łupy tak, by nikt ich nigdy nie odkrył. Spojrzała krytycznie na masę przedmiotów, które ceniła ponad wszystko. Niedługo będzie musiała znaleźć na nie większy schowek, gdy już przyniesie całość. Obróciła w zębach drewniany patyczek, który zaraz wyjęła, wkładając w jego miejsce pogiętego papierosa. Chwilę szukała zapalniczki na zabałaganionym blacie, którego funkcję pełniła szeroka deska, ''pożyczona'' z sąsiedniej wioski. Znalazła ją w końcu pod kawałkiem szmaty, między jakąś blachą a starymi kostkami do gry. Sięgnęła po nią łapą, po czym zapaliła. Wypuszczając gęsty obłok dymu, wzięła na ramiona owinięte w podarty jutowy worek metalowe części jakiejś maszyny i tak wyposażona skierowała się w stronę wejścia do swojego właściwego mieszkania. Wnętrze jaskini wyglądało tak jak wyobrażała sobie dom, którego nigdy nie miała. Wiele jeszcze jej brakowało i bardziej przypominała dalszą część warsztatu, ale co najważniejsze była duża i przestronna. Złożyła tobół na ziemi, po której potoczyło się kilka śrubek. Przeciągnęła się, trochę przypominając kota i ruszyła żwawym truchtem ścieżką ku dolinie.

Cisza opanowała okolicę, a za nią ciągnął się niepodzielnie zapach bezczynności. Ruka przyzwyczajona do towarzystwa wilków podobnych do niej, czuła się dziwnie przytłoczona tym spokojem. W jej życiu zawsze działo się coś ciekawego, odbiegającego od wszelkich norm, a teraz... Czyżby podjęła złą decyzję? Z napływu wątpliwości, które nieproszone wdarły się do jej głowy wyrwał ją interesujący zapach. Pociągnęła nosem, jednocześnie wypluwając niedopałek papierosa w śnieg. Oblizała wargi, które zaraz rozciągnęły się w ten charakterystyczny uśmiech. Z tego właśnie była znana, jedna z jej cech rozpoznawczych. Zanurkowała w śnieżną zaspę ze stłumionym chichotem i wystawiła łeb z drugiej strony, by namierzyć źródło woni. Zmrużyła chytrze oczy. Nareszcie się coś dzieje! Nad brzegiem oczka wodnego, wyglądającego raczej jak spora kałuża, siedziała ciemnoczerwona wadera. Ten kolor jak dojrzały burgund kontrastował z otaczającym ją śniegiem. Przypominała krwawy wykwit na bladej skórze. Ruka uśmiechnęła się jeszcze szerzej, widząc jej uszy. Zatem nie tylko ona była właścicielką tak pokaźnych narządów słuchu. Przez chwilę obserwowała jak siedzący niżej wilk topi otaczający ją śnieg. Czarna wadera sapnęła z nadzieją, a w jej oczach zabłysło coś na kształt radości. Może dane jej będzie jeszcze poczuć się sobą? Przykucnęła i wyskoczyła z kryjówki. Wylądowała zaraz za nieznajomą, ocierając się nieznacznie o jej plecy. Zachwiała się, balansując chwilę na przednich łapach, ale szybko odzyskała równowagę, stając pewnie na wszystkich czterech nogach. Jej nowa koleżanka jednak zdawała się właśnie ją utracić. Zerwała się niespodziewanie, odskakując wprzód. Wraz z tym ruchem w ogniu stanął leżący nieopodal pniak. Ruka zaśmiała się chrapliwie aż zgięła się w pół. Machała przy tym zamaszyście ogonem, co wzbijało w powietrze śniegowy pył. W oczach stanęły jej łzy, przez mgłę zobaczyła tylko nagły ruch i ni stąd ni zowąd leżała już na ziemi przyciśnięta przez szczupłe, zaskakująco silne ciało. Nie przestała jednak histerycznie chichotać, zachłystując się, co chwilę spływającą do gardła śliną.
- Bawi cię to? - nieznajoma warknęła dziwnie zduszonym głosem, a w jej oczach pojawiła się dobrze znana Ruce iskra. Bogowie, czy to jest odpowiednia osoba?
- Niesamowicie – odparła, szczerząc zęby, by zaraz kaszlnąć, gdy wadera mocniej przygwoździła ją do ziemi. Zaraz jednak nacisk zelżał aż do całkowitego zaniku. Ruka podniosła się i otrzepała ze śniegu po czym spojrzała zaciekawiona na swoją towarzyszkę. Miała duże, niebieskie oczy o trochę ciemniejszym odcieniu niż te zdobiące lisią główkę.
- Lubię cię – stwierdziła bez ogródek z czarującym uśmiechem. Czarna wadera zaśmiała się w duchu, a z drugiej strony obudziła się lekka niepewność. Nie miała często do czynienia z dziewczynami. Jej profesja to często czysto męskie zajęcie, nie miała zbyt wiele koleżanek, przyjaciółki żadnej. Jak miała się zachować?
- Mam na imię Ruka, jeśli chcesz znać imię osoby, którą polubiłaś – rzuciła tonem zabarwionym złośliwością. Ta nie była jej dłużna i zdradziła jej informację, której była tak ciekawa od samego początku.
- Ja jestem Porzeczka – odpowiedziała z godnością, starając się najwyraźniej nie zwracać uwagi na Rukę, która znowu leżała poskładana ze śmiechu. Piskliwy dźwięk wracał do nich echem, odbijając się od ściany lasu.
- Czemu nie Jabłko albo Burak? - zapytała zdławionym głosem, uderzając jedną łapą o ziemię, drugą trzymając się za brzuch. Porzeczka przewróciła tylko oczami, ale widać było, że wcale nie czuje się urażona.
- Twoje imię to prawie jak zupa. Chcesz być Zupą? - odgryzła się prędko, odrzucając do tyłu kręconą grzywkę.
- Ja przynajmniej nie wyglądam jak dupa pawiana! Jesteś taka czerwona, że widać cię z kilometra – zripostowała z prędkością karabinu maszynowego aż zabrakło jej tchu. Wadera wydawała się przez chwilę jeszcze bardziej czerwona niż wcześniej aż Ruka się przeraziła, że ta zaraz wybuchnie. I tak się stało, ale nie rozpadła się na kawałeczki, tylko roześmiała się tak głośno, ze ptaki poderwały się z koron drzew i wzleciały ku zachmurzonemu niebu.
- Jesteś w porządku, Zupa – klepnęła ją mocno w ramię i wyszczerzyła zęby. - Jestem nowa i trochę dobijała mnie ta nuda, wszyscy wydają się jacyś drętwi. Mieszkasz tu od dawna czy może też przygnały cię tu niezbyt dobra reputacja i wybory życiowe?
- Zdecydowanie to drugie, spędziłam tu dopiero trochę ponad tydzień – odparła i odetchnęła głęboko, krzywiąc się lekko przez kujący ból przepony. Ale było warto. Dawno nie miała takiego powodu do śmiechu. Porzeczka przekrzywiła głowę, a jej lewe ucho zdawało się być jeszcze dłuższe niż normalnie.
- To chodźmy zobaczyć razem, co w trawie piszczy. Przynajmniej z tobą mam szansę na jakąś rozrywkę – ruszyła w stronę, z której dochodziły liczne zapachy innych wilków. Ruka szybko zrównała się z waderą i ramię w ramię poszły szukać przygody.
Morderczy duet szedł jak burza przez całe terytorium watahy, niemalże terroryzując każdego z jej mieszkańców. Dokazywały jak rozbrykane szczeniaki, kpiąc z powagi i zaskoczenia większości wilków, które patrzyły zdziwione na to zjawisko. Nikogo z napotkanych nie opuszczało wrażenie jakby obie wadery znały się od dawna, choć naprawdę spotkały się pierwszy raz ledwie godzinę wcześniej.
- A te rogi to prawdziwe? - Ruka dotknęła ostro zakończonych wyrostków na głowie Porzeczki. W swoim życiu widziała wiele przedziwnych stworzeń, ale wilka z porożem... Wadera wyrwała łeb z jej łap i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić – szepnęła, patrząc jej głęboko w oczy, niebezpiecznie się zbliżając. Ruka przełknęła ślinę. Była niezwykle bezpośrednia, generalnie przebywając w jej towarzystwie czuła się momentami jakby patrzyła w lustro. Porzeczka odskoczyła z gracją, lądując metr dalej po kostki w śniegu.
- Nie wyglądasz na księżniczkę. Co cię przygnało, by wieść takie nudne życie? – zapytała, robiąc łapą szeroki gest, wskazując na otaczający je las. Czarna wadera usiadła i oparła się o pień drzewa. Sama do końca nie znała odpowiedzi na to pytanie. Miała dużo, adrenalinę, rozrywkę, ryzyko, zabawę, a zrezygnowała z tego na rzecz stabilizacji i rutyny. A może właśnie tego jej brakowało? Może po całym życiu w biegu i stresie to jej dobrze zrobi.
- Chciałam spróbować czegoś nowego – skłamała po części, nie chcąc ciągnąć tego drażliwego tematu. Nie była skora do wynurzeń, szczególnie przed obcym wilkiem, którego znała tylko chwilę. Jeśli Porzeczka jest do niej, choć w połowie podobna to robiło z niej niebezpiecznego gracza. Groźnego wroga i nieocenionego sprzymierzeńca. Tak czy inaczej trudnego w obyciu. Ruka wykrzywiła wargi w cynicznym uśmiechu. Zdecydowanie spoglądała w swoje odbicie w lustrze, ale czy była z tego powodu zadowolona? Okaże się.

<Porzeczko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz