sobota, 27 lutego 2021

Od Alkestis - "Wilcza ofiara"



W pewnym miejscu istniał mały sen. 
Nie wiadomo, kto go wyśnił, a był on bardzo maleńki. 
Malutki sen zaczął myśleć. "Nie chcę zniknąć w ten sposób! W jaki sposób mogę sprawić, by ludzie wciąż o mnie marzyli?" 
Mały sen myślał i myślał, i w końcu wpadł mu na pomysł: "Sprawie, że ludzie się we mnie zagubią i pozwolę im swój świat.!"

Młoda wadera ocknęła się z kolejnego niepokojącego snu, w którym jedyne co pamiętała to otaczająca ją plazma, jej ilość i aura potęgi przygniatały umysł długoogoniastej. Mogłaby przysiąc, że doskonale ją znała, tylko skąd? Tak bliska a jednocześnie tak obca... Zresztą, ostatnio też czuła się mentalnie coraz bardziej oderwana od ciała. W końcu traciła pojęcie, granica między marami nocnymi a rzeczywistym życiem coraz się zacierała. Aż w końcu...
Skąd miała wiedzieć, że w jej cieniu migrują dziwne części plazmy?

Ta, Pierwszą Alicją zwana z mieczem swej dłoni,
przedzierała się przez las w Krainie Czarów i
Kto na drodze stanął jej to musiał zginąć wraz
Tam gdzie przeszła zostawiała krwi czerwonej pas.

Sangre wydawał się nieświadomy tego, że kto go obserwuje z pewnej odległości. Czy może wydawał się jednak wiedzieć? A może coś innego go zmroziło? To musiałoby być ciekawe. Szczególnie gdy jego wzrok powędrował ku ziemi, by dostrzec kilka śmieci. Odpadki po zwierzynie łowieckiej. Te resztki... Ach, tak kiedyś nazwał w większości białą waderę o nieznanym pochodzeniu, czyż nie? Bo była chodzącymi śmieciami po jego podopiecznej, która na samym początku ich znajomości nazywała go wujkiem, prawdaż?
Odwrócił się w samą porę, by dostrzec jak pewne żywe oczy tracą swój blask, na co się uśmiechnął.
-Jednak wróciłaś- powiedział czując narastającą znaną energię z przeszłości. Ten wyraz pyska zachował do ostatnich chwil.

Właśnie Alicja ta w lesie pełnym krwi,
uwięziona pośród drzew 
pokutuje tam do dziś.
I choć ścieżkę co mieczem wycięła każdy zna,
ona sama w celi już całkiem zapomniana.

Alkestis już przytomniejszym wzrokiem, wkrótce patrzyła na mocno skrzywdzone ciało wilka, który nawet pośmiertnie był uśmiechnięty, jakby dumny z widoku ostatnich chwil życia. Mimo wyrwanych wnętrzności i rozrzuconych przed jego ciało, on wydawał się zadowolony.
"To bardzo słodki widok, nie uważasz?" Usłyszała szepnięcie gdzieś przy uchu. 
Ale ona już nie wiedziała, że jej oczy stały się bardziej matowe, pozbawione iskierki witalności.

Ten, Drugą Alicją zwany śpiewał wciąż pieśni,
by zabawić cały lud z Krainy Czarów i,
każdy dźwięk, który zaśpiewał w ciągu wszystkich lat
złożył się na całkiem niemożliwy dziwny świat.

Paketenshika obrócił się do wejścia i widząc swoje pierwsze adoptowane dziecko, uśmiechnął się od razu.
-Witaj Tisiu, miło cię widzieć- przywitał się od razu, tym samym zapraszając waderę do środka. Ona jednak stała sztywno w progu, jeszcze żaden dźwięk nie opuścił jej ust tym słodkim głosem.- Wszystko gra?
I znowu cisza. Rudy podszedł nieco bliżej przybyłej czując zmienioną aurę u niej.
-Hej, co się stało? Możesz przecież tacie powiedzieć.
Długoogoniasta nagle cicho zachichotała i uśmiechnęła się szeroko i uroczo, chociaż w połączeniu z przyciemnionymi oczyma, dawało to efekt gęsiej skórki.
-Ale... Przecież nie jesteś moim ojcem- powiedziała słodko.

Właśnie Alicja ta, była tą od róż,
ktoś szalony strzelił, cóż
Alicja nie żyje już.
Tam, gdzie zmarła wykwitł przepiękny czerwony kwiat
choć nieżywy, to wciąż chłopca kocha cały świat.

Znowu, czuła się przytwierdzona tymczasowo do swojego ciała. Tym razem, witający ją widok był również makabryczny: patrzyła na leżące ciało adopcyjnego rodzica z dziurą w głowie z której sączyła się krew wraz z kawałkami mózgu, opuszczającymi zawartość czaszki. Samica zamrugała, nie czuła absolutnie nic patrząc na ów zwłoki. Jedyne w sumie co, to czule pogłaskała go po głowie i nucąc jedną z jego piosenek, objęła go, by dodatkowo skręcić mu kark.

Ta, Trzecią Alicją zwana, śliczna co tu kryć
najpiękniejszą w Krainie Czarów musiała być.
Swym spojrzeniem uwiodła stu mężczyzn, którzy jej
zbudowali dziwny kraj w zaledwie jeden dzień.

Konwalia nigdy nie wzbudzała pozytywnego wrażenia na długowłosej, zawsze ten głosik w głowie mówił o niej z, delikatnie mówiąc, niechęcią. Osobiście chyba nie miała do niej nic ale wewnętrznie czuła pewnego rodzaju obrzydzenie na jej widok. Ciekawe czemu. Była jakaś utarczka kiedyś? Możliwie. Fakt faktem, basiory bardzo lubiły tamtą w wianku. Aż było czuć ten testosteron w powietrzu. Nim wzrok się jej zamazał, pamiętała prowadzenie tamtej na totalną część zadupia watahy.

Właśnie Alicja ta jest królową tu
lecz opętał ją zły sen
nie jest tak piękna już.
Śmierci wystraszyła się jeden jedyny raz
i tak, choć przegnita, będzie rządzić po wsze czas.

Czas zaginał się, gdyż mogła przysiąc, że Konwalia znikła z widoku wczoraj a tu ponad tydzień się okazuje. Kiedy wędrowała w losowym kierunku, dostrzegła dziwne wgłębienie skalne. Zbliżając się, ukazywała się już rozkładająca sylwetka skrępowanej nieżywej Konwalii, która zdawała się być w niejakim własnym ołtarzu uwielbienia wilków.
"Tch. Wcale nie szkoda takiego sortu" głos był bliższy i wyraźniejszy w brzmieniu.

Poprzez las czerwoną drogą oni już szli
pod różanym krzewem już herbatkę pili.
Do zamku zaproszeniem 
ucieszyli się
był to as koloru kier...
Ci, Czwartą Alicją zwani, co podobni tak,
wyruszyli odszukać Krainy Czarów świat.
Choć mijali wiele drzwi, to nie wiedzieli, że
już w Krainie Czarów od dawna znajdują się.
Uparta starsza siostra i...
poważny młodszy brat jej.
Najbliżsi podobieństwem do Alicji prawdziwej...

Wrona przy spotykaniu jej, nigdy nie pokazywała jak jest mądra, bardziej jak głuchawa bywa. Być może dlatego bez namysłu pochłonęła podaną jej paczuszkę z posiłkiem. Kto by pomyślał, że trucizna zadziała tak szybko i starsza zaraz padnie nieżywa na ziemię. Młoda tylko patrzyła na nią bez słowa, jakby nic przed nią nie leżało, tym bardziej żaden trup. Piękne absolutne nic.
Ciężko powiedzieć, co myślał Mundus na ten zastany widok, który niedługo się zmaterializował w tym miejscu. On cokolwiek powiedział? Nie mogła sobie przypomnieć. Dopiero po chwili, gdy zlizywała krew cieknącą po jej brodzie a jego szyja była rozszarpana a on leżał w bezdechu, zorientowała się, że oni chyba nie żyją... 

Już się nigdy nie obudzą ze swojego snu
po Krainie Czarów będą błądzić dzień po dniu...

Samica spoglądając na zwłoki najnowszej dwójki i jedyna myśl, jaka ją nachodziła, to czemu to przyszło z taką łatwością. Czemu nikt nie zauważył. Czemu nikt nie reaguje...
-Chcesz, by było to prawdą? Nawet jeśli część z nich jest martwa, zawsze można pobawić się co z nich zostało- uwodzący głos za nią rozległ się w swej mocy.- Wystarczy, że się zgodzisz i odwrócisz a już wkrótce...
Ostatnie co zobaczyła swymi oczyma, nim całkiem zostały zgaszone, to gwałtowny atak plazmowymi mackami.



Alkestis gwałtownie się ocknęła ze snu, czując się jakby właśnie przebiegła maraton na pełnej werwie. Gwałtownie podniosła głowę w celu rozejrzenia się ale tylko spowodowała tym natychmiastowe mroczki przed oczyma, zaraz musiała zamknąć powieki. 
To... to był sen?
-Co to, koszmar?- Głos Ceres'a był jak wybawienie. Zwłaszcza w chwili, gdy natychmiastowo nachyliła się dla spojrzenia w swoje odbicie w byle czym. Fioletowe oczy patrzyły nań wystraszone ale były jasne i pełne witalności.
Ach tak, przecież oni idą do watahy w celu politycznym. Tylko czemu coraz częściej miała te koszmary? Z każdą nocą były coraz brutalniejsze... Nie czuła się bezpiecznie myśląc, że one ziszczą się po ich powrocie. Często czuła niepokojące bulgotanie w niej i to nie z powodu stresu czy głodu. Część wadery usiłowała zburzyć harmonię jej bytu, lepiej nie chcąc myśleć o tym, co się stanie po udanym zniszczeniu. Plazma zawarta w niej coraz częściej wydawała się, jakby miała wszystko zaprzepaścić - wszystko, nad czym Hope tak chorobliwie pilnowała pracując po nieumyślnym stworzeniu Alkestis na jej świecie.
...
A jeśli...
A jeśli oni nie wrócą do watahy?
A jeśli całkiem odrzucą wariant powrotu?
Na pewno wielu to zrani ale raczej będą żyć. Chyba.
Miała tylko nadzieję, że Ashera zrozumie tą decyzję, inaczej będzie mieć ją na sumieniu a zawsze była dla niej niczym matka.

Gdzieś w innym, duchowym świecie, ktoś pokręcił głową. Taka szkoda, młoda miałaby szansę na pomyślną przyszłość ale plazma musiała dać o sobie znać. Pozostało mieć nadzieję, że byt nie spowoduje zniszczenia wadery, tak wiele modlitw zostało posłanych w jej kontekście. Postać usłyszała echo przelotnego chichotu, który nie wróżył niczego dobrego...
Naprawdę myślisz, że to koniec?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz