Słysząc kroki zmierzające do jaskini od razu ocknęłam się w pół snu, który towarzyszył mi od kilku godzin. Spojrzałam na otulonego przeze mnie Admirała i westchnęłam smutno. Czułam jak się męczył i jak bardzo chciał powrócić do normalności. Z wczorajszej złości na niego nic już nie zostało, a może raczej przerodziła się ona w złość do Mundusa. Ten opierzony stwór zawsze robi na co ma żywnie ochotę, nie martwiąc się innymi, specjalnie robiąc na przekór. Może nie powinnam na niego wczoraj krzyczeć, jednak ostatnio emocje wylewały się ze mnie jak z otwartej księgi, zupełnie jakbym na nowo musiała nauczyć się nad nimi panować. Czy naprawdę moja troska o Admirała byłą nieuzasadniona? Nie wiem co tu się stało zanim przyszłam, jednak jego stan nie wygląda najlepiej i nie mogłam uwierzyć, że dłuższy czas w nim spędzony nie będzie dla niego krzywdzący.
Wstałam powoli, czując naprężone
wnętrzności po wczorajszym wysiłku i stresie. No tak… Flora mi mówiła żebym się
nie denerwowała, nie stresowała i dużo odpoczywała. Pierwszy dzień, ba!
Pierwsze kilka godzin i już każda z tych rzeczy się wydarzyła, więc jak miałam
szybko wyzdrowieć? Byłam pewna, że do czegokolwiek Mundus wykorzystywał mojego
ukochanego, byłam w stanie pomóc mu lepiej niż dwójka półmartwych basiorów
leżąca teraz w jaskini. Nie zauważyłam jakiejś wielkiej sympatii skrzydlatego
do tej dwójki, jednak żeby ich wymienić i wybić Adkowi z głowy tych dwóch,
musiałam być w pełni sił. Podeszłam do wyjścia z jaskini, spodziewając się
zobaczyć Mundusa z odtrutką, jednak czułam jednocześnie, że nic z tego nie
będzie. Trójka zwłok rozrzucona na gołej ziemi jakby drgnęła niezgrabnie,
pewnie także czując przybyłych.
Do jaskini wszedł Mundus, na
zewnątrz zostawiając jakiś dwóch sługusów, spojrzałam na nich z zaskoczeniem
wyrytym na pysku. Próbowałam zlokalizować wzrokiem fiolki, zioła, cokolwiek co
przypominałoby lekarstwo na stan leżących bez ruchu basiorów.
- Gdzie jest odtrutka? – spytałam
w końcu, patrząc na zbliżającego się do Admirała bociana. A może czaple? Chyba
nawet on sam nie wie czym jest, jednak byłam pewna, że nie wilkiem na którego
najwyraźniej chciał wyglądać.
- Nie chcesz chyba zakłócać pracy
swojego tak przyjaciela, prawda? – powiedział posyłając mi szybkie spojrzenie - pozwól mu zrobić coś dla nauki, jeśli w
końcu ma okazję. Kto wie, może w tym charakterze nawet lepiej się sprawdzi... –
dodał ściskając jednocześnie łapę basiora.
- Pytałam, gdzie jest odtrutka! –
warknęłam, choć nie z pełną mocą głosu. No i tyle zostało z mojego spokoju, a
tym razem chciałam to załatwić na spokojnie… najwyraźniej jednak dwunożny
patyczak samym swym jestestwem działał mi na nerwy.
- Będzie w swoim czasie.
Bezmyślny pośpiech nigdy nie jest wskazany przy tak ważnych badaniach. – jego wyrafinowanie
zaczęło mnie obrzydzać. Starałam się, z uwagi na Adka, polubić tą samolubną
kreaturę, ale najwyraźniej nie będzie mi to dane. Zaraz pewnie powiecie: Ale zaraz!
On chce stworzyć lek! Tylko dlaczego robi to kosztem innych, a nie kosztem
siebie!? Nadęty chodzący pasztet się znalazł.
Ptaszysko podeszło do dwójki
nieznanych mi wilków i zaczęło mamrotać coś do mnie, jednak ja nie słuchałam go
dokładnie. W głowie układałam już plan jak sprytnie przekonać patyczaka i jego
dwóch sługusów do współpracy. Jak byłam młoda, działało to świetnie… pytanie
jak będzie teraz.
- Jak możesz, miałeś przynieść ją
wczoraj. – syknęłam wyraźnie zdenerwowana, co nie było dalekie od prawdy. Zaczęłam
podchodzić do Mundusa, tak jak poprzedniego wieczoru, tym jednak razem mógł
cofać się tylko w głąb z jaskini.
- Będzie. Naprawdę będzie, ale
nie zamierzam udawać anioła miłosierdzia. Przewróciło się, niech leży.
- No to może ja ci pomogę? –
odsłoniłam lekko kły. - Chyba wiem jak szybko i skutecznie wzbudza się taką
postawę. – warknęłam wlepiając oczy w dwunożnego. Skok w jego stronę nie
powinien być trudny, mimo mało wprawionych mięśni.
- Masz świetną jakoś śliny. –
powiedział jakby chciał mnie zdezorientować, jednak nie udało mu się. Moja
postawa na pewno wskazywała na moje zamiary. Zerknęłam delikatnie za siebie,
patrząc na dwóch sługusów za sobą. Widać było, że byli gotowi na wszystko, a to
oznaczało szansę dla mnie.
- O czym ty gadasz? – spytałam zachowując
pozory rozmowy.
- Twoje zęby są takie… bielutkie.
I poleciałam. Nie na długo i nie
daleko tak jak przewidywałam. Mój rozwarty pysk był w połowie drogi do gardła
czapli gdy zostałam przygnieciona do ziemi niemalże dwoma dorosłymi basiorami. Jęknęłam
przeciągle czując pulsowanie w żołądku i nienamacalny ból braku możliwości złapania
oddechu. Przygniecione płuca błagały o tlen, podając mi na tacy uczucie,
którego nigdy jeszcze nie czułam. A może już czułam? W głowie przeleciał mi
przed oczami pysk Admirała, ściskającego moją szyję…
- Wy idioci! Ona jest po
operacji, złazić z niej! – krzyknął ptak, a sługusy wycofały się do tyłu.
Sapnęłam ze zmęczenia, a wstając powoli pozwoliłam sobie na krótki grymas bólu,
który widziałam u innych wilków już wiele razy. Pysk miałam skierowany na
siedzące u wyjścia basiory.
- Ja tylko… - zaczęłam
szlochając. – Ja się tak boje… - mówiłam dalej, pozwalając by pierwsze łzy
skapywały na podłogę w jaskini. – Wczoraj miałam zacząć z Admirałem nowe życie,
po tygodniach spędzonych u medyka… po rozciętych przez ludzi wnętrznościach… -
wilki patrzyły na mnie z większym strachem niż jak szczerzyłam na nich kły.
No tak, faceci… W końcu prawie stanęłam na równe nogi, w ostatniej chwili
padając jednak na ziemie. O. Albo i nie padając. Sługusy Mundusa podbiegły do
mnie i teraz podtrzymywali mnie na swoich barkach. No wychodzi to lepiej niż
myślałam.
- Naprawdę nie powinnam się teraz
przeforsowywać. – szepnęłam przez łzy, uśmiechając się lekko do podtrzymujących
moje bezwładne ciało wilków.
- Szefie no… - zaczął jeden z
ochroniarzy.
- Weź daj im tę odtrutkę,
dziewczyna chciała tylko być szczęśliwa. – dokończył po nim drugi.
- No, nie ma siły a walczy jak
może. Czemu jesteś taki nieczuły? – spytał ten pierwszy
Mundus patrzył na to wszystko z ogromnym
zdziwieniem, ale także nutką uśmiechu pojawiającą się na jego zakłamanym
dziobie.
- Miałam z Admirałem zacząć od
razu prace… może nie jestem tak pojętna jak on, ale jestem pewna, że byłabym
lepsza niż ta dwójka razem wzięta. – powiedziałam starając się uspokoić rwący
oddech. – Oni nie są nam potrzebni, możesz na nich robić testy… Tylko proszę.
Przywróć mi mojego Admirała. – jęknęłam po raz ostatni i patrzyłam z lekkim szyderczym
uśmiechem na Mundusa. Tylko on mógł to zobaczyć, jednak wiedziałam, że teraz
gdy miałam świadków, była większa szansa, że w końcu mnie posłucha. Wybrał
sobie godnego siebie przeciwnika, a ja nie miałam zamiaru odpuszczać tak łatwo.
Nasza główna bohaterka, chyba właśnie odkrywa siebie na nowo. Jej
umiejętności manipulatorskie, aktorskie i te magiczne, na pewno są przydatne i
użyte w odpowiedni sposób… mogły zrobić naprawdę wiele. Czy Mundus będzie wolał
mieć w Ciri partnerkę, czy może zdecyduje się na wrogą ścieżkę? Admirał już
wybrał, czy dwunożny był w stanie sobie pozwolić na stratę tego cennego basiora
na rzecz własnej dumy? Niedługo się tego dowiemy.
<Admirał? Albo raczej… Mundus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz