poniedziałek, 1 lutego 2021

Od Delty - "Relatorum somnia" Opowiadanie konkursowe

 Stała tam. Blask księżyca rzucał na nią srebrną poświatę, nadając jej więcej koloru niż zwykle miała. Jej futro zalśniło, sprowokowane bawiącymi się na nim gwiazdami. Jej pysk zwrócił się ku niebu. Wydawała się być taka spokojna, taka nieludzka, bez uczuć targających jej sercem i bez myśli, które mogłyby zadręczać jej spokojny sen. Gdy zatrząsła głową chcąc odgonić od uszu natrętne gwiazdy posypał się z niej pyłek. Srebrny, drobny, błyszczący opadł na ziemię, a tam gdzie spadł ziemia przybrała podobnego blasku.

Nie wiadomo ile tam stała i na co dokładnie patrzyła, ale była. Sceneria nie miała jednak znaczenia. Ważna była ona. Jak właściwie powstała. Nie do końca jaśne jest to przedstawione. Jedni mówią że to dziecko księżyca, który samotny na niebie chciał mieć towarzysza, którego wraz z marzeniami będzie mógł dla nadziei innych zesłać na ziemię. Z kolei inni twierdzą, że jest zbitkiem prochu z gwiazd, które rozsypywały się pod swoim pięknem i wielkością, a że były tak wyśmienite że nie dane było im umrzeć stworzyły postać, tak piękną i wyśmienitą jak one. Istnieje jeszcze jedna opowieść o tym jak ona przyszła na świat. Miała być zwykłym wilkiem. Nic nie znaczącym dla wielkiego świata kolejnym proszkiem życia stąpającego po ziemi, którą będzie uważał za swoją , a siebie za pępek wszechświata. Jednak jako szczeniak miała stanąć oko w oko z bogiem śmierci, a jej niewinna dusza zaimponować mu tak bardzo swoją postawą że odesłał ją w przestworza, aby pilnowała gwiazd na niebie i snów w wilczych głowach. 

Która jednak w tych historii jest prawdziwa tylko ona sama wie, a milczy od lat. Setki, jeśli nie tysiące lat milczy i w tej ciszy pracuje nad naszymi snami. I pilnuje aby każdy jakiś miał, nie ważne czy o nim zapomni z rana czy nie. Dopilnowuje aby każdy koszmar trwał jak najkrócej, a zziajane serce mogło odpocząć. Zna każdego wilka i jego pragnienia, najgłębsze marzenia, bo przecież tworzy dla nich sny piękne i dobre o tym jak się spełniają. Pokazuje błędy jakie wilk popełnia nieświadomie, a uświadamia je sobie dopiero we śnie. Nawet jeśli następnego ranka już nie pamięta. 

Jednak był na tym świecie pewien wilk, który jej zaimponował. Postanowiła opuścić na chwilę swoje gwiazdy aby zalśnić na ziemi tej nocy. Szukała wilka, który pamiętał każdy swój sen, niby jak przez mgłę ale każdy. I zdawał sobie sprawę że muszą być czyimś dziełem. 

Ona nigdy nie miała przyjaciół. Gwiazdy z jakimi przebywała niewiele dla niej znaczyły. Nigdy nie mówiły o niczym pożytecznym. Dlaczego więc wilk, który pamięta każdy sen nie może jej poznać? Wyszła z założenia że tak niewielki krok może zbliżyć ją do kogoś, kto bie będzie mówił o rzeczach wygórowanych i obojętnych jej sercu. Chciała dla swojego serduszka znaleźć kogoś kto doceni jej milczenie i pracę w stopniu wystarczającym chociażby. Nie jak gwiazdy które albo nie mówiły o tym nic, albo tworzyły wygórowane i zawyżone oceny. "Dość gwiazd" toczyło jej się przez głowę swoim niemym głosem. 

O wtedy ją dopadło. Wątpliwości. Czy dobrze robi pokazując się śmiertelnikowi, komuś dla bożków i bogów nieznaczącego i potrzebnego tylko do czci i zaspokojenia potrzeby panowania nad czymś. Nie była pewna też jaka będzie jego reakcja. Nie znała go. Wiedziała jedynie czego pragnie i czego się boi. I znała jego ciche myśli i błędy jakie popełnia za dnia a uświadamia sobie je dopiero we śnie. I nie wiedziała już co ma począć. Gdy schodziła na ziemię przybierając wilczą formę i zostawiając tej nocy gwiazdy, była pewna swojej decyzji. Teraz stres jaki poczuła w swoim nienaruszonym sercu, które miało być tak spokojne że aż nieludzkie, zaskoczył ją. Dostąpiło do niej też nowe uczucie. Ciekawość, która wypełniła resztki wolnego miejsca w jej umyśle. Bo przecież tak niewiele o wilku wiedziała, że mogłaby poznać więcej i więcej. Nocą niewiele działo się na ziemi wśród snów. Niewiele mogła zaznać ich dziennej codzienności i rytuałów do których nie miała dostępu nocą. Więc nie wahała się już. Rozłożyła skrzydła przywołane swoją myślą, które skąpane były w delikatnym blasku księżyca, towarzyszącego jej w tej podróży i wystartowała. Szukała tej myśli, która tak często wybijała się ponad wszystkie jednak teraz miała trudność w odnalezieniu tego wątku. Co się z nim stało? Obawy, których zaznała były dla niej nowe. Nigdy nie przywiązała się tak szybko do umysłu jak teraz. Więc ogarnął ją strach że już nigdy nie pozna osoby, którą tak bardzo poznać chciała. Więc leciała tak nad światem, a jej niepokój udzielał się snom. Starała się zachowywać spokój jednak niewiele jej to dało kiedy tyle czarnych myśli nawiedzało jej biedny umysł, który skupić musiał się na snach. Przestając czuć się na siłach z każdą minutą wysłała swoje gwiazdki, które do tej poty bawiły się na jej futrze błyszcząc się i mrugając. One rozniosą sny piękne i wyniosłe jak to gwiazdy miały w nawyku. Więc tej nocy miała już spokój i nie musiała martwić się o sprowadzanie koszmarów na osoby, które miały śnić dobrze. 

Wznowiła swój lot i poszukiwania myśli tak odległej a tak bliskiej jej sercu. 

Jednak ta noc nie była owocna. Wróciła między gwiazdy przepełniona żalem i strachem o ten wątek, który przepadł tym razem, a obawy nadal wypełniały jej serce. Jednak pojawiło się nowe uczucie, którego nawet gwiazdy nie posiadały. Nadzieja. Gdzieś tam pomiędzy strachem i obawami usadowiła się w niej kuleczka jasnego, nieprzejrzanego światła, które natchnęło jej myśli do sądzenia że wątek którego odnaleźć nie mogła tej nocy, odnajdzie się innej. Tylko musi próbować.

Wiele dalekie to od prawdy nie było, gdyż już następnej nocy szukana myśl pojawiła się między innymi mniej istotnymi. I ucieszyła się bowiem tak bardzo teraz pragnęła, jak niczego nigdy przedtem, aby poznać wilka, który pamiętał jej wszystkie tworzy, jak przez mgłę ale je pamiętał. Rozesłała więc gwiazdy i z ekscytacją w serduszku, tak wielką że to klekotało głośno w klatce piersiowej, zniżyła lot aby po chwili znaleźć się w miejscu do którego zmierzała. Spodziewała się zastać wilka wielkiego, w jaskini pełnej skór i zdobyczy, którego pamięć należała do niezachwianych i niezawodnych. Jednak nie zastała jaskini. Wręcz przeciwnie. Otaczała ją ziemia, a z sufitu gdzieniegdzie wyglądały na nią korzenie roślin z góry. Nora ta była nieduża, ale ciepła i przytulna jednocześnie. Zdziwiło ją to. Nie taki obraz pragnęła zastać. Tym bardziej że wilk z niezawodną pamięcią przypominał bardziej szczenię, niż wielkiego basiora, którego pragnęła ujrzeć. Taki mały i skulony na czymś co przypominało legowisko, i ptasie gniazdo jednoczenie. Gdyby nie to że wiek jako nici wskazywał na 4 lata, z łatwością mogłaby pomylić jego istnienie z kilkunasto miesięcznym szczeniakiem, bliskim dorosłości, ale nadal bardzo psotliwym. Więc zaskoczona takim obrotem spraw podeszła bliżej. Futro basiora unosiło się miarowo, bo gwiazdy przyniosły mu spokojny sen. Jego granatowy kolor to właściwie była jedyna rzecz, która zgadzała się z jej obrazem swojego przyszłego przyjaciela. Przekroczyła nad nim usadawiając się za nim i nachyliła się. Futro miał długie i piękne, bardzo zadbane co ona ceniła wielce, gdyż sama dbała o swoje futro, aby gwiazdy nie plątały się między nim w trakcie zabawy. Jednak nadal nie odpowiadała jej jego wielkość. Taki maluch, więc pewnie i umysł miał niewielki, więc dlaczego tak uważnie zatrzymywał w nim swoje sny i odnajdywał na to miejsce. Tak nieznacząca nic osoba, taka krucha i wydawało jej się że zbyt niewielka na ten niebezpieczny świat, była tym którego nić snów zachwycała ją co noc i w końcu popchnęła do ruchu. I teraz pochylała się nad tą kuleczką futerka, które skrywało w sobie całego wilka, jego charakter i cechy, których ona nie znała , a zapragnęła wtedy poznać. Jednak rozczarowanie jakie się w niej obudziło nieco przygasiło jej zapał do poznania basiora. Nie imponował jej w żaden sposób, więc ponownie przywołała skrzydła, które złożyła kiedy znalazła się w norze. Już miała odlecieć kiedy jednak małe, nieprzejrzane światełko zapaliło się w jej sercu na nowo, znajdując miejsce między rozczarowaniem i żalem. Nadzieja sprawiła że zajrzała na wilka jeszcze raz i przywołała swój ideał przyjaciela z charakteru. Miał szanować jej milczący głos i być wsparciem. Być wielki i władczy, bo szukała kogoś kto wskaże jej bezwzględnie drogę. I właśnie fakt że nie znała basiora pchnął ją jeszcze bardziej ku niemu. Co jeśli ta nędzna powłoka skrywała prawdziwie palący, dziki ogień władzy, do której lgnął jej umysł. Więc złożyła skrzydła myśli i powróciła nad wilka przytykając nos do jego głowy. W ten sposób bezpośrednio dostała się do jego snu. Mogła zrobić to inaczej. Użyć swojej mocy, jednak w ten sposób poczuła się znacznie bliżej wilka. 

Sen ten był dziwny. Zadziwiający. Nigdy nie spotkała się ze snem tak realnym jak ten. A jednak wywołał uśmiech na jej twarzy. Pozostała więc niewidoczna dla umysłu basiora i przyglądała się z daleka. Widziała wilka. Był młodszy, kto wie czy nawet jeszcze nie był szczeniakiem, bo był taki niewielki. Ale był to ten sam basior, którego sny raczyła odwiedzić. Skakał po kamieniach nad rzeką, która wesoło szemrała wtórując jasnemu słońcu, które rzucało swoje promienie w kierunku ziemi. Wraz z nim skakał bardzo niepokojąco różowy wilk. Różowy. Ona spotykała się już z rozmaitymi kolorami, ale róż był dla niej nowością. Razem wydawali się być tacy szczęśliwi. Toczyli jakiś dialog. O czymś mało istotnym. I ten obraz wciągnął ją tak bardzo że zapomniała po co tu przyszła. Oczarowała ja pewność młodego basiora i jego radość i skoczność i on sam całym sobą dostał się do jej serduszka i wypełnił je nieznaną jej do tej pory, miłością. Jednak nie taką jaką czuje matka do syna, ani wadera do basiora. Nie. To była miłość czysto przyjacielska, która zajrzała w każde miejsce jej ciała. Więc pchana impulsem zbliżyła się. Zaskoczył ją kolor oczu przyjaciela. Nie zastała tam niebieskich, królewskich tęczówek, tylko jasno błyszczące się niczym jej gwiazdy, dwa kolory, przeszywające duszę na wylot. Z wrażenia przysiadła sobie w wodzie, która nie miała mocy aby pociągnąć ją z nurtem i patrzyła na dwa szczenięce pyski . Jak poruszają się w rytm wypowiadanych słów i jak uśmiechają się i śmieją. A głos basiora rozchodził się w jej głowie echem odbijając po stokroć razy zanim zamilkł. I ten niezwykły sen wydał się jej bliski sercu tak mocno, że nie chciała aby się kończył. Podążała za małym przyjacielem i jego różowym znajomym gdzie nie poszli. Widziała jak odwiedzili las, gdzie granatowy szczeniak zbierał jakieś zioła i podawał je do różowego pyska. Jak w wesołej zabawie wspinali się we dwóch na wielkie kamienie i zsuwali się z pagórków chichocząc głośno. Zafascynowana była kiedy wypadli na wielką polanę ganiając jeden za drugim i wywracając się. Dołączyło do nich jeszcze więcej szczeniąt i nawet ona słyszała och radość przez zamroczony umysł. W końcu jednak sen zmienił scenerię. Była zdziwiona jak bardzo powoli to się działo i jak realne się wydawało. Jak z dala ponad las uniósł się krzyk tak paniczny i pełen bólu, że nawet ona poczuła jak kości jej zesztywniały. Zaskoczyła się jak realne obrazy tworzy umysł basiora i jak przerażające one są. Widziała jak szczenięta zadzierają głowy, więc i ona ją zadarła. Nad lasem unosiła się smuga gęstego, czarnego dymu i nagle do jej nosa dotarł zapach, powodując że kompletnie przestała zwracać uwagę na swoje ideały. Umysł basiora tak bardzo ją zachwycił, że nie ważne jaki by się okazał teraz, czy odważny, czy płochliwy, czy nawet arogancki, przyjęłaby go takiego jakim był w swoje ramiona. Odór spalenizny rozniósł się po polanie. Jednak umysł basiora stworzył jakiś jeszcze zapach przez który obraz nieco zadrżał. Ona nie umiała go określić. Była wiele starsza od granatowego wilka, jednak ten zapach dopadł do niej i zamącił jej w głowie. Był nieprzyjemny i powodował dreszcze. Szczenięta bez wahania ruszyły biegiem w kierunku dymu, a ona za nimi. A im bliżej byli tym bardziej zapachy drażniły jej nos i umysł. Jednak przerażenie ogarnęło ją całkowicie dopiero jak przekroczyli przedziwną bramę. Tyle śmierci na oczy nigdy nie widziała. Pamiętała jak tworzyła sny o bliskich osobach, które traciły życie jednak nigdy nie w takiej ilości. Cofnęła się o krok, jednak widocznie na granatowym basiorze nie zrobiło to takiego wrażenia, a może już widział mnóstwo śmierci w swoim życiu, albo ten sam sen, ponieważ przebrnął w głąb. Jednak ona nie mogła już patrzeć na ten koszmar, więc wyszła z jego umysłu. Jednak ten obraz, tak odważnego rzucenia się w paszczę śmierci przez szczeniaka pozostał w jej głowie. Zetknęła więc ponownie na spokojnego basiora zaskoczona, że w obliczu takich obrazów pozostawał taki spokojny. Przysiadła sobie przy nim. Światło dawane przez ogień trzeszczący w małym palenisku padało na ściany norki. Przyglądała się więc chwilę jak tworzyło ciebie i kształty niespokojnie miotane przez wiatr wpadający przez otwór przy suficie. Jeden z podmuchów zwiał nawet resztkę ognia i zapadł mrok. Księżyc już nie zaglądał na ziemię, zasłonięty mrocznymi chmurami, z których sypał się śnieg. Ona teraz jednak siedziała w bezruchu, nie wiedząc co dalej ma ze sobą zrobić i jak poradzić sobie z przerażeniem mieszającym się z podziwem. Jej kompletny bezruch przerwał basior, który podniósł się z legowiska i minął ją bez słowa, ewidentnie zaspany. Jej futro już nie świeciło, gdyż zabrakło w jej sercu blasku, jednak kiedy basior rozpalił na nowo ogień bez żadnego problemu, jej futerko nabrało go na nowo. Znalazła idealnego przyjaciela i teraz już nie widziała w nim marnego, kruchego istnienia, a silnego basiora o niezwykłym umyśle. Więc powoli zbliżyła się do niego, który teraz stał wpatrując się w ciszy w ogień. Ujawniła więc swoją obecność, ukazując się mu. Jego uszy ku jej zaskoczeniu zastrzygły od razu kiedy tylko przestała być wytworem gwiazd i przyjęła formę. Jego dwukolorowe oczy błysnęły na nią przerażeniem kiedy obejrzał się.

- O...h- podskoczył mało nie wpadając w płonący ogień.

Wtedy też i ona zniknęła nie wiedząc co ma zrobić. Nie miała jak się z nim przywitać gdyż jedyny jej głos to nieme milczenie, które w tej sytuacji jej nie pomagało. Widziała jeszcze jak wilka przeciera oczy łapą i z głośno bijącym sercem wraca na posłanie siadając tam zdezorientowany. 

Ta noc była dla niej skończona. Rozłożyła swoje skrzydła i wzbiła się w niebiosa aby zająć miejsce wśród swoich odwiecznych towarzyszy, gwiazd, które nieustannie rozmawiały o tematach wygórowanych, które nie obchodziły jej serca. To teraz należało do pewnego wilka, a jej umysł cały dzień kiedy odpoczywała, myślał o nim nie dając jej chwili wytchnienia. Więc noc była dla niej zbawieniem. Od razu wyruszyła w miejsce gdzie spędziła poprzednią noc. Nie potrzebowała już nici aby odnaleźć małą norkę skrytką wśród lasu. I wiedziała że noc ledwo zapadła, jednak wysłała gwiazdy aby niosły sny, a sama z radością wśliznęła się do wnętrza mieszkanka. Widziała jak granatowy wilk jeszcze krząta się przy blasku ognia i popija jakiś parujący napój. Ona wiedziała już jaki sen przygotować mu aby móc spotkać się z nim i nie przyprawić go o zawał. Tak bardzo chciała poznać go bliżej i mocniej z każdą chwilą. Ekscytacja rosła w niej w każdej kolejnej sekundzie i z każdym kolejnym uderzeniem serca. Długo jednak musiała czekać zanim łapy zmęczonego wilka stanęły na posłaniu, a oczy zamknęły się pogrążając wilka we śnie. Ona już tworzyła idealną scenerię i tym razem spodziewała się braku ekscesów i widoku śmierci. Zbliżyła się do wilka i z szerokim uśmiechem j radością w sercu wkroczyła do jego umysłu. Znalazła się na polanie przykrytej blaskiem jasnego księżyca, który dodawał jej blasku nawet we śnie. Wszystko ponownie wydawało się być tak pięknie realne. Wśród tej otoczonej nieprzejrzanym lasem polanki siedział on, pod samotnym drzewem i rozglądał się zaskoczony. Ona podeszła szybkim krokiem i ujawniła się przybierając formę. Jej futro nadal błyszczało im bliżej podchodziła. Widziała jak wilka strzeże uszami i niespokojnie wierci się. Dlatego nie była zdziwiona gdy wydał z siebie niemęski pisk i odskoczył na bok kiedy usiadła przy jego boku. Wtedy też jej serce napełniła niewyobrażalna radość która mało nie wyrwała z jej gardła głuchego śmiechu. Basior wydawał się być bardzo zaskoczony jej obecnością i dłuższą chwilę przyzwyczajał się do jej obecności. Widziała też nie do końca było mu przy niej komfortowo, ale chciała to zmienić. Dlatego wyszukała najpiękniejszego głosu, najcichszego i najłagodniejszego jaki była w stanie i odezwała się chociaż nie wiedziała co powiedzieć.

- Witaj- głos wydał jej się być obcy i taki niestosowny jednak wydawał się uspokajać wilka co było jej na rękę

- W...witaj?- jego niepewność zachwyciła ją i sama nie wiedziała dlaczego. Pierwszy raz przecież prowadziła rozmowę. Tyle tysięcy lat spędziła bez przyjaciela, do którego mogła odezwać się ze swoimi problemami, które przecież też miała, jednak nie były tak przyziemie jak te innych. 

- Jak się nazywasz?- męczyło ją to także. Tak bardzo ja fascynował wilk, którego imienia nie znała. Jak miała się do niego zwracać i ukochać kiedy był dla niej bezimiennym bytem. 

- D...delta?- zabrzmiało to dla niej bardziej jak pytanie niż stwierdzenie jednak wystarczyło aby jej serce podskoczyło wykonując radosne uderzenia. Jej pysk mimowolnie rozjaśnił uśmiech tak szeroki że zaskoczył nawet ją samą.

- A ty? K...kim jesteś?- wilk zadał pytanie którego nie spodziewała się usłyszeć. Właśnie. Kim była? Jak miała odpowiedzieć kiedy to pytanie nie miało odpowiedzi od samego początku. Podkręciła tylko głową zaskoczona

- Nie mam pojęcia kim jestem dla innych ani dla siebie. Ale dla ciebie chcę być przyjaciółką jak ty dla mnie przyjacielem- odpowiedziała po chwili wahania. Jednak to wydawało się nie docierać do wilka.

- Jak to? Nie wiesz kim jesteś? - spuściła uszy po sobie zaglądając na niego nieodgadnionym spojrzeniem. 

- Nie wiem- to teraz zaczęło zaprzątać jej głowę. Kim była? Dla gwiazd była bytem, ważnym , istotnym bytem, który dbał i ich blask i opiekował się snami ziemskich wilków. Dla wilków? Była dla nich nikim. Duchem który w ich mniemaniu nie istnieje, chociaż co noc jest powodem ich snów ,wyobrażeń i marzeń. A dla siebie? Kim była dla siebie? Kim chciała być? Kim mogła być? Tyle pytań od samego początku bez odpowiedzi. Nie wiedziała zwyczajnie kim ma zostać. Nawet jej imię nie było jej znane. Była po prostu bogiem snów, czy potrzeba było jej czegoś więcej?

- A... chociaż…imię?- właśnie. Imię. Nie pragnęła go nigdy mieć. Przynajmniej do tej pory. Teraz jednak kiedy siedziała przy małym basiorze i patrzyła w jego bystre oczy, które wydawały się rozszyfrowywać jej duszę w kilka sekund, zapragnęła mieć imię tak dźwięczne aby odbijało się w uszach mniejszego latami. Jednak nie mogła nic wymyślić, gdyż znała tak niewiele imion, chociaż było ich na świecie i w snach tak wiele. patrzyła więc w jego oczy zawstydzając się co było do niej niepodobne.

-Nie mam imienia - odpowiedziała po chwili długiej i ciężkiej ciszy, która obojgu zaczęła przejawiać  się piskiem w uszach. I to piszczenie nie zatrzymało się podobnie jak cisza, która spowiła całą polanę. Tak niewiele brakowało a oboje zaginęli by w niej totalnie.

-Nie masz imienia?- niby powiedział to do siebie jednak oboje potrzebowali tych paru słów aby wyrwać ich ze szponów najgroźniejszego tworu bogów świata, nieprzyjemnej ciszy.

-Nie mam. Nigdy nie miałam i nie planowałam mieć póki mnie nie zapytałeś. I teraz to pragnienie obudziło się we mnie tak silnie, że nie umiem sobie z nim poradzić. Dlaczego zapytałeś?- lekki wyrzut w jej głosie zjeżył sierść na jej szyi. Nie miała mu za złe. Oj nie. Jednak uczucia wzięły górę nad boginią, która nie za często miała z nimi do czynienia, zazwyczaj pełna nieludzkiego spokoju. 

-Nie masz imienia, a pragniesz je mieć. Więc kim jesteś w takim razie, skoro nikt ci go nigdy nie nadał?- jego pytanie wypełniło ją dziwną pustką. Właśnie. Nikt jej nigdy nie nadał imienia. Była bogiem i tyle jej powiedziano. Miała pracę związaną ze snem, więc była bogiem snów. Boginią właściwie, ale czy mogła się tak przedstawić? Czy byłoby to właściwe zdradzać śmiertelnikowi takie informacje? I natchnęła ją jeszcze jedna wątpliwość. Przecież chciała przyjaciela więc czemu wahała się przed powierzenie swojego istnienia w jego łapy?

-Jestem… boginią o ile można mnie tak nazwać.- widziała w jego oczach pojawiające się zdziwienie, które ustąpiło uczuciu, które trudno było określić jakimkolwiek pojedynczym czy nawet zestawionym z innymi słowem. Było to przedziwne patrzeć w te ufne oczy, które zmieniały się z każdą chwilą i były pięknym i adekwatnym odzwierciedleniem jego duszy.Były takie ludzkie, nie jak te gwiezdne pełne pychy i żalu do ludzkiego istnienia, wygórowane i bezwartościowe dla jej serca. Patrzyła więc w nie coraz bardziej ufając coraz mocniej temu drobnemu ciałku, które przy niej wyglądało jak szczenięce. Przywołała więc swoje skrzydła umysłu i otuliła go bojąc się że ucieknie lub zakończy sen.

-Bogini? Ale...czego?- był skonfundowany. Widziała to ponownie w tych czarujących ślepiach.

-Snów. - to jedno słowo wydawało się jakby rozjaśniać umysł Delty, który wydał jej się teraz rozumieć znacznie więcej niż przed tem. 

-Jesteś boginią snów bez imienia.- podsumował i rozejrzał się.- Dlatego to wszystko jest takie dziwne. Dlatego nie ma wspomnień tylko dziwna polana. Dziwne drzewo. Nieznane mi… tereny.- i wtedy też do niej dotarło że jego umysł nie zapamiętuje snów, a sny nie tworzą się z niczego. Że każdy jego sen był wspomnieniem przeszłości dalekiej bądź nie, ale pamiętał je dlatego że przeżył je kiedyś. I dlatego były takie realne i dlatego pojawiały się dźwięki i zapachy, które tak ciężko umysłem jest wykreować we własnym śnie. 

-Nie mamy bogini snów. Przynajmniej ja nie znam żadnej. - przyznał po krótkiej chwili przyglądając się jej skrzydłom. Wydawałoby się że cisza w jakiej trwają zamienia się w wieczność i pochłania ich coraz bardziej w przyjemną pustkę. 

-Macie. Po prostu nikt nie widzi tego co robię. Nie przejmuje się że sny są moim wytworem. Że wybieram marzenia i strachy i ukazuję je w snach. Pozwalam spełniać marzenia i snuć refleksje o samym sobie. Trochę to niesprawiedliwe jednak nie przeszkadza mi to. Do teraz. Kiedy tak o tym mówisz zdaje mi się że mogłabym być kimś wielkim .Wyższym nawet od moich gwiazd- mówi cicho rozkładając skrzydła, które zaszeleściły lekko. - I pokazać światu jak wiele dla nich robię. I jak wiele dla nich znaczę. I jak wiele zniszczyło by moje zniknięcie i życie zmętniało beze mnie! - wstała a jej futro zadrżało. Delta cofnął się nieco widząc jak traci ono blask i ciemnieje. 

-Wiele zapewne znaczysz dla nas wszystkich. To prawda. Więc może jednak jesteś bogiem którego warto znać. Jednak co zrobisz bez imienia?- to od razu uspokoiło poruszoną waderę.Przysiadła sobie i pogrążyła się w myśli. Bez imienia znaczyła dla śmiertelników wielkie nic.

-Masz rację. Delto. Przyjacielu pomożesz mi? - widziała jak wzdrygnął się w zaskoczeniu na jej słowa. Nie wiedziała czemu

-Jak mam ci pomóc? - zapytał niepewny podnosząc się z ziemi i zaglądając na nią. A ona zajrzała na niego zastanawiając się jak może uzyskać od niego pomoc.

-Nadaj mi imię.- zażądała odwracając się do niego przodem i powodując że basior podskoczył delikatnie.

-Imię…- i wtedy wszystko się zatrzęsło, a ona wyleciała z jego głowy jak poparzona stając przy legowisku, na którym basior podniósł się energicznie. Była znowu ukryta więc nie mógł jej dosięgnąć ani umysłem ani wzrokiem.



Rozejrzał się zaskoczony i dłuższą chwilę zajęło mu dojście do siebie. Rozejrzał się jednak niczego nie dostrzegł. W głowie dalej krążyłą mu niespokojna myśl, że tym razem to nie wspomnienia były jego snem. Delta podniósł tyłek ze swojego posłania i wstał podłożyć do ognia, który miotał się równie niespokojny jak on. Spotkał Boga, a jego strachliwe serce mało nie chciało wyskoczyć z piersi. Nawet teraz kiedy powoli już uspokajał się po tym przedziwnym koszmarze, czuł niepokój, a jego myśli szalały w jego umyśle nie dając mu wytchnienia. Dlatego pomimo świadomości że jest środek nocy Delta postanowił zrobić sobie herbaty. Zaparzył wodę i już po chwili siedział samotnie przy stole popijając gorący napar z ziół i odrobiny suszonych owoców. Uspokajał się coraz bardziej, jednak jego myśli dalej pozostawały kłębkiem splątanych wątków. Imię. Imię. Miał nazwać boginię, która wydawała mu się tak odległa i nierealna. Kto wie. Może to jego zmęczony umysł wyobraził sobie sen jak nigdy przedtem. Może chciał zażyć świeżości i spłatał biednemu Delcie figla. Granatowy wilk potrząsnął mocno głową starając się wyklarować w niej cokolwiek. Jednak galopujące słowa i wspomnienia nie dały mu tego zrobić. Nim się obejrzał nad watahą wschodziło słońce, wrzucając do nory długie cienie. Dlatego też postanowił zacząć go porządnie. Wylazł z nory i wybrał się na spacer, chcąc spróbować opanować się w ten sposób. Jednak to pogorszyło tylko sprawę. Idąc tak i tracjąc kontrolę nad własnym umysłem nadlatywało do niego jeszcze więcej myśli i to nawet nie jego własnych, więc zdenerwowany jak nigdy wrócił do nory zaszywając się pod ciepłymi skórami i robiąc kolejną herbatkę. Nie miał pomysłu co ze sobą zrobić aby chociaż trochę sobie ulżyć . Herbata niewiele mu pomogła i dalej jego umysł pozostał jedną wielką papką pełną niedopowiedzeń i rozmyślań o zupełnie zbędnych rzeczach. Delta założył łapy na uszy i przymknął oczy. Tak wiele informacji, które mieszały się ze sobą przyprawiły go o nieziemski ból głowy. I w tym bólu, myślach i kłopotach dopadło do niego wspomnienie bliskiej mu osoby i nagła tęsknota. Spojrzał na swoją norkę chcąc znaleźć sposób na pozbycie się dręczącego uścisku w sercu, jednak nic nie odnalazł. Podkulił jedynie ogon i spuścił uszy. Ilumina. Takie było imię bliskiej mu osoby. Świętej pamięci osoby. 

Przeleżał na posłaniu cały dzień, nie był więc zdziwiony że kiedy przebudził się z jakiegoś dziwnego transu w jaki wpadł, była już głęboka noc, zrzucona na świat z miłością. utkana najpiękniejszymi niciami bogów. Bo wyjątkowo księżyc wdzierał się swoją poświatą do nory Delty co nie zdarzało się za często. Na zewnątrz również musiało być pięknie. I było. Gdy Delta wykroczył poza swoją norkę zastał jedynie blask. Śnieg mienił się w obliczu księżyca srebrem i złotem. Delta zadarł głowę do góry. Senność kompletnie od niego odpłynęła przy tak pięknym widoku, jednak zdawało mu się że o czymś zapomniał. Jednak w końcu jego myśli uspokoiły się, a zabiegał o to cały dzień, więc szybko odrzucił tą myśl i wybrał się na spacer. Kompletnie uspokojony już kroczył po śniegu słuchając jak wesoło chrupocze pod jego łapami. Uwielbiał ten dźwięk. Sprawiał że budziło się w nim jakieś zastane głęboko, dziecko, które uwalniało go od zmartwień i żalów przyziemnego życia. Kiedy jednak księżyc znalazł się w zenicie Delta postanowił wrócić. Wybrał tą samą drogę znakomicie się bawiąc kiedy starał się iść dokładnie po swoich śladach. Zabawa jednak też dobiegła końca, tak jak jego beztroska, kiedy dopadła go senność, która prawie od razu gdy wszedł do norki, położyła do do posłania. Wtedy też wróciły myśłi i kłębki jednak za pożno, ponieważ Delta już zdążył zasnąć.


Ta sama polana powitała go w jego śnie. Wróciły też strach i obawy. Liczył jednak że nie spotka ponownie bogini. Liczył na to tak wielce że przestał w to wierzyć. Dlatego nie zaskoczył się kiedy ujrzał ją. Wysoką, o szczupłych nogach, z sierścią szarawo-białą, błyszczącą się kryształkami w świetle księżyca. O ogonie dumnie uniesionym do góry, puchatym tak bardzo że Delta mógłby się pod nim skryć prawie cały. O uszach postawionych w dół, nadająch jej dostojności i o piersi wypiętej w przód. Jej błękitne oczy, które przybierały różne odcienie tego koloru w zależności od emocji ,co Delta odkrył poprzednim razem, zmierzyły go swoim najjaśniejszym odcieniem. Wadera z radością małego szczeniaka przyparła do niego. Jej skrzydeł tym razem nie było, a było jedynie nieludzkie szczęście, którego Delta nie rozumiał. Bogowie nie bratali się ze śmiertelnikami, więc dlatego ona tak bardzo chciała poznać Deltę? Męczyło go to pytanie. W nim przecież nie było nic ciekawego.

-Masz dla mnie jakieś imię?- spytała od razu. Delta nawet nie miał chwili aby przypomnieć sobie o czym zapomniał. Jego oczy delikatnie rozszerzyły się, a serce zaklekotało. Nie miał nic. A przecież jeśli palnie pierwszym lepszym imieniem dla bogini, ona może okazać się niezbyt zadowolona.

-Lumina.- powiedział po krótkiej chwili. Przyszło to do niego jak grom z jasnego nieba. Nie wiedział czy spodoba się waderze jednak wolał zaryzykować niż zawieść jej oczekiwania.

-Lumina.- powtórzyła niby oczarowana. I Delta zaskoczony spostrzegł że jej ogon poruszył się. - Podoba mi się. Brzmi idealnie- powiedziała po krótkiej chwili. -Bardzo ładne. Jak na to wpadłeś?

-Eh… Widzisz. Miałem kiedyś...przyjaciółkę, która na imię miała Ilumina. Bardzo ładne i dźwięczne imię prawda. I była to bardzo dobra osoba. Miała tak wielkie serce, dla każdego. Nawet największy złoczyńca mógł znaleźć w niej poparcie. Niestety odeszła z tego świata w bardzo...nieprzyjemny sposób.- westchnął Delta zastanawiając się czy nie za bardzo otworzył się przed waderą.

-Miała wielkie serce. Czy skoro mam imię ku jej czci także powinnam takie mieć? Kochać każdego bez względu na to kim jest?

-Tak. Myślę że tak. Że powinnaś kochać każdego nie ważne kim jest, był i będzie. Byłabyś najlepszym bogiem pod słońcem- zaśmiał się.

-Więc właśnie taka będę! - spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.- Powiedz mi jeszcze Delto, jak ty to robisz że pamiętasz wszystkie swoje sny?- spytała. Deltę zdziwiło to pytanie. Nie pamiętał żadnego swojego snu. Więc zdezorientowany spojrzał na nią.

-Nie wiem. Może to dlatego że większość z nich jak nie wszystkie do tej pory były po prostu moimi wspomnieniami. - Delta czuł że ona to wiedziała. Że wyczuła to znacznie wcześniej. Przecież była bogiem snów. Jak mogłaby tego nie wiedzieć.

-Zaimponowało mi to początkowo wiesz. To jak bardzo realne sny tworzy twój umysł przy pomocy mojej magii. Jednak skoro to wspomnienia, to nie dziwię się już, chociaż dalej to imponujące. Śpisz tak spokojnie nawet kiedy w twoich snach umiera tak wiele istnień.- westchnęła cicho i rzuciła Delcie wyraźnie przygnębione spojrzenie.

-Ah. To. To dla mnie nic nowego. Poza tym przeszłość jest już przeszłością. Co się stało już się nie odstanie. Gdybym w to nie wierzył, dawno bym już się załamał. W życiu nie miałem łatwo i widziałem dużo śmierci. Więc nie mogę rozpaczać, a jedynie dobrze to wspominać.- powiedział jeszcze. 

-Oh. Więc to tak. Jesteś zaskakująco silny. Kiedy zobaczyłam cię po raz pierwszy byłam bardzo rozczarowana jaki mały jesteś i w jakiej norce mieszkasz. kto by pomyślał. Hah… Ale to już nie ważne. Ważne że teraz mam imię, jestem prawdziwym bogiem, więc wilki mnie poznają. Może zacznę objawiać się w snach.- pomyślała na głos. Wtedy też oboje wieldzieli że szanse na to że się spotkają zmniejszą się.

-Na pewno jeszcze cię odwiedzę przyjacielu- Delta ponownie zadrżał. Nazywała go przyjacielem. Nie był na to zbyt dobrym materiałem, ale nie narzekał.

I wtedy odeszła a on obudził się. Lumina. Lumi. Wybrał zaskakująco ładne imię. Ilumina, teraz będzie na zawsze miała swój wkład w ten świat tak jak zawsze chciała.


I tak mijały dni, tygodnie, a Ona nie mogła go spotkać. Miała łapy pełne pracy samej ukazując się innym wilkom. Pomagając im i doradzając w ich własnych snach. Nie widziała Delty tak długo, że zastanawiała się czy wilk jeszcze żyje.

Uczyła też swoje gwiazdy jak myśleć mniej wybitnie, czego ona sama nauczyła się od zwykłych ziemskich wilów. I od tamtej pory ich sny były bliższe ziemskim wilkom i Lumina mogła skupić się na szerzeniu wiedzy o samej sobie. 

Była też jedna taka noc kiedy trafiła na sen tak realny, że zapomniałą się w nim. Jednak nie był to taki zwykły sen. Był piękny. Polana, wielka, ogromna polana spowita w jasnym blaskiem księżyca. A na niej po środku taka dobrze znana jej postura, pochylająca się nad wielkim leżącym jeleniem. Podeszła bliżej i przejrzała na oczy. Przed nią nad ciałem nieznanej jej osoby pochylał się Delta ze smutkiem wpisanym w oczy i żalem wypisanym na pysku. Ujawniła się i zbliżyła. Delta jedynie dalej pochylał się nad jeleniem, pomimo iż widziała że ją zauważył.

-To właśnie Ilumina.- powiedział z żalem w głosie. Lumina zbliżyła się.

-Ona...nie była wilkiem?- spytała zaskoczona.

-Nie. Była niesamowitym stworzeniem. Tym niezwykłym z rogami, pomimo że była samicą. A jej magia...była taka piękna. Szkoda takiej osoby. Że umarła tak… - pogrążył się w ciszy. Lumina patrzyła na ten obrazek chwilę i nie mogła wyjść z podziwu. Rzadko widywała wilki, które przyjaźnią się ze swoim jedzeniem.

-Oh. - jedyne co powiedziała zanim sen rozmył się i wróciła na niebo. 


Spotykała Deltę niekiedy. Rzadko i nieczęsto. Jednak zdarzało się, że widziała jego wyobrażenie w oczach i snach innych wilków w okolicy. I cieszyło ją to.


Cieszyło ją że dostała imię akurat od niego. I że spędziła z nim parę dobrych chwil.

Od tamtej pory rządzi snami rozważnie i jak obiecała, z miłością do każdego kto żyje na tym świecie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz