niedziela, 28 lutego 2021
Podsumowanie lutego!
Odchodzą!
Od Kali - "Campo di Fiori*" Opowiadanie konkursowe
*dosł. Pole Kwiatów. Tytuł nawiązuje do miejsca egzekucji Giordano Bruno, renesansowego naukowca skazanego na śmierć przez spalenie, jak również wiersza Czesława Miłosza o tym samym tytule.
Od Eothara Atsume CD Agresta - ,,Niecny Owoc" cz. 17
Chcecie dać nam do zrozumienia, że jesteśmy pozbawieni podstawowej wiedzy na temat tego, co dzieje się na naszej ziemi? Brawo, proszę, jaki domyślny. Dokładnie to, co mieliśmy kilka wypowiedzi wcześniej.
sobota, 27 lutego 2021
Od Julija CD Tory
Od Delty CD Pandory - "Krwawy księżyc"
Delta był zaskoczony, ale co się dziwić. Kiedy trwała jesienna zawieja i deszcze, Delta był jeszcze dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów stąd, rozkoszując się prażącym delikatnie z nieba słońcem, które im dalej szedł tym bardziej zanikało za chmurami. Doskonale pamiętał swoje przejście przez jakieś góry, kiedy za nimi spodziewał się zastać ciepełko, a otrzymał mrożący łapy śnieg. W tamtym czasie postanowił że zatrzyma się tylko na zimę w tym miejscu, jednak jakoś tak się zadomowił. Pysk mu się delikatnie uśmiechnął na ten widok, ale potrzeba wzywała. Należałoby pozbyć się przyczyny cierpienia takiej ilości osób i znaleźć odpowiedź na pytanie czemu wilki nie widzą podobno metrowego krzewu. Dlatego granatowa kulka skoczyła do wyjścia z torbą u boku, jednak musiał zatrzymać się w pół kroku. Wadera, która otrzymała od niego leczenie, jezdnie i dach nad głową, bo nadal była słaba a jej rana wewnątrz dalej pozostawała niestabilnym źródłem jej przyszłych problemów. Słyszał jak bardzo natarczywy jest jej ton i jak wiele zaskakującej chęci w niego włożyła. Opanował w sobie nieziemsko wzrastającą irytację i odwrócił się.
- Dobrze. Jednak wiedz, że
daleko nie uciekniesz. Przynajmniej nie teraz. Łapę może masz sprawną ale przy
zbyt dużej ilości wysiłku twój środek znowu będzie mętną papką krwi. Poza tym,
już raz byłem w twojej głowie. Będę w stanie znaleźć cię nawet na drugim końcu
tego świata.- zagroził jej przymykając oczy. Potem wyśliznął się przez wejście
do norki. Przyszła mu przy tym refleksja, że w sumie kiedyś przydałoby się ją
powiększyć. W przejściu wpadł w większą od siebie posturę, którą od razu poznał
po zapachu i charakterystycznym rudym kolorze. Gdy tylko stanął stabilnie
zadarł głowę żeby zobaczyć umaszczony zażenowaniem pysk Pakiego. Unosił
delikatnie przednią łapę.
-Oh. Paki! Coś ci potrzeba. -
czuł jak wilczyca pojawia się za jego plecami przyprawiając Pakiego o jeszcze
większe zażenowanie. Rudy wilk odwrócił łapę żeby Delta mógł w nią zajrzeć. -
Ah... gdzie sobie to wbiłeś?- spytał zaskoczony wyjmując długi, szczuplutki
przedmiot z jego łapy. Mały wilk z wrażenia aż zastanowił się jak to się w tej
łapie mieściło, ale ten świat nie zawsze pozostawał logiczny, więc po prostu
pokręcił głową uleczając łapę starszego.
-Nie wnikaj, błagam- sapnął
kiedy granatowy wilk pracował w szybkim tempie nad ranką.
-Dobrze dobrze. Tylko nie rób
tego znowu- polecił Delta i uśmiechnął się szeroko. Jeszcze chwilę oboje potem
stali przed wejściem patrząc jak trzy rude ogony znikają między martwymi
drzewami. Wtedy też do Delty coś dotarło.
-Jak masz na imię?- zwrócił się
do wadery. Ta tylko prychnęła, smucąc i irytując basiora. Więc sam się
poczęstował tą informacją wtargają po nią na sekundę do jej umysłu. Nie chciał
wiedzieć o niej nic więcej. Nie lubił nadużywać tej umiejętności. Doskonale też
wyczuł że wadera to zauważyła.
-Zatem. Chodźmy Pandoro.-
skoczył przed siebie zostawiając w śniegu swoje ślady. Jego ton nie znosił
sprzeciwu i tym razem wadera usłuchała się.Szli dłuższą chwilę mijając kolejne
drzewa i kolejne. Oddalali się od domu Delty coraz bardziej i bardziej
zagłębiając się w tereny watahy. W końcu dotarli też do rzeki, która w tym miejscu
była rwącym życzeniem śmierci dla każdego odważnego kto chciał ją przekroczyć.
Płynące z nurtem kawały oderwanego w wyższych częściach lodu miotały się między
falami. Mały wilk zreflektował się też, że poziom wody jest znacznie wyższy niż
był wcześniej, co oznaczać mogło jedynie że gdzieś wysoko w górach albo topi
się śnieg, albo nurt porwał go rzazem z nurtem w dół. Granatowy ogon basiora zadrgał niespokojnie
widząc że kamienna ścieżka, prawie całkowicie zniknęła pod lodowato zimną wodą.
Westchnął ciężko. Aby dojść do miejsca, które podejrzewał o bycie powodem
cierpienia tylu osób musieli przejść przez rzekę. Dodatkowo widział też
spinające się mięśnie u wadery, a jego wyczulony słuch słyszał przyspieszone
bicie serca. Rzeka była zbyt szeroka aby ją przeskoczyć jednak w głowie Delty
błysnęła iskierka nadziei. Niewiele jednak zdążył zrobić zanim szybkim ruchem
musiał uniknąć ataku wadery, która rzuciła się w jego stronę. Przewidział go z
łatwością. Zdążyła tylko zahaczyć o jego pysk jednym pazurem kiedy usunął się
jej z trajektorii lotu. Na nieszczęście ich obojga lądując natrafiła na
zalodzony brzeg rzeki. Jej łapy posunęły dalej w ciągu ułamków sekund przebijając się przez taflę rwącej wody. Delta
momentalnie dopadł do niej chwytając w zęby jej ogon. Niestety nurt dorwał już prawie całą waderę, a
niezbyt postawna postura małego basiora niewiele była w stanie im pomóc. Delta
przerażony pisnął kiedy jego własne łapy zaczęły sunąć po śniegu. Słyszał
chrapliwy głos wadery, której pysk uporczywie utrzymywał się nad wodą w przeciwieństwie
do reszty ciała. Ona sama odpłynęła by zgarnięta przez lodowatą wodę gdyby nie
jeszcze to lekkie zaparcie ze strony małego basiora, który piszczał
niemiłosiernie głośno. Czuł że mu się to przyda zwłaszcza że jego przednie łapy
czuły już mokrą ciecz obmywającą jej czubki. Serce zabiło mu głośno w piersi
kiedy po kolejnym marnym pisku usłyszał biegnące łapy. Modlił się w myślach aby
biegnący wilk pospieszył się ponieważ jego nędzna siła właśnie zawodziła pozwalając
aby utrzymywał się na brzegu ostatkiem woli losu. Dlatego kiedy do jego uszu
doszło cichy dźwięk pękania lodu otworzył szeroko oczy. I tak woda pochłonęła i
jego. Jednak nie puścił ogona, a co więcej jego kark został brutalnie
pochwycony w zęby a on sam, wyciągnięty ze szponów lodowatej śmierci . Wraz z
nim za ogon niego wydobyta została wadera, której pysk niestety na chwilę
został zasłonięty przez wodę zanim wilk który przyszedł ich ocalić pochwycił i
ją. Delta wstał z ziemi otrzepując się mocno z chłodnej cieczy. Jego oddech
zwisł chmurą w powietrzu.
-Wszystko z wami dobrze?-
spytał damski głos. Kiedy basior zadarł głowę z ulgą spostrzegł Wronę.
-Tak. Dziękuję Wrona.
Dziękuję.- szepnął zaglądając na przemokniętą Pandorę. Ta dopiero wstawała z
ziemi biorąc łapczywe oddechy. - Pandoro... to było idiotyczne zagranie z
twojej strony.- westchnął. Potem podszedł do niej i usiadł obok. - Wracamy.-
zarządził. Oboje byli w końcu przemoczeni, a wadera widocznie osłabiona...
<Pandora?>
Od Wayfarera - "Na Południe Od Watahy" cz.4 2/2
W jaskini białej wadery było wyjątkowo przytulnie, futra różnych zwierząt pokrywały podłogę, by odgrodzić przebywające tu wilki od zimna, przyjemny zapach ziół wypełniał powietrze, w dużej mierze składały się na nie zioła wykorzystywane w kuchni, takie jak mięta czy bazylia, jednak wśród nich pojawiały się też nutki bardziej wyjątkowych, wykorzystywanych w magii roślin. Wayfarer przyuważył, że wszystkie pęczki ziela zawieszono w liniach prostych, równoległych do siebie, w nieregularnych odległościach. Na drewnianych, niczym nie wyróżniających się półkach, które wbudowano w ściany jaskini, stały przede wszystkim książki o poniszczonych, skórzanych okładkach, tak starych, że napisy już dawno poznikały z ich powierzchni. Niektóre były jasne, inne niemal czarne, poukładane najprawdopodobniej według zawartości, bo zdecydowanie nie po rozmiarach ani barwach. Wielkie, opasłe tomy trzymano tuż obok małych, podręcznych niezbędników, czasem przypominały paski tygrysa, czasem jakby układały się w gradient. Nigdy regularne. Panował tu urokliwy chaos, zapewne artystyczny nieład, dla każdego obcego niezrozumiały, jednak dla mieszkanki tego osobliwego miejsca wszystko miało swoje miejsce. Można było to zauważyć po jej pewności ruchów, jak szybko potrafiła sięgnąć po przedmiot, którego właśnie potrzebowała, mimo że sam podróżnik przebywający tu w gościnie miał problem z dostrzeżeniem obecności tych narzędzi. Nie miał pojęcia, że na stoliku pełnym pustych, zdobionych buteleczek, gdzie część była ze szkła, część najpewniej z kości zwierzęcej, a pozostałe chyba z wyśmienicie oprawionej skóry, stał metalowy czajnik, w którym Ryuuko chciała zagotować wodę na herbatę. Właściwie na dobrą sprawę tylko jedna rzecz wyróżniała się na tle całego tego nieładu, wydawała się wręcz wyrwana z rzeczywistości, jakby wcale tu nie pasowała. Wayfarer długo przyglądał się barwnym kwiatom, pokruszonym kryształom, dziwnym narzędziom, których nie widział ani razu podczas swojej podróży, oczyszczonym do bieli kościom, z których kilka zostało już częściowo zmielonych na proszek. Rośliny o nietypowych, wręcz zadziwiających kształtach, kryształowe naczynia wypełnione wodą, oznaczone karteczkami z różnymi fazami księżyca. Świece, jako jedyne w bałaganie poukładane według jakiegoś porządku, dokładniej mówiąc według koloru, połowa z nich w jakimś stopniu stopiona i niekompletna. Sznurki zawieszone na ścianie, zamiast spoczywające na półkach. Niemal jak jakaś wystawka wiedźmy, która lubiła eksperymentowanie z czarami. Mimo tej poniekąd niepokojącej wystawki, basior wcale nie czuł się nieswojo w towarzystwie nienaturalnie długiej wadery, już wcześniej podczas podróży przekonał się, że takie prezentacje są przeciwieństwem złego omenu. Bo jeśli Ryuuko nie obawiała się pokazać swojej profesji, a profesja nie wskazywała bezpośrednio na szaleńca, wtenczas biała nie mogła być zła. Przecież nie każda wiedźma tuczy dzieci słodyczami i robi z nich pieczeń.
Machu Picchu spał sobie spokojnie w wyznaczonym przez waderę kącie, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Właściwie nie licząc krzątania się Ryuuko po pomieszczeniu, było tu bardzo cicho, odgłosy z zewnątrz nie sięgały tej schowanej głęboko w skale jaskini. O dziwo w mieszkaniu członkini Watahy Leśnego Kamienia, jak nazywała się tutejsza wataha, o czym podróżnik dowiedział się podczas przycinania alpace kopyt, było wyjątkowo ciepło, co musiało być zasługą cały czas płonącego ognia, nad którym wisiał sporej wielkości kociołek z gotującą się strawą. Jak na razie nie miała ona zapachu, była to tylko gotująca się woda, ale gospodarz już wrzuciła do niej garść warzyw i trochę ziół, przygotowując poczęstunek dla swojego gościa. Czajnik zaczął piszczeć, sygnalizując gotowość do zalania herbaty. Kubki z pięknie wymalowanymi kwiatami wiśni wypełniła zielonkawa rzecz, po czym naczynia postawiono na stole. Dwójka wilków poczęła popijać ciepły wywar.
– A więc, Ryuuko... – zainicjował rozmowę Wayfarer, czując się już wystarczająco pewnie i swobodnie w towarzystwie tubylczyni. – Zajmujesz się, jak widzę, eliksirami, prawda?
– Oj tak – wadera wyprostowała się w krześle, wyraźnie podekscytowana, że może porozmawiać o swoim hobby. Jej ogon zaczął się nawet nieco kiwać na boki, choć próbowała to ukryć. – Co prawda w Watasze Leśnego Kamienia jestem przede wszystkim rzecznikiem, ale zajmuję się także potiologią i prostą magią. Wilki z mojej watahy i okolic przychodzą po eliksiry, dostałam już swego rodzaju reputację. Najlepiej schodzą eliksiry miłosne, wywary lecznicze i trucizny, chociaż wachlarz moich usług jest o wiele szerszy.
– Na przykład? – Podróżnika zainteresował ten temat, sam bardzo chętnie kupiłby coś od tej pozytywnej i wbrew pozorom bardzo przyjaznej kobieciny.
– Och, jestem w stanie stworzyć eliksir, który nakłada na wilka jakiś efekt. Może stać się niewidzialny, zacząć latać, i te pe, chociaż te akurat są eliksirami o określonym okresie działania. Zazwyczaj nie jest on długi ze względów bezpieczeństwa. Wiesz, nie chcę trafić na dywanik. Chociaż moim konikiem są eliksiry rodzinne, czyli takie, które są w stanie wspomóc rodzinę. Na przykład zacząć ciążę, przerwać ją, zapewnić bliźniaki, całe mnóstwo rzeczy. Miałam już bezpłodne pary, które przychodziły do mnie po takie eliksiry i wracały po kilku miesiącach z małymi brzdącami u boku.
– O, to ciekawe! Jak taki eliksir działa? Możesz mi powiedzieć?
– Jasne! Jest on przeznaczony dla par bezpłodnych albo tej samej płci. Jest na tyle wyjątkowy, że nie traci swoich właściwości przez kilka lat, przynajmniej dopóki nie doda się do niego DNA rodziców. Widzisz, żeby dzięki temu eliksirowi powstało dziecko, należy do eliksiru dodać sierść, ślinę albo inny nośnik DNA dwóch wilków, które mają być rodzicami, i wtedy dać waderze do wypicia. Może być to matka, może być to surogatka, nie ma to znaczenia, ta wadera nie ma wpływu na DNA dziecka. Po wypiciu eliksiru zachodzi w ciążę i po dwóch miesiącach rodzi szczenię, które jest genetycznym potomkiem wilków, od których otrzymało DNA.
– Ryuuko! – Wayfarer podniósł się z miejsca tak szybko, że wylał podaną mu herbatę. Podniesiony ton jego głosu obudził śpiącego Machu Picchu, aż biedna alpaka się wystraszyła, podskakując na nogi. – Jesteś niesamowita! Ile za ten eliksir? Kupuję od ręki!
– Sprzedam ci go za wełnę twojej alpaki – zaśmiała się wadera, ucieszona reakcją młodszego wilka. – Ale posprzątaj tą herbatę, dobrze? Zaraz ci podam ściereczkę...
<C.D.N. kolejną zimą>
Od Espoir CD Agresta - "Wyblakłe słońce" cz.1.3
-Jestem kochanką nieszczęścia i popędów, lęków i pustych nadziei.
Pokornym obywatelem, kulącym się pod ostrzem władzy. Typem, którego już
doświadczyłeś - jęknęłam cicho, patrząc w jego oczy, jak gdyby szukając w
nich ratunku przed nieuchronną pogardą i odrazą, która zdawała się
płynąć w moją stronę, czyli do parszywej kreatury, o której niewiele
wiedział. Stalowy gwóźdź z etykietką niemalże namacalnie przewiercał się
przez moją skórę, szukając czułych punktów. Może zbyt pochopnie go
oceniłam? Może nie jest wilkiem władzy o twardej ręce, klasyfikującym
innych jedynie pod łatką przydatności w jego misternie ułożonym planie?
Dusiłam się we własnym ciele, zagubiona i tak samotna, wciąż nie mogąc
uwierzyć, że żywa istota, której oddech czuję na własnej skórze nie
oczekuje ode mnie niemożliwego. Nie zadźgał mnie, nie kazał na swoich
oczach brutalnie zadusić stada dzików. Patrzył na mnie tak przyjaźnie,
ale nie czułam, że przybliżamy się do siebie, nie czułam ciepła innego
niż płynącego z jego ciała, które znajdowało się zdecydowanie zbyt
blisko. Wciąż tkwiła między nami niewidzialna bariera emocjonalna,
zbudowana z nieufności i niepewności. Tak bardzo chciałam dotknąć choć
skrawka jego duszy, spróbować upić się nią i potraktować, jak narkotyk.
Był inny niż reszta. Czy każdy tak naprawdę jest wyjątkowy? Czy nie
tkwimy w pewnych schematach, czy nie jesteśmy do siebie tak podobni?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, aż do tamtej chwili. Wydawał mi się
niezwykły...bardziej niż ktokolwiek, niczym niezbadany ląd, kryjący
wiele brudów, ale przez to jeszcze bardziej intrygujący. Jego obraz był
zbyt idealny, aby mógł być prawdziwy. Szedł wyprostowany, zdawał się
uosobieniem pewności siebie i rozwagi. Był uprzejmy, a na każde pytanie
odpowiadał z tym swoim nieodłącznym, firmowym grymasem. Polityk. Cóż
może doprowadzić jego umysł do niekontrolowanego orgazmu? Co sprawia, że
upada i wciąż się podnosi? Czy tak łatwo dałby splamić swoją dumę i
odsłonić maskę? Kim tak naprawdę jest? Słyszał już tyle idealnych
formułek, a z jego ust wydobyło się jeszcze więcej. Z pewnością
wypowiedział niejedną niesamowitą obietnicę, która nigdy się nie
spełniła. Agrest idealny. Agrest wspaniały, zarządzający idealną watahą,
w której wszyscy kochają się... idealnie. Chciałam zwymiotować mu tę
koncepcją prosto w twarz, chcąc zmyć z niego tę grubą warstwę
przyzwoitości. Chcę dotknąć jego miękkiego futerka, chcę spojrzeć w jego
oczy zbyt głęboko. Chcę dać mu wyzwanie. Chcę się zabawić. Chcę go
poznać. Dlaczego on wciąż milczy? Dlaczego wydaje się taki niewinny i
winny zarazem? Kiedy byłam małą wilczycą wydawało mi się, że dorośli
żyją w jakimś dziwnym, poukładanym świecie, pełnym samych mądrych
wilków. Wraz z dołączeniem do tej grupy wiekowej boleśnie przekonałam
się o tym, czym jesteśmy i napełniło mnie to obrzydzeniem. Przestałam
tak romantycznie postrzegać istnienie, stało się ono dla mnie okazją do
przekazania genów dalej, drobnej zabawy oraz bólu, jak niekończące się i
beznadziejne koło. Dlaczego wciąż mi nie żal siebie? Tak naprawdę nie
lubiłam płakać. Nienawidziłam rozstań, nawet z samą sobą. A później
znowu wracałam do romansu z bólem, tak jakbym nigdy nie chciała móc
określić swojego żywota jakimś pozytywnym epitetem. Dlaczego żyjąc w
swoim ciele, nie jestem pewna, czy znam siebie najlepiej? Nie znam
odpowiedzi na żadne z tych pytań. Po prostu postanowiłam zaryzykować
oddając się rozmowie w pełni i burząc część murów, które zbudowałam.
Wizja spełniania swojej misji, oddalała się ode mnie, aż w końcu
całkowicie zapomniałam, dlaczego jest mi jeszcze dane żyć i czyją jestem
niewolnicą.
-Odezwij się jeszcze raz, a ostrzegam, że dostaniesz w
pysk - szeptały resztki zdrowego rozsądku, których dobicie zajęło mi
jedynie kilka sekund. W tamtej chwili wydawało mi się, że nie istnieją
złe decyzje. Są tylko te bardziej i mniej korzystne dla mnie i dla
innych. Wstrzymałam oddech i odważyłam się zapytać, właściwie nie wiedząc czego oczekuję.
-Co właściwie możesz mi powiedzieć o sobie, Agrest? Wspominasz o tylu istotnych wilkach na arenie politycznej, a wciąż milczysz na swój temat. Kim jesteś dla watahy?
<Agrest?>
Alkestis odchodzi!
Alkestis - powód: decyzja właściciela
Dziękujemy, Alke, za wszystkie wspólnie spędzone lata...
Od Alkestis - "Wilcza ofiara"
piątek, 26 lutego 2021
Od Hyarina - ''Kwiat powstańca'' (opowiadanie konkursowe)
Na podstawie ballady:
Widzę ludzi jak idą na rozstrzelanie. Jak oczy dziecka płoną. Zmiłuj się nad nimi, Panie!
Tak łzami zalewa się świat. Krwawą łzą budzi się świt. Bo to deszcz krwi.
Ziemia splamiona posoką. Zdeptana, plugawa.
Słyszę dudnienie karabinu. Obrzydliwy to dźwięk. Niczym brawa. Oszalałego w euforii tłumu.
Skąd ten śmiech, dlaczego się śmiejesz? Jego obłąkana twarz zastygła. Nie chcesz umierać? Lepiej jest umrzeć, niż dalej trwać w ich sidłach.