Wlekliśmy się przed siebie, nie wiedząc chyba, bowiem byłem przekonany, że nikt z nas tego nie wiedział, dokąd udać się w pierwszym etapie naszej wędrówki, która zapowiadała się na długą, monotonną i jednocześnie pełną napięcia. Tego nie lubiłem najbardziej. Coś co jest nudne i stresujące zarazem to coś zwiastującego naprawdę zupełną porażkę.
Po niedługim czasie okazało się jednak, że wbrew uchwyconym wcześniej pozorom i pierwszemu wrażeniu, które niechętnie w ogóle odniosłem, równie niechętnie wychodząc ze swojej bezpiecznej jaskini. przechadzka nie była nawet taka zła. Być może powinienem częściej wychodzić z tego domu. Może nawet pomogłoby mi to znieść swoje niedociągnięcia psychiczne, jeżeli w ogóle można tak delikatnie je określić. A może nawet mógłbym trochę nad nimi popracować? Do tego jednak potrzebny byłby mi ktoś jeszcze. Ktoś, kogo się nie bałem.
Po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że w zasadzie nie było nikogo takiego. Mówi się trudno i żyje się dalej, co dzień z tym samym denerwująco - ekscytującym mrowieniem z brzuchu, gdy tylko spotka się jakiegoś znajomego, albo, nie daj losie nieznajomego. I to wszystko znosząc jako samiec alfa dużej watahy. No przecież to się wykończyć można.
Maszerowaliśmy tak przed siebie, szybkim krokiem przemierzając lasy i niewielkie polany, którymi były one poprzecinane. Etain załatwiła już sprawę ze swoimi rzeczami, których miała, jak na wilka, zaskakująco dużo. Teraz poruszaliśmy się jeszcze bardziej bezcelowo, a przynajmniej tak mi się zdawało, jednak mimo to szybciej. Sam ten fakt mnie zdziwił ze względu głównie na to, że to wadera obierała kierunek i wyznaczała tempo wędrówki, do którego bez kłopotu się dostosowywałem. Z odrobiną rozumu i przy logicznym spojrzeniu na rzeczywistość, można coś było z tego wywnioskować.
Ale nie wiedziałem co, ponieważ z moim logicznym myśleniem było nie najlepiej. Od tego miałem zresztą swoje wilki. I innych wspomożycieli, nawet jeśli niektórzy uważali ich tylko za obiad.
- Idziemy na północ? - zapytała Etain po niedługim czasie ciszy, który odmierzał wykonywane przez nas ruchy nogami, prowadzące gdzieś, nie wiem gdzie.
- Możemy tam iść - wymawiając te słowa trochę bezwiednie skręciłem, kierując się we właściwą dla tej rozmowy stronę.
- Nie, tylko pytam - zamyśliła się na chwilę wilczyca.
- Mamy coś jeszcze do załatwienia? - odezwałem się tymczasem, nie mogąc znieść narastającej niepewności, przybierającej wręcz groźny odcień.
- Nie, tak sobie tylko myślę...
- To może pokażę ci... - na moment zawiesiłem głos, szukając w pamięci jakichś wyjątkowo ładnych miejsc w WSC, które mogłyby być usprawiedliwionym powodem, dla którego w ogóle tak śmiało zacząłem mówić - Jezioro Dziewięciu Cieni! - znalazłem - jest mniej więcej na północy naszych terenów - o tak, to było trafienie w dziesiątkę. Jeśli moja towarzyszka podróży chce iść z powrotem na północ (tam też mieściła się moja jaskinia, w której zaczęliśmy podróż), nie będzie pewnie miała nic przeciwko zobaczeniu tego... ładnego... i ładnego miejsca w lesie.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz