~Krew, krew, krew, wszędzie życie i krew...~ Na moment zamroczyło mnie od wszechobecności ofiar, od bogactwa wokół, w którym mogłam przebierać niczym w bezkresnym oceanie, oraz ogromu własnej mocy. Kiedy pierwszy szok minął, zrazu zwróciłam łeb na wschód, ku najbliższemu polu do działania. Od zapachu będącego obietnicą prawdziwej orgii złożonej z całej grupy niczego nieświadomych drapieżników kręciło mnie w nosie. Uśmiechnęłam się do siebie, szczerząc kły. Oczami wyobraźni widziałam już spowijającą drżące w agonii stworzenia ciemność, rozszerzającą się na cały świat i krok dalej...~Ja tego nie jadam.~ Pojawił się głos nie wiadomo skąd, na który jednak nie zwróciłam najmniejszej uwagi. Błyskawicznie pozbyłam się nieprzyjemnej skorupy z zaschniętej krwi, tarzając się energicznie w puchu i ocierając o szorstkie pnie drzew. Podniosłam już łapę, by znaleźć się u celu, jednak zastygłam w tej pozycji, nasłuchując. Śnieg skrzypiał cicho pod ciężarem wilczych łap, stawianych ostrożnie i z wyćwiczoną gracją. Oddech zwierzęcia był cichy, acz chrapliwy. Dzięki wyostrzonemu węchowi z łatwością mogłam stwierdzić, że basior jest nietutejszy. Wszystko to składało się zaś na wniosek, że ta ofiara znajdowała się znacznie bliżej, może trochę ponad pół kilometra stąd. Zlizałam ciecz z wargi. ~Zapraszam na małą przystawkę.~
Parę mocnych susów połączonych z lotem szybowcowym wystarczyło, by pokonać tę odległość. Wylądowałam po raz ostatni, przyjemny pęd powietrza zniknął. W oddali, wśród drzew, dokładnie naprzeciwko mnie, przemykał się ciemnej maści wilk. Skupiony na drodze, nie zauważył nawet zbliżającego się całkowicie bezszelestnie szczenięcia. Wpatrywałam się w niego z mściwą radością. Usiadłam pod jednym z drzew akurat, gdy przystanął i odwrócił łeb w moją stronę.
— Akuku, cwaniaczku. - uśmiechnęłam się pod nosem, mrużąc powoli oczy. - Za późno. - dodałam cicho, otwierając je szeroko; wypełniało je pozaziemskie światło. Wokół basiora kłębiła się już ciemność, spod której wyłaniały się tylko zarysy ciała. Kurtyna mroku przesuwała się wraz z uciekającą ofiarą, do momentu w którym, oślepiona, rąbnęła mocno w drzewo. Roślina zaczęła prędko usychać, pochwycona w sidła śmiertelnej mgły. Delektowałam się uczuciem ulatującego z tej uroczej parki życia - zbyt szybko. Przestałam używać mocy i podeszłam długim, sprężystym krokiem do leżącego we własnej krwi wilka.
— No co ty, już wymiękasz? Hello, zabawa dopiero się zaczyna! - prychnęłam z niesmakiem - Twoja zapchlona matka nie uczyła, że nieładnie jest tak postępować w gościach? Nawet mi żal...tego świata, zmuszonego to znosić. Właściwie już niedługo zostanie uwolniony od wszelkich kłopotów, zarówno przeszłych, jak i przyszłych - wspaniale, prawda? Zostało mi jeszcze całe mnóstwo pracy. Mimo to poświęcam ci swój cenny czas - a ty naprawdę ładnie mi się odwdzięczasz...tak...ciężko jest być dobrym. - ziewnęłam krótko, przeciągając pazurami po sczerniałym pniu. Zostawiły głębokie rysy. Wtem basior charknął i wypalił niespodziewanie:
— Zawsze wiedziałem, że chabry igrają z nieczystością...demon...cholerny demon... - ta wypowiedź wyczerpała najwyraźniej jego siły, poza tym przejechałam łapą po jego boku, zostawiając krwiste ślady.
— Kto kogo przezywa, ten sam się tak nazywa. - odparłam radośnie, pokazując mu język, jednak błyskawicznie przybrałam zwykły kamienny wyraz pyska. Jeżeli chcę dostać lepszą zabawkę, nie mogę marnować czasu na te zepsute. - Wiesz, co się robi z bezużytecznymi rzeczami? - spytałam jeszcze tylko od niechcenia. Zawahałam się, lecz ostatecznie nie dałam mu dokończyć, wgryzając się w jego szyję. Krew trysnęła pod ogromnym ciśnieniem z tętnicy. Odeszłam na moment na bok, aby delektować się samym widokiem, po czym wróciłam i zaczęłam się posilać. Coś jednak było nie tak. Może też to dziwne kłucie w sercu zaburzające ekstazę, ale...~Aha!~ Całość nie trwała długo, jednak dość znacznie mnie osłabiła. Mając posturę dorosłej wadery, czterokrotnie zresztą większej niż normalnie, byłam w stanie paroma kłapnięciami szczęk rozprawić się ze zdobyczą i zregenerować część sił. W dodatku sprawne stały się moje skrzydła, a sierść grubsza; otaczała mnie mroczna aura.
Nagle usłyszałam jakiś szelest w pobliżu. Zastygłam w bezruchu, obracając uszami na wszystkie strony. Węch, przyćmiony zapachem krwi, nie mógł mnie jednak mylić. Było tu żywe stworzenie. Wytężyłam wszystkie zmysły, ale przybliżoną lokację namierzyłam i tak z trudem, bo nie zamierzało się więcej poruszyć. Wróciłam do jedzenia, by nie dać po sobie niczego poznać. W pewnej chwili skoczyłam z rykiem w tamtą stronę. Trąciłam łapą coś zagrzebanego w śniegu. Gdy się podniosłam, patrzyłam właśnie z góry na szaro-brązową wilczycę. Po paru mniej udanych próbach - skubana była całkiem przebiegła - znowu dosięgłam jej sylwetki. Polała się pierwsza krew. Wokół wadery formowała się już śmiertelna zasłona mroku, kiedy do mego umysłu zawitał chór nieznanych głosów. Jeden właściwie słyszałam już gdzieś w głębi, ale ponad wszystkie łącznie z nim wybijał się wyraźny rozkaz: zostaw to i leć po swoją nagrodę, póki masz czas. Leć, moja droga...
~Słuszna myśl.~ Wyszczerzyłam kły w bladym uśmiechu, po czym przyjęłam odpowiednią pozycję. Zatrzepotałam skrzydłami i wystartowałam, przy okazji łamiąc parę koron drzew.
< Etain? Ostatecznie postanowiłam skierować to opowiadanie do ciebie :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz