czwartek, 24 stycznia 2019

Od Cymonii - 4 trening zwinności

Biegłam przed siebie, nie oglądając się i nie próbując zwolnić. Było już zresztą za późno, leciałam na łeb na szyję z najbardziej stromego wzniesienia, jakie piętrzyło się w okolicy. I chociaż udawałam przed Achpilem, że wszystko mam pod kontrolą, łzy zakręciły mi się w oczach. Pierwszy raz byłam w sytuacji, w której porażkę miałam tuż przed oczyma. I coraz bliżej, coraz bliżej, przybliżała się.
Ziemia.
W ostatniej chwili, o mało nie potknąwszy się o swoje przednie nogi i nie przekoziołkowawszy u podnóża pagórka z zapewne tragicznym skutkiem, postanowiłam najdelikatniej jak tylko potrafiłam zgiąć łapy i dopadając gruntu odbiłam się mocno od ziemi. Poczułam ból w kościach promieniowych, ale chyba było warto, biorąc pod uwagę ryzyko, które chwilę wcześniej odepchnęłam wraz z ziemią.
- Coś się stało? - zapytał mój treningowy przewodnik z nutą troski w głosie - jak poszło?
- Nie chcę robić tego po raz kolejny - nadal trochę się trzęsłam - to trudne. I się boję - odpowiedziałam pozornie spokojnie, jednak w głębi suszy czułam, że chce mi się płakać.
- Nie ma sprawy, nie musisz - westchnął - ale zaufaj mi, musisz nauczuć się zbiegać z górki, w przeciwnym razie będziesz miała z tym problemy w przyszłości. Po prostu następnym razem zrób to mądrzej, a nie na złamanie karku, jak teraz. Powiem szczerze, że w połowie drogi zacząłem się o ciebie martwić.
W milczeniu pokiwałam głową.

Gratulacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz