- Nie... - zacząłem, gdy wadera zadała nietypowe pytanie - nie jestem dobry w oprowadzaniu. Ale pewien mój przyjaciel... - cały czas miałem cichą nadzieję, że uda mi się zrzucić przykry obowiązek szargającego nerwy towarzyszenia nowej członkini w wycieczce, chociażby na Wrotycza. Ba, na Wrotycza. Pogrążając się w mglistych planach zapomniałem nawet o innym kłopocie, który wysuwał się nieśmiało zza mojego pierwszego, już załatwionego. Skąd ja wezmę Wrotycza? Przecież jest teraz gdzieś okropnie daleko, gdzieś, pewnie ze swoimi "równiakami" w siedzibie Ligi Beżowych Ziem.
- No, bardzo jednak proszę - powtórzyła swoją prośbę Etain. Westchnąłem głośno. Nie mogłem dłużej odmawiać! To było jeszcze bardziej przykre, niż pójście z nią w góry.
- Mam dużo zajęć...
- Przecież przed chwilą powiedziałeś, że możesz poświęcić mi... trochę czasu. No dalej, chodźmy. Oderwanie się na chwilę od obowiązków też na pewno ci się przyda.
- Tak myślisz? - nadal zachowując całą niezbędną rezerwę, przełknąłem ślinę.
- Chodźmy - odwróciła się w stronę wyjścia, patrząc na mnie trochę przez ramię. I daję słowo, przez chwilę wydawało mi się, że wyglądała ciut przyjaźnie. A może po prostu wyglądałem śmiesznie stojąc tam z tak skołowaną miną i bezradnym spojrzeniem, bardziej przypominającym zeza, niźli zwyczajny wzrok prostego wilka. I prawdopodobnie tak było. Tak po prostu było.
- No dobrze, idziemy - westchnąłem ponownie.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz