Kolejnego dnia znów udaliśmy się na łąkę. Znów seria teoretycznie bezsensownych podskoków, a potem znów chwila odpoczynku na leśnym spacerze. Długo rozmawialiśmy, o rzeczach ważnych i mniej ważnych, Achpil znów zarzucił mnie całą masą swoich światłych pomysłów, których "jeszcze nie rozumiałam" i wróciliśmy na miejsce. Potem skoki w dal - od niedawna połączyliśmy, a raczej mój nauczyciel połączył ćwiczenia skakania wzwyż i skakania w dal w jedną, wydawać by się mogło spójną całość. Stało się to niedługo po tym, jak z entuzjazmem zauważyłam, że nie dość, że nie wysilając się, moje nogi same z siebie na pół sekundy umiejscawiają resztę ciała wyżej, przy najdelikatniejszym nawet odbiciu od ziemi, to przy długich seriach skoków nie męczyłam się, jak działo się to wcześniej. Poza tym, na moim ciele pojawiły się długo wyczekiwane mięśnie. Wynik ćwiczeń oczywiście.
- Mówiłem ci, nie przerywaj od razu wysiłku, lepiej dla serca jest wyciszyć ruch powoli. I co? - zapytał pewnego razu, gdy po skończonym ćwiczeniu chciałam usiąść razem z nim - czujesz poprawę kondycji?
- Pewnie, jest lepiej - odrzekłam zaraz - naprawdę, szybko nabieram siły - przeciągnęłam się.
- Świetnie, masz ku temu duże predyspozycje. No dobrze - dodał, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać - na dziś kończymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz