Bogowie, od samego początku przez myśl mi nie przeszło, że ten dziwny, przypominający szczenię z poważnym przypadkiem epilepsji basior będzie potrafił mnie czymś zaskoczyć, a już na pewno, że zrobi to tak szybko. Skąd u niego taki zapał i względnie dobry pomysł? Na początku trochę mnie zamurowało i przez krótką chwilę chciałam przypomnieć, że muszę sobie znaleźć schronienie, ale zaraz stwierdziłam, że szkoda byłoby przegapić taką okazję, równie dobrze może się ona przecież nie powtórzyć. Poza tym nigdy nie byłam wielką miłośniczką planów i obowiązków. Spontaniczne działania zawsze dawały najwięcej zabawy. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Świetny pomysł.
- No to... chodźmy.
- Jasne.
Kiedy ruszyliśmy, poczułam w sercu ukłucie radości i podekscytowania, mój umysł w pełni się rozbudził. Teraz dopiero szliśmy na nieznane tereny. Szłam, wdychając mroźne powietrze dużymi porcjami, jak gdyby miało smak najsłodszych leśnych owoców. Spoglądałam w zamyśleniu do góry na ciemne, wysokie drzewa iglaste.
- Znasz jakieś ładne piosenki? - spytałam nagle, nie odwracając wzroku od szmaragdowej roślinności.
- Co? - odpowiedział z niedowierzaniem mój rozmówca. - Nie, ja nie śpiewam.
- Domyślam się - kiwnęłam głową, zdradzając obojętność. - To raczej taki żarcik. Choć, gdybyś jednak miał ochotę...
- Nie, nie myślę, żeby...
- Mhm. Ale wiesz, jak się idzie na wyprawę, to fajnie jest mieć taką pełną oprawę.
Spoglądał na mnie, a zdziwienie na jego pysku było bliskie zmiany w oniemienie.
- Po prostu kręcą mnie takie klimaty. Dużo zabawy - wyjaśniłam.
Wydawało się, że chce coś odpowiedzieć, ale ponownie nie bardzo chyba wiedział co. W drodze na miejsce towarzyszyła nam już później głównie cisza. Kiedy stanęliśmy na brzegu, omiotłam zbiornik wzrokiem. W pierwszej myśli przywołałam sobie wspomnianą przez basiora nazwę, po czym stwierdziłam, że to chyba bardziej Staw Dziewięciu Cieni, ponieważ zbiornik nie wydawał się być zbyt duży, doskonale widziałam ze swojego miejsca jego przeciwległy brzeg. Zachowałam jednak to przemyślenie dla siebie, może trochę ciężko było mi być złośliwą w stosunku do kogoś, kto wygląda tak bezbronnie.
- Ładna okolica, pełno drzew dookoła. Krąży tam gdzieś jakieś dziewięć Cieni?
Basior mruknął przeciągle, jakby o czymś myślał.
- Tak, chyba zapominam, że to pewnie nie ty wymyśliłeś te wszystkie nazwy.
Westchnęłam, podchodząc bliżej i spoglądając na taflę lodu. Wyglądała grubo, całkiem solidnie. Zresztą - podniosłam na chwilę wzrok w zamyśleniu, próbując sobie jakby coś przypomnieć - ostatnie dni były bardzo zimne. Nacisnęłam łapą na powierzchnię, szybko dokładając drugą. W cichym zadowoleniu weszłam na lód, kierując się w stronę środka jeziora. Ślizgałam się przy tym nieznacznie.
- Całkiem sympatycznie - rzuciłam do Zawilca, który pozostał na śniegu.
Kiedy ruszałam się z wolna, spoglądając ze skupieniem i uwagą na swoje łapy, coś ciemnego, ale jakby zniekształconego, znajdującego się pod lodem, nagle przeleciało mi pod oczami. Zaskoczona odrzuciłam łeb do tyłu. Czyżby spora ryba kręciła się pod jasną warstwą? Ciemna plama poruszyła się jeszcze, a ja z przerażeniem stwierdziłam, że w szybkim tempie przybierała ona kształt wilka. Wkrótce nieco pojaśniała, a dwa fioletowe ogniki pojawiły się w miejscu, gdzie chyba znajdowała się głowa zjawiska. Zaraz. Dlaczego to wygląda jak ja? Nie krzyknęłam, lecz mój nagły wydech był głośniejszy, niż powinien. Instynkt kazał mi odskoczyć do tyłu, lecz na lodzie nie było to łatwe. Próbowałam złapać jeszcze równowagę, jednak runęłam na bok i trochę odjechałam na śliskiej powierzchni. Poruszona, podniosłam szybko łeb, na szczęście okazało się, że mara zniknęła. Odetchnęłam, by trochę się uspokoić, po czym odwróciłam się do Alfy:
- Żyję, wszystko w porządku.
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz