Leżałam pod ścianą jaskini, leniwie obserwując wędrówkę świetlnych refleksów po wnętrzu pomieszczenia. Promienie słońca zmieniały powoli swój kąt padania, a wraz z nimi blask posuwał się milimetr po milimetrze w moją stronę. O dziwo, nie miałam ochoty na jedzenie - wystarczył mi upolowany niedaleko od bazy spory bażant. Odpoczywałam po porannej porcji treningów, w ramach której zafundowałam sobie maraton po stepie, a jednocześnie przygotowywałam się psychicznie do nadchodzącego spotkania. Naprawdę nie mam pojęcia, skąd im się wziął warunek w postaci wizyt u psychologa. Oczywiście była to lepsza opcja od zapieczętowania mojej osoby gdzieś głęboko w ,,piekle", ale po ziółka na amnezję to się chodzi do zielarza, a o ile mi wiadomo, nie wynaleziono również żadnego środka likwidującego moce. Może chodzi po prostu o to, żebym się od kogoś uzależniła i stała się potencjalnie mniej wybuchowa? Gratuluję pomysłu...Nikt nie jest w stanie cofnąć czasu.* Jego osoba nie sprawi, że nagle stanę się lepszym wilkiem. Kilka zadowolonych osobników, jedna godzina stracona - da się nadrobić.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny świegot jakiegoś ptaka. Byłam mu wdzięczna, bo nastało właśnie południe. Podniosłam się powoli z ziemi, otrzepałam trochę i poprawiłam pióra w skrzydłach. Z cichym westchnieniem ruszyłam ku wyjściu na korytarz. Jaskinia psychologa znajdowała się w dość sporej odległości, więc miałam czas obmyślić jakąś ripostę na powitanie, która jasno da mu do zrozumienia, że to po prostu pomyłka. Tak, to najlepsze określenie. Zwolniłam przed wejściem i ostrożnie zajrzałam do środka. Przy półkach z różnymi dziwnymi świecidełkami stał do mnie tyłem kruczo-czarnej maści basior, z charakterystycznym, księżycowym znamieniem na karku. Zrobiłam parę kroków do przodu, kiedy odwrócił się. Od razu uderzył mnie ten uśmieszek na pysku i czerwień oczu.
— Witamy, zapraszamy. Lepiej późno niż wcale. - postanowiłam zignorować tę złośliwą uwagę. Usiadłam wygodnie naprzeciwko samca. Nie musiałam długo czekać na reakcję.
— To ty jesteś Notte, tak? - przez głowę przemknęła mi myśl, że mogłabym udawać niemowę, ale gdyby się to gdzieś przypadkiem wydało, byłaby niezła draka. Swoją drogą gość jest całkiem w porządku, nie licząc tej kąśliwości, i nie byłoby to zgodne z moim sumieniem.
— Tak. - odparłam, kiwając lekko głową.
— No więc, w czym problem? - spytał wyczekująco.
— Mój lisek pije, pali i nosi różowe spódniczki w zimie. Próbowałam już chyba wszystkiego, ale on nadal obstaje przy tym, że grubsze odzienie powinno się nosić w lecie, bo sierść się przerzedza... - pewnie wie już o wszystkim, ale to nic nie szkodzi.
< Vitale? >
*A kto wie, czy za rogiem nie stoją Wrotycz z Bogiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz