Długa wiązanka przekleństw płynęła z moich ust jak wodospad, albo może raczej jak górski strumyk, była bowiem szybka, nieregularna, a mimo to cicha, jakby przytłumiona pomimo natłoku treści. Co prawda zaczęłam jakiś czas temu karierę medyka i intensywnie eksperymentowałam z ziółkami, ale na takie wizje nie byłam gotowa. Poczułam, że muszę przysiąść i zrobiłam to pod najbliższym drzewem. Słyszałam i wyczuwałam swoje przyspieszone tętno, czułam zimny pot na skórze. Przedawkowałam coś, cholernie pewne. Co teraz? Chwilowo brakowało mi pomysłów, a do medyka przecież pójść nie mogłam. Cho-lera, czy ja umrę? Parsknęłam cicho. Jeśli tak, to ciężko sobie wyobrazić lepszy na to sposób. Ten komentarz trochę podniósł mnie na duchu, odważyłam się więc spojrzeć na swoje boki. Na każdym z nich miałam po dużej ranie, przypominającej ugryzienie wykonane tak szybko, że na krawędzi zdawało się być poprawione ostrzem. Potem skierowałam wzrok na śnieg zbryzgany krwią, połamane drzewa i ich gałęzie leżące u dołu w nieładzie. Przyłożyłam łapę do twarzy i jęknęłam, sama już nie wiedziałam, czy ze strachu, niedowierzania czy rozbawienia. Co tam się stało? Nadal miałam przed oczami tą pieprzoną abominację, wielkiego, czarnego wilka o kruczych skrzydłach i świecących jak księżyce oczach, jego atak, cienie dookoła mnie, ale to przecież nie jest możliwe, to tylko wymysł mojego przećpanego umysłu. Dotknęłam ran. Jak to wygląda? Jeleń, dzik? Jakieś duże zwierzę musiało mnie zaatakować, a mój chwilowo niedysponowany mózg wstawił sobie w jego miejsce jakieś dziwadło. To byłoby wyjaśnienie do zaakceptowania, gdyby nie połamane gałęzie, przecież dzik by sobie nie odleciał, a jelenie nie skaczą tak wysoko. A może to też nie prawda? Może ich wcale tutaj nie ma? Z westchnieniem na pysku podniosłam się, wolno zbliżyłam do wspomnianych śladów zdarzenia i opuściłam na nie drżącą łapę. Dla pewności macałam jakiś czas. Czułam twardą korę. Może to po prostu tak głębokie halucynacje? Może ja w ogóle jestem w jakiś transie i w rzeczywistości siedzę sobie teraz w grocie z jakimś świństwem w łapie? Zaczęłam się bać, poczułam silne mdłości, po ciele przeszły mi drgawki. Stwierdziłam, że jedynym rozwiązaniem, czy to rzeczywistość, czy jakaś mara, będzie doczołganie się do tymczasowego schronienia i próba zaśnięcia. Prześpię nawet dobę, obudzę się, organizm się oczyści i wszystko będzie po staremu. Albo umrę. Ale nawet chyba nic nie będę czuć. Śmiejąc się nerwowo, ruszyłam znajomą trasą chwiejnym krokiem. Przedzierałam się powoli przez knieje, które, mimo że był dzień, wydawały się niezwykle mroczne. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Nim zdążyłam zareagować, wyłoniło się z nich jakieś szczenię. Już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy nagle serce na chwilę mi stanęło, bo zauważyłam, że mała wilczyca wyglądem przypominała trochę widziane wcześniej przeze mnie leśne monstrum. Spojrzałam jej w oczy. Nie świeciły, ale to mnie nie przekonało. Jęknęłam boleśnie.
- Jesteś prawdziwa? - wyrzuciłam to z siebie kierowana tylko i wyłącznie zmęczeniem, i tak czułam, że nie będę mogła uwierzyć w prawdziwość odpowiedzi.
< Notte? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz