Nie chciałam rezygnować z towarzystwa wadery, ponieważ zaczęło mi ono odpowiadać. Dlatego też, gdy zapytała mnie, czy udamy się gdzieś dalej, zgodziłam się.
Po jakimś czasie dotarłyśmy do dużej formacji skalnej i postanowiłyśmy ją obejść w poszukiwaniu miejsca, które pozwoliłoby się na nią wspiąć.
— Kivuli, a ty masz już jakąś jaskinię? — zapytała Etain w międzyczasie.
Zanim dotarło do mnie pytanie, zagapiłam się na wgniecenie na kamieniu.
— Nie — odparłam i wróciłam do dalszego oglądania fascynujących deformacji kamienia.
— To gdzie spałaś w takim razie? — Wadera dalej kontynuowała rozmowę, a ja, tym razem nie odwracając wzroku od głazu, powiedziałam, że pod drzewem. Nie przywiązywałam wielkiej wagi do miejsca spania czy zamieszkania. Lubiłam zasypiać pod gołym niebem i obserwować gwiazdy przez sen.
Wadera już miała coś odpowiedzieć, ale ubiegłam ją jednak.
— Spójrz — mruknęłam, wskazując nosem na wejście do jaskini, znajdującej się w kamieniu.
Etain również zainteresowała się wejściem do skały. Po krótkiej rozmowie postanowiłyśmy, że wejdziemy do środka. Moja towarzyszka pierwsza przekroczyła kamienny próg, a ja, ruszywszy za nią, rozglądałam się na wszystkie strony.
— Myślisz, że znajdziemy tu coś ciekawego? — zapytała wadera, a jej głos rozniósł się echem.
— Może — odparłam, zafascynowana ogromem jaskini. Przecież ten głaz nie wydawał się taki duży od zewnątrz.
Po jakimś czasie znalazłyśmy trzy odgałęzienia i postanowiłyśmy zaufać losowi w wyborze właściwej drogi. Wzięłyśmy płaski kamień i rzuciłyśmy nim do góry. Ustaliłyśmy, że jeśli opadając dotknie ziemi krawędzią, to idziemy środkowym korytarzem. Jeśli stroną z odgniecionym kształtem, to w lewo, a jeśli płaską stroną, to w prawo.
Jak zaplanowałyśmy, tak zrobiłyśmy i już po chwili szłyśmy ostrożnie lewym korytarzem.
Ku naszemu zaskoczeniu, był on jasno oświetlony promieniami słońca wychodzącymi z dziur w ścianach. Na zewnątrz tych "okien" nie było widać...
Przed dłuższy moment, trwający może godzinę, nie odzywałyśmy się, tylko podążałyśmy przed siebie. Wybierałyśmy odgałęzienia korytarza na chybił trafił.
Słońce nie przestawało oświetlać nam drogi, więc widziałyśmy dokładnie leżące gdzieniegdzie szkieleciki szczurów czy rośliny wyrastające z podłoża. Wydawało mi się ono zrobione z kamienia, ale jeśli coś tam rosło, to niemożliwe, żeby moje przypuszczenia były prawdą.
Nagle zatrzymałyśmy się gwałtownie, bo natrafiłyśmy na dużą salę. Była oświetlona tylko jednym "oknem", tym naprzeciwko nas. Ale to nie koniec jej wyjątkowości, ponieważ na samym środku jaskini ujrzałyśmy...
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz