- Dziękuję. I pamiętaj, o nic się nie musisz Zawilcu martwić, żadne to oprowadzenie, to tylko krótka wycieczka. Jeśli chcesz, możesz nawet nazywać to spacerem. Przecież wszyscy takie lubią, nieprawdaż?
Nie odpowiedział, jego smutne oczy skierowały się w dół. Może nawet byłoby mi go żal, jednak wcale nie planowałam wyrządzić mu żadnej krzywdy, byłoby to więc całkowicie nielogicznie. Wyszłam z jaskini z przekręconą do tyłu głową, by dobrze widzieć szarawą czaplę i upewnić się, że zostaje tam, gdzie stała. Na szczęście wyszło na moje. Z ulgą na sercu przekroczyłam próg i radośnie powitałam promienie zimowego słońca na mojej skórze. Nie wiedziałam, czy to nie przesadzone stwierdzenie, ale gdzieś po głowie przemknęła mi myśl, że kiedy wchodziłam Zawilcowi do domu, byłam zupełnie kimś innym. Omiotłam wzrokiem całą okolicę. Teraz te lasy pełne wysokich drzew to mój dom. Teraz mam nowe życie. Trzeba przygotować się na wiele wyzwań.
- Mhmm, piękny mamy dzisiaj dzień, prawda? - spytałam i rozciągnąłem się od niechcenia, by przekonać Zawilca do większego polubienia mojego pomysłu. Czułam gdzieś głęboko, że zaraz może chcieć zawrócić.
Mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi, a ja ciągnęłam dalej:
- Zanim ruszymy na docelową wędrówkę, będziemy musieli zahaczyć o jedno miejsce. Pewnie wiesz, że zaciągnięto mnie do ciebie bardzo niespodziewanie i właściwie wbrew mojej woli, kiedy byłam w trakcie porannej przebieżki. Zostawiłam swój dobytek w krzakach na skraju lasu, żeby po skończonym treningu po niego wrócić.
Basior zrobił zdziwioną minę. Tym razem było to zrozumiałe, nie słyszałam, żeby wiele wilków miało podobny zwyczaj.
- Spokojnie, to bardzo poręczne, tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
- Dobrze, jeśli tak... - nie dokończył, ale zgodziłam się kiwnięciem głowy.
Ruszyliśmy truchtem, coś mi się bowiem zdawało, że las do małych nie należy. Na ten moment pozwoliłam Zawilcowi zostać samemu ze swoimi myślami, być może potrzebował je uporządkować, moje wtrącenia i podrzucane tematy były więc rzadkie, krótkie i lekkie, jak choćby to, że musi lubić zimę, bo jego białe futro idealnie kamufluje się w śniegu. Wkrótce dotarliśmy do celu, upewniłam się jeszcze co do tego zmysłem powonienia, a potem podeszłam do zarośli. Ostrożnie odgarnęłam gałązki, zanurzyłam pysk w zieleni i powoli wyciągnęłam ukrytą tam skórzaną torbę. Upuściłam ją na śnieg, szybko otworzyłam i dla czystych formalności pobieżnie sprawdziłam, czy nic nie zginęło. Był nóż, drobne narzędzia, opatrunki, zioła, jakaś błyskotka, notatki... Niestety dobrze zapamiętałam, brakowało mi już suszonego mięsa. Trochę szkoda, bo jakiś czas już nie jadłam i powoli zaczynał skręcać mi się żołądek. Pokręciłam głową. To będzie musiało poczekać. Zamknęłam torbę, chwyciłam ją w zęby i zawiesiłam sobie na szyi. Podniósłszy wzrok, napotkałam znajome już nietypowe spojrzenie Zawilca. Widać było po twarzy, że ma w głowie wiele myśli, nie chciał jednak albo nie potrafił ułożyć z nich żadnego zdania. Stwierdziwszy to, uśmiechnęłam się i powiedziałam, że możemy iść dalej. Odeszłam parę kroków od zarośli i spojrzałam w niebo. Jeszcze nie było południa, więc po położeniu słońca wywnioskowałam, gdzie jest wschód, a gdzie zachód. Omiotłam wzrokiem okoliczne drzewa, mech na nich wskazał mi północ i południe. Teraz trochę myślenia. Odwiedziłam już wschód, wiedziałam, że są tam jakieś skałki, a co za tym idzie pełno jaskiń. Z początku uważałam to nawet za dobre miejsce do osiedlenia, teraz jednak dokładnie przemyślałam parę rzeczy. Przede wszystkim uznałam, że chcę wykorzystać swoje umiejętności i pracować jako medyk, a do tego niezbędna mi będzie obecność wody. Przyda się do okładów, mikstur. Swoją magią łatwo doprowadzę ją do wrzenia, więc będę mogła dezynfekować narzędzia pracy. I koniecznie słodka, szukamy rzeki albo jeziora. Problem tylko, że w okolicy nie widziałam dotychczas ani jednego, ani drugiego. Zawilec pewnie wiedział, gdzie są, ale spytanie go odebrałoby połowę zabawy z wędrówki. Zresztą, może potem sam się domyśli i w jakiś sposób się wygada. Na razie sama się trochę wysilę. Przeczesałam umysł w poszukiwaniu wszystkich znanych mi sposobów na znalezienie zbiorników wodnych. Można na przykład badań wilgotność ziemi. Ale tu wszędzie jest śnieg, poza tym to słaby sposób. Można śledzić zwierzęta, one znają drogę do wodopoju. Z drugiej strony brzmi to nudnie. Co mi tam, powłóczmy się trochę, może sama się znajdzie.
- Idziemy na północ? - odezwałam się po chwili milczenia.
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz