Mimo jeszcze wczesnej pory, słońce zaczynało chylić się ku zachodowi, kiedy przemykałam między drzewami, nie spuszczając wzroku z małej sarenki, która na swych cienkich nóżkach umykała przede mną. Goniłam ją głównie z chęci rozrywki, niż z głodu, bo niedawno jadłam. Prawdopodobnie dwa dni temu.
— Całkiem szybka ta sarna — mruknęłam do siebie, przeskoczywszy zwalone drzewo.
Zatrzymałam się na moment, a zwierzę wykorzystało sytuację i zniknęło za najbliższą sosną. Mogłabym śledzić ją po tropach, jakie zostawiła na śniegu, ale jakoś nie miałam nastroju.
Przeciskałam się przez biały puch, który świecił w niknącym już blasku słońca. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Może to i lepiej? Nie potrzebuję nikogo, kto gadałby mi nad uchem, gdy dookoła zimowe widoki zapierają dech w piersiach.
Spuściłam łeb i wbiłam wzrok w ziemię, żeby po chwili zamknąć oczy. Wsłuchałam się w szum delikatniego wiatru i nasłuchiwałam jakichkolwiek odgłosów.
Moje rozmyślania przerwał dziwny zapach. Słodki, przyjemny, ale jednocześnie zdecydowanie nie na miejscu. Otworzyłam oczy.
Przede mną, zaledwie parę centymetrów od mojej łapy, dumnie rósł kwiatek. Chaber, jeśli się nie mylę. Jednakże nie wyglądał jak typowy przedstawiciel swojego gatunku, ponieważ był w kolorze srebrnym. Jak długo sięgam pamięcią, tak potrafię sobie przypomnieć tylko fioletowe, niebieskie, białe i różowe.
Położyłam się na śniegu i przysunęłam nos do kwiatu. Pachniał wiosną, więc zaciągnęłam się tym pięknym zapachem.
Tylko skąd on się tam wziął? Widywałam ludzi, którzy przesadzali kwiaty z jednego miejsca w drugie, ale nigdy nie widziałam w tym sensu. Poza tym, zwykła roślina dawno by zwiędła na mrozie.
Może jakiś wilk go wyczarował? Ta opcja wydała mi się bardziej prawdopodobna, no bo przecież...
Moje rozmyślania przerwał dziwny szelest i cichutki oddech. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie intensywnie pomarańczowych oczu.
< Haruhiko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz