Spojrzałam na Zawilca, a ten na mnie, po czym oboje przenieśliśmy wzrok na małą.
- Co o tym myślisz, Wuwuzelo? - zapytał biały samiec. Poczułam jak głos zostaje mi w gardle, lecz po ponownym spuszczeniu wzroku na wyczekującą z nadzieją Joenę, od razu odzyskałam głos.
- Nie mam nic przeciwko. Joena może zostać przy mnie. Oczywiście, gdyby jednak rodzice Jej szukali, to będzie trzeba podjąć odpowiednie kroki. - przeniosłam wzrok na Zawilca, a ten przytaknął głową.
- Racja. Póki co w takim razie, niechaj Joena pozostanie pod Twą opieką. - uśmiechnął się. Mała z radości podskoczyła.
Pomaszerowałyśmy przed siebie, ponieważ chciałam pokazać Joenie choć skrawek terenów, nim zapadnie zmrok. A i oczywiście coś zjeść, bo to ważne. Gdy tak spacerem szłyśmy przed siebie, dowiedziałam się "conieco" o małej, między innymi np. to, że Joena uwielbia róże, szczególnie te białe. Malutka jest także typem marzycielki, co mnie zaciekawiło.
- Wuwuzelo? - wywołała nagle me imię.
- Tak? - zwróciłam się do niej.
- Czemu gdy rozmawiałaś z Zawilcem to nagle tak zareagowałaś jakbyś się wystraszyła? - przekręciła głową drepcząc z boku.
- Heh.. - odwróciłam lekko wzrok. - Otóż widzisz.. czasami tak mam, że nie potrafię zbyt rozmawiać z innymi. Powiedzmy, że głos w tedy mi się wręcz zacina.
- Ale ze mną tak nie masz! - zaprzeczyła młoda.
- Fakt. To dlatego, że jesteś młodziutka. Ze szczeniętami jest mi o wiele łatwiej rozmawiać. - odpowiedziałam czule. - To co, może jakaś kolacja?
Wraz z Joeną spojrzałyśmy w stronę bażantów. Zmrok powoli nadchodził, a słyszałam jak małej zaburczało w brzuszku, a więc nim wrócimy, trzeba coś zjeść.
< Joena? Zaadoptowałam Cię tymczasowo, hah >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz