Nadszedł kolejny dzień. Wszystko jak zawsze wydawało się nowe i równie cudne, podobne do szczęśliwego dnia poprzedniego. Tego również dnia wraz z Achpilem przemierzałam górzysty teren pokryty w całości lasem oraz przecinającymi go pasmami starych łąk, na których ludzie wypasali niegdyś krowy.
- Stój - powiedział spokojnie mój przewodnik, wychodząc na kilka kroków przede mnie, zbaczając nieco w lewo. Zatrzymałam się i popatrzyłam na niego, z zaciekawieniem śledząc każdy ruch basiora.
- Co będziemy robić? - zapytałam, a on, nie przerywając pracy odpowiedział:
- Mierzę odległość. Teraz nauczę cię skakać.
- Nie rozumiem - przechyliłam głowę na jedną stronę - przecież umiem skakać.
- Nie tak dobrze - burknął - będziesz poruszać się lepiej, niż ktokolwiek inny tutaj. Niż ktokolwiek inny w ogóle, bo ja potrafię cię tego nauczyć.
- Jak sobie życzysz - usiadłam na ziemi, nie chcąc nawet podsuwać wilkowi myśli o moim ewentualnym nieposłuszeństwie, przyglądałam się mu dalej.
- Zaczniemy od skoku wzwyż, bo przez to najlepiej będzie przejść do ćwiczenia skoków na odległość. Dasz radę kilka razy podskoczyć?
To pytanie wydało mi się trochę dziwne, ale wstałam i podskoczyłam kilka razy, czując się co prawda trochę głupio, ale nie chcąc dyskutować bez sensu.
- I to już?
- Nie, skąd. Jeszcze pięćdziesiąt razy - teraz z kolei on usiadł i oparł się wygodnie o drzewo z cichym westchnieniem znudzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz