niedziela, 6 stycznia 2019

Od Kurahy - Opowiadanie konkursowe

Wpatrywałem się w ekran telefonu, który w półmroku panującym w pomieszczeniu zapewne rzucał śmieszną białoniebieską poświatę na moją twarz. Opuściłem okno konwersacji, z kolejnym już tego dnia westchnieniem pełnym zawodu. W momencie idealnym, by kątem oka zauważyć, że do drzwi do salonu się otwierają. Zablokowałem urządzenie, rzuciłem niedbale na szafkę i ułożyłem się wygodniej w fotelu.
Shino usiadł naprzeciw mnie z dwoma kubkami herbaty w rękach. Rozpoczęła się gra. Mogłem wziąć jeden z nich, nie wiedząc dokładnie, co czeka na mnie w środku, lub zapytać i otrzymać niejednoznaczną odpowiedź. W sumie wychodziło na to samo.
– Co tam masz dobrego? – zapytałem, spoglądając na chwilę w stronę telefonu. Przez ostatnie siedem godzin zdążyłem wyrobić sobie odruch.
– Czerwona – rzucił mój przyjaciel i podał mi jedno z naczyń, niewątpliwie zdążył już zauważyć mój drobny gest. – Nadal nie odpisała?
– Wyświetliła – burknąłem, wiedząc doskonale, że nasłucham się jeszcze więcej przytyków z jego strony. Próbowałem wziąć łyk herbaty, która zapachem przypominała mokrą glebę, ale poparzyłem sobie jedynie usta.
– Zawsze mogło być gorzej, mogłeś dostać wiadomość w stylu „zostańmy przyjaciółmi”.
– Błagam, nie kracz. – Odłożyłem kubek na szafkę i zacząłem stukać nerwowo opuszkami palców w ramię fotela.

Zignorowaliśmy dzwonek do drzwi. Założyliśmy, że to tylko jakaś koleżanka, mojej szurniętej ciotki. O pomyłce dowiedzieliśmy się, dopiero gdy osoba wpuszczona przez Kasai, stanęła na naszym zakurzonym dywanie. Upiłem łyk herbaty, udając zupełnie niezainteresowanego zaistniałą sytuacją. Im bardziej byli zdesperowani, tym więcej płacili.
– Niech pani usiądzie. – Shino odezwał się pierwszy. Nigdy nie dawaliśmy klientom odczuć od samego początku, kto tu pociąga za sznurki. Może dla zabawy i zdziwienia na ich twarzach, może dlatego, że wyglądałem zawsze jak młodszy asystent, kto wie?
Sprawdziłem powiadomienia – nadal nic. Porzućcie nadzieję, którzy tu wchodzicie, czy coś takiego. Całe szczęście już niedługo miałem nie mieć za wiele czasu na zawracanie sobie głowy tak przyziemnymi sprawami. Kątem oka zobaczyłem, że mój wspólnik przygotował się już do sporządzenia szczegółowych notatek. Ja w tym czasie z zaciekawieniem obserwowałem kominek, który wygasł trzy dni temu.
Odprawiliśmy kobietę niedługo później. Sprawa była nudna i choć bardzo chciałem wyrwać się z mieszkania, lepiej było zostawić ją policji. Mogłem dokończyć herbatę i ponarzekać na nudne popołudnie.
Shino parsknął śmiechem, gdy rzuciłem się w kierunku dzwoniącego telefonu. Ale zaraz, chwila… To nie mój! Pewnie zostawiła go tamta kobieta.
– Potrzebujesz specjalnego zaproszenia? Odbierz w końcu. – Towarzysz spojrzał na mnie znad laptopa.
Nacisnąłem zieloną słuchawkę i podniosłem urządzenie do ucha. Zanim zdążyłem przedstawić się i opowiedzieć o zajściu z telefonem, usłyszałem dobrze znany mi głos. Wymieniłem spojrzenia z Shino, który jeszcze nie wiedział, co się święci. Nie mogłem powstrzymać cisnącego się na twarz uśmiechu, zapowiadała się dobra zabawa.
– Wychodzimy – oznajmiłem, ciskając komórką w ścianę. Mój przyjaciel podskoczył w fotelu i spojrzał na mnie jak na wariata, ale nic nie powiedział.

Dwadzieścia minut później byliśmy już na posterunku policji, w odwiedzinach u naszego „ulubionego” inspektora. Nie mógł się mnie spodziewać, ale nie okazywał zdziwienia. W sumie rzadko kiedy cokolwiek okazywał, uważałem go raczej za niegroźnego tępaka.
– Zwilec, słuchaj, nie uwierzysz – zacząłem, opierając się o jego biurko.
– Zawilec – poprawił mnie Shino. – Zapamiętaj w końcu, jesteśmy tu średnio trzy razy w tygodniu.
– Nieistotne. Zgadnij, kto dzwonił. – Liczyłem, że chociaż spróbuje, ale tylko na nas patrzył. – Goth.
Inspektor zmarszczył brwi, a mój wspólnik przewrócił oczami, nie wiedzieli jednak wszystkiego.
– Mam się z nim spotkać dzisiaj wieczorem.
– Wiesz co, chyba przesadzasz, to tylko jej były – stwierdził Zawilec, wracając do przeglądania jakichś dokumentów.
– Nie, nie rozumiesz. Ta sprawa jest większa, niż twój przyćmiony umysł mógłby przypuszczać. – Odepchnąłem się rękami od biurka i wyprostowałem. – Może gdybyś miał więcej wyobraźni, chociaż część tego, co na ziemi osiągnęła pycha, wiedziałbyś, że świat chyli się ku nieuchronnej zagładzie!
– Piłeś? Nie jedź. Oddaj kluczyki, zamówię ci taksówkę.
– Nawet nie mam auta – przypomniałem, po chwili zdając sobie sprawę, że nie uda mi się nic tutaj osiągnąć. – Shino, wychodzimy.

Goth. Od początku wiedziałem, że z tym typem jest coś nie tak. Przeczucie jeszcze nigdy mnie nie zawiodło, o czym Shino i Zawilec doskonale wiedzieli. Dlaczego więc bagatelizowali akurat to? Przecież już dawno nie chodziło tylko o dziewczynę, ważyły się losy ludzkości.
Wymknąłem się z mieszkania, gdy tylko udało mi się zająć czymś współlokatora i ciotkę. Nie wierzę, że oni naprawdę myśleli, że będziemy grać w Monopoly. Zapewne domyślili się prawdy, gdy dotarłem do miejsca spotkania z Gothem, ale byłem już daleko, nie mogli mnie powstrzymać.
Wszedłem do budynku starej fabryki, spodziewając się wszystkiego i jednocześnie niczego konkretnego. Demona, bo żadne lżejsze określenie w tym przypadku nie przeszłoby mi przez gardło, znalazłem mniej więcej na środku czegoś, co kiedyś mogło być magazynem.
– Kuraha, miło cię widzieć.
– Stoisz odwrócony do mnie plecami, więc polemizowałbym, ale wzajemnie – rzuciłem najbardziej beztroskim tonem, na jaki było mnie w tej sytuacji stać. Mógłbym przysiąc, że widziałem w cieniu za kolumną czyjąś sylwetkę.
– Jesteś tutaj, więc pewnie wymyśliłeś sposób, by mnie powstrzymać. – Odwrócił się w moją stronę z kpiącym uśmiechem na twarzy.
– Nie mam sposobu i tu przyszedłem go dociec – powiedziałem, sięgając powoli do wewnętrznej kieszeni płaszcza. – Przyszedłem zbrojny całą myśli władzą.
Wyjąłem pistolet i wycelowałem w kierunku przeciwnika. Zanim jednak zdążyłem pociągnąć za spust, on uczynił podobnie. Prawie się zaśmiałem.
– Jak czujesz się z myślą, że w każdej chwili możesz zginąć? – zapytał. Uniosłem jedynie kącik ust, nadal mierzył we mnie bronią, ale to była tylko nic nieznacząca przeszkoda na drodze. – Nie boisz się stracić życia. I ja się nie boję.
– Wiem, że dzisiaj nie zginę. Jest mi pisany inny koniec.
Goth zaśmiał się, ale zaraz spoważniał. Wyglądał jak każdy inny wariat, szykujący się do przydługiego monologu, który zamierzałem mu jednak drastycznie skrócić.
– Ludzie nas nie znają. Mnie i ciebie. A widzisz, ja nie umiem żyć w cieniu. – Zrobił parę kroków w moją stronę.
– Tego chcesz? Sławy?
– Ja chcę mieć władzę! – Kątem oka dostrzegłem, że cień przy kolumnie się poruszył. – Ja chcę duszami władać!
– Dobra, dobra. To się robi trochę dziwne, a ja mam jeszcze partyjkę w Monopoly do rozegrania, więc zakończmy to tu i teraz. Proponuję twoją śmierć. Jakieś obiekcje?
– Ja jestem nieśmiertelny!
– Są inni nieśmiertelni – Wzruszyłem ramionami.
– Wyższych nie spotkałem – zapewnił demon. –Dziś jest chwila przeznaczona!
Zerknąłem ponownie w stronę kolumny. Sylwetka zniknęła, ale byłem niemal pewny, że nie była tylko wytworem mojej wyobraźni.
– Dlaczego ja? Co da ci akurat moja śmierć? – zapytałem, próbując zagrać na czas.
– Mówią, że ty nie błądzisz. – Wyprostował rękę, w której trzymał pistolet. Odwróciłem wzrok. Czyżby jednak mi się przywidziało? – Odezwij się, bo strzelę!
Rzeczywiście usłyszałem wystrzał. Nie poczułem bólu, zorientowałem się, co się stało, dopiero gdy demon upadł z głuchym plaśnięciem pod moimi stopami. Przykucnąłem obok, licząc na jakieś ciekawsze „ostatnie słowa”, żebym miał co opowiadać, ale był już porządnie martwy. Uniosłem wzrok znad stygnących zwłok, spodziewając się zobaczyć Shino. Tym razem się pomyliłem.
– Tego się nie spodziewałeś, co? – Stała nade mną Palette z karabinem opartym o ramię.

***

– Ah tak… I co było dalej? – zapytał Shino, przekręcając głowę.
– Wiedziałbym, gdybyś mnie nie obudził – burknąłem. – Nie rozumiem większości tego snu, ale może to i lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz