Wadera wydawała się znudzona. Nie dziwiłam jej się zbytnio, to oczywiste, że podczas zimowej monotonii nie za bardzo ma się pomysły na siebie. Mnie samą często dopadało przygnębienie o tej porze roku. Kiedy przed oczami ma się tylko bezkresną, białą przestrzeć, gdzieniegdzie tylko przerwaną wystającymi drzewami (również białymi), to nic dziwnego, jeśli pojawia się nuda. Niektórych cieszy śnieg, można się w nim tarzać czy się nim bawić, ale inni... No cóż. Nie potrafią sobie znaleźć zajęcia.
Wracając jednak do aktualnej sytuacji, nieznajoma wzbudziła moje zainteresowanie. Może dlatego, że była jednym z niewielu wilków, jakie ostatnio spotkałam. Patrząc z perspektywy czasu, nie jestem zbyt towarzyska.
Z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądałam się, jak, ociepliwszy lód tak, że się cofnął, zanurza łapę w wodzie. Nie widziałam w tym żadnego celu czy sensu, ale, patrząc na jej wyraz pyska, ona również nie.
Przedstawiła się, z grzeczności odpowiedziałam. Wyszło na to, że Etain też jest nowa na tych terenach. Zaczęłam się zastanawiać, jak by tu dalej pociągnąć rozmowę, ale nie mogłam niczego wymyśleć. Już miałam rzucić absurdalny komentarz dotyczący pogody, jednak wadera niespodziewanie mnie ubiegła i rzekła:
— Może pójdziemy na spacer?
Odpowiedź również zajęła mi trochę czasu. Analizowałam za i przeciw, ale w końcu, z braku innych zajęć, wychrypiałam tylko, że czemu nie. Ruszyłyśmy więc przed siebie. Etain zerknęła z ciekawością na śnieg za mną, ale nic nie powiedziała.
Nie rozmawiałyśmy za wiele, wolałyśmy przyglądać się otoczeniu (przynajmniej tak było w moim przypadku, nie wiem, czy jej milczeniem kierowały podobne motywy). Wracając do krajobrazu, nie zmieniał się on przez dłuższy czas. Śnieg leżał wszędzie, słońce cały czas świeciło i najwidoczniej nie miało zamiaru skryć się za chmurami.
— Ładna dzisiaj pogoda — odezwałam się niespodziewanie, zaskakując samą siebie. Ale cóż, niewykorzystany, uniwersalny temat konwersacji zawsze miałam w pogotowiu.
— Całkiem znośna, ale... Chwila moment, a co tam jest? — Etain odwróciła pysk w lewo. Również spojrzałam w tamtą stronę.
Okazało się, że im dalej szłyśmy, tym głośniejszy stawał się szum wodospadu. Dziwne było to, że wcześniej nie odnotowałam tego dźwięku. Pewnie kołatał mi z tyłu głowy, ale go zignorowałam. Zastanowiło mnie też, dlaczego nie jest zamarznięty, bo odgłos jednoznacznie sugerował, iż ten wodogrzmot oparł się zimie.
— Zobaczmy — zasugerowałam i ruszyłam w tamtą stronę. Etain szła obok. Wkrótce szum stał się głośniejszy, a gdy przystanęłyśmy jeszcze bliżej, w powietrzu tańczyły małe kropelki wody. Spróbowałam jednej sięgnąć językiem, czym wywołałam chichot mojej towarzyszki.
— Dziwne, że jeszcze nie zamarzł — oznajmiła, a ja zgodziłam się z nią kiwnięciem łba. Wadera schyliła się trochę i dotknęła wody łapą. — Ciepła.
— Jak to? — Też włożyłam łapę w ciecz i nie mogłam się nie zgodzić z Etain. — Ciekawe.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz