Caeldori uśmiechnęła się z nieodgadnionym wyrazem pyszczka, choć po tonie jej głosu można się było łatwo zorientować, że chodziło o to, o czym z takim zajęciem mówiła przed chwilą. Nie pytałem już więcej, nie chcąc speszyć wilczycy. Przez następną chwilę znów szliśmy w ciszy, nie wiem, o czym myślała wtedy wadera, ale moją głowę zajmowało tworzenie planów i nowych koncepcji na życie. To, co mówiła Caeldori było, można by rzec, inspirujące. Jeszcze nigdy wcześniej nie słyszałem o takiej miłości. Poświęcenie, tak, temat bliski mi przez całe moje życie, ale zawsze poświęcenie było czymś... w rodzaju odpowiedzialności cywilnej, czymś mogącym być nazwanym wewnętrznym poczuciem obowiązku, który był celem do osiągnięcia. To trochę jak ratowanie siebie samego z macek zła. Ratowanie siebie, aby uratować kogoś innego. Tutaj tego wszystkiego zabrakło. W pięknej opowieści mojej nowej znajomej poświęcenie było czymś równie intrygującym, a jeszcze czystszym, być może piękniejszym, dobrym czynem w zupełności niewymuszonym, który opierał się w całej swojej istocie tylko na pięknej miłości. To inne poświęcenie, niż kiedykolwiek zostało ukazane tutaj, gdzie stykałem się z innym, bardziej prozaicznym znaczeniem tego słowa.
- Popatrz - wreszcie przerwałem milczenie, cichymi słowami - to Stepy.
Zatrzymaliśmy się wśród ostatnich drzew, pozostawiając za sobą ciemną głębinę bezkresnych Borów Dworkowych. Wiatr huczał głucho wśród gałęzi drzew, poruszając nimi wolno. Wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Było zimno. Chociaż śnieg został prawie całkowicie rozdmuchany między karłowatymi krzewami rosnącymi w niektórych miejscach lub narzucony na granicę lasu z którego wyszliśmy, droga nie należała do najprzyjemniejszych. Musieliśmy ją jednak pokonać, aby dostać się z powrotem na północ naszych terenów, gdzie znajdowała się nowa jaskinia Caeldori.
- Ściemnia się - zauważyłem, gdy przed nami dała się dostrzec granica Lasu - pewnie jesteś głodna?
- Nie - zaprzeczyła - w domu miałam jeszcze trochę jedzenia. Zdążymy na kolację?
- Na pewno. Jeśli nie jesteś jeszcze zmęczona, możemy zahaczyć o góry. Pokażę ci Polanę Życia, gwarantuję, że ci się spodoba. W lato rosną na niej tysiące różnych kwiatów, lecz w zimę też jest tam na swój sposób pięknie.
- Chodźmy - przytaknęła wadera - chcę zobaczyć góry.
Gdy wzgórza, na które weszliśmy zaczęły robić się coraz bardziej strome, choć chciałem prowadzić Caeldori jak najłagodniejszą drogą, nie dało się uniknąć wspinaczki. Nie chciałem narażać jej na zmęczenie, a tym bardziej na to, czego tak się bała. Znalazłem jednak sposób, aby pomóc jej pokonywać trudniejsze fragmenty trasy. Wziąłem do pyska długi kij, którego drugi koniec podałem towarzyszce.
- Złap się go - powiedziałem - będzie łatwiej.
< Caeldori? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz