Wyruszyli przed świtem, uprzednio wykorzystując ostatni moment
dostępnego przywileju jakim było otrzymanie przydziałowego
posiłku. Obiecali, że stawią się rano na plaży, choć zdawali
sobie sprawę, że o tej porze będą już daleko na południu, gdzie
przestało sięgać oko Agresta, który pewnie siedział teraz
gdzieś, drżąc o własne życie.
- Mundus zginął tej nocy – usłyszeli z wielu ust, na różne
sposoby, jedni wydawali się być zadowoleni, inni zszokowani,
przestraszeni, może źli? Innych to nie obeszło. Do tej ostatniej
kategorii zdawali się klasyfikować Ruka i C6. Dla wadery, która
widziała w swoim życiu już wiele śmierci, zniknięcie dziwnego,
szarego ptaka było tak samo obojętne jak jego wcześniejsza
egzystencja. C6 nawet nie mrugnął okiem na te wieści.
-
Nie będziesz miał kaca moralnego? - zagadnęła Ruka, przerywając
tym samym przedłużające się milczenie. Wędrowali od kilku
godzin, zostawiając dom za sobą. Lecz, czy oboje czuli się z tym
miejscem tak związani, by nazywać je domem? Przecież właśnie
odchodzili, zostawiając tę ziemię w ofierze wrogom. Ogień, który
mógł strawić zielone łąki, miał też zapłonąć w kuźniach
sukcesu. Każdy
chce zarobić.
- Wyglądam jakbym się jakoś bardzo tym przejmował? - prychnął
C6, jednak w jego głosie dało się słyszeć dziwną nutę.
Niepewność? To niemożliwe, na pewno jej się coś pomyliło. Nie
robiłby tego, gdyby miał skrupuły. Wzruszyła tylko ramionami,
pozwalając sobie na nieco złośliwy uśmieszek. Basior nie zwracał
już na nią uwagi. Szedł naprzód, zwiesiwszy głowę, a jego wzrok wskazywał, że wszedł do świata, którego próg może przestąpić
tylko on sam.
Zrobiło się ciemno, na domiar złego zaczął sypać śnieg. Bez
kompasu mieliby kłopot z określeniem swojego położenia. Na
szczęście igła wskazywała, że sukcesywnie oddalali się od
watahy. Ruka była przyzwyczajona do długich marszów, jedyną
niedogodnością były zdradzieckie zaspy, w które się zapadali. Z
zewnątrz wyglądały niegroźnie, lecz okazywało się, że pod spodem
jest głębokie na pół metra wgłębienie. W pewnym momencie
irytacja wadery sięgnęła punktu krytycznego.
- Może zatrzymamy się gdzieś? - chciała zapytać uprzejmie, ale
i tak zabrzmiało to jak chamskie warknięcie. C6 przystanął, lecz
nie odwrócił głowy. Sprawiał wrażenie, jakby napinał absolutnie
każdy kraniec woli, by nie wybuchnąć.
- Skarbie, jeżeli już nie dajesz rady to jeszcze nie jest za późno
– odparł głosem ociekającym ironią i wskazał kierunek za nimi.
Twarz wilczycy stała się nieprzenikniona jak maska.
- Dziękuję za troskę, lecz to nie mi przemarzną wszystkie
mechaniczne członki przy byle lepszym mrozie. Nie mam zamiaru cię
potem nieść – powiedziała głucho.
- Ja również dziękuję za troskę.
Nie odezwali się do siebie ani słowem nawet, gdy zatrzymali się na
postój, który był powodem tej zjadliwej wymiany zdań. Ogień
trzaskał na prowizorycznym palenisku, a cienie tańczyły na
ścianach jaskini, która miała im posłużyć tej nocy za
schronienie. Ruka ułożyła głowę na łapach i patrzyła jak
towarzyszący jej basior wyciąga z bagażu mnóstwo ingrediencji
niewiadomego dla niej pochodzenia. Nagle jej nos zaatakował zapach
tak bardzo nie do wytrzymania, że postanowiła schować dumę do
kieszeni i wreszcie się odezwać.
- Co to jest?! - zawołała z wyrzutem, zakrywając łapą pysk i
odsuwając się pod samą ścianę. C6 posłał jej kwaśny uśmiech
i jednym haustem wypił to, co przygotował. Wadera wydała z siebie
zduszony krzyk obrzydzenia.
- Nie bądź taka wrażliwa, księżniczko. Myślałem, że taki
widok cię nie ruszy w żaden sposób – powiedział z przerysowanym
rozczarowaniem wilk.
- Nawet nie zapytam, co tam było – Ruka odwróciła twarzą do
nagiej skały.
- Prawidłowo. Nie ma co wtykać nosa w nieswoje sprawy.
Zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Obecność tej aroganckiej
osoby działała jej powoli na nerwy. Momentami czuła się jakby
patrzyła w lustro i widziała tam swoje powykrzywiane odbicie.
Spała głęboko, snem nadzwyczaj spokojnym. Dotleniony organizm
lepiej odpoczywa, a na brak ruchu poprzedniego
dnia nie mogła narzekać. Zegar biologiczny zaprogramowany na wczesne wstawanie obudził
ją przed świtem. Wyjrzała na zewnątrz na zastygły, zimny świat.
Na niebie świeciły blado pozostałości po polarnej zorzy, gwiazdy
gasły, by oddać tron nieboskłonu najjaśniejszej. Panowała
przenikliwa cisza, nie było wiatru, tylko wielkie hałdy śniegu i
lodowe czapy na gałęziach drzew. Był to widok iście magiczny, jak
z równoległej rzeczywistości. Zastanawiała się chwilę czy
budzić C6 i ruszać dalej, ale postanowiła jeszcze chwilę
posiedzieć i popatrzeć. Nie wiedziała w końcu, kiedy będzie
miała kolejną okazję, by zatrzymać się chociaż na moment i po
prostu oddychać.
Zjedli po dwa płaty suszonego mięsa, które zabrali z własnych
zapasów. Zimą o zdobycz ciężko, a oni musieli oszczędzać siły
i umysły. Ruka z pewnym bólem opuszczała ciepłą, wygodną
jaskinię. To uczucie smutku szybko wyparowało, gdy zdała sobie
sprawę jak wygodna się zrobiła przez pobyt w watasze. Czy to
dlatego moi rodzice porzucili takie życie? Po raz kolejny w
głowie podziękowała losowi za to, że podstawił przed nią szansę
na powrót do przeszłości. Nie dziękowała C6. On był tylko
pionkiem w wielkiej grze wszechświata, który akurat taką
rzeczywistość zesłał na te ziemie. A nawet, jeżeli myliła się
i to wszystko była zasługa cyberbasiora to nie miała zamiaru się
przed nim pokładać w wyrazach dozgonnej wdzięczności. Co to, to
nie.
- Zbliżamy się do granicy – powiadomił ją po około czterech
godzinach marszu. Albo jej się wydawało albo w jego głosie słychać
było leciutkie echo ekscytacji. Sama zresztą nie zamierzała się powstrzymywać. Adrenalina uderzyła jej do głowy, wyszczerzyła zęby
w szalonym uśmiechu. Nareszcie coś się będzie działo!
- Opanuj się – skarcił ją niemal ojcowsko wilk, na co parsknęła
sarkastycznie, ale mimo wszystko wzięła sobie uwagę do serca. Ile
to razy już musiała powściągać emocje, bo inaczej cały plan
wziąłby w łeb. Ktoś z jej doświadczeniem nie mógł sobie
pozwalać na typowe błędy żółtodziobów. Oboje poczuli nieznany
zapach obcych. Zbliżali się.
- Stójcie! - z oddali dobiegł ich przytłumiony krzyk o
ostrzegawczym wydźwięku. Posłusznie zatrzymali się, C6 spojrzał
znacząco na Rukę, po czym na jego pysk wpełzł wyraz łagodnej
dezorientacji. Wyglądał teraz jak niespełna rozumu, co wadera
szybko podchwyciła. Z wymalowanym na twarzy głębokim zatroskaniem
chwyciła basiora pod ramię.
- Wyglądasz jakby brakowało ci piątej klepki – szepnęła mu
złośliwie do ucha.
- A ty, jakby ci się już znudziło życie. Graj swoją rolę –
warknął wilk, szturchając ją w bok.
- Skąd wiesz, że się nie znudziło? W końcu jestem tu z tobą –
odparła ciepło. Zaraz potem zaczęła wołać pomocy z fałszywą
rozpaczą w głosie.
<C6?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz