sobota, 18 grudnia 2021

Od Ruki CD C6 - ''Przemytnicy''

Wyruszyli przed świtem, uprzednio wykorzystując ostatni moment dostępnego przywileju jakim było otrzymanie przydziałowego posiłku. Obiecali, że stawią się rano na plaży, choć zdawali sobie sprawę, że o tej porze będą już daleko na południu, gdzie przestało sięgać oko Agresta, który pewnie siedział teraz gdzieś, drżąc o własne życie.
- Mundus zginął tej nocy – usłyszeli z wielu ust, na różne sposoby, jedni wydawali się być zadowoleni, inni zszokowani, przestraszeni, może źli? Innych to nie obeszło. Do tej ostatniej kategorii zdawali się klasyfikować Ruka i C6. Dla wadery, która widziała w swoim życiu już wiele śmierci, zniknięcie dziwnego, szarego ptaka było tak samo obojętne jak jego wcześniejsza egzystencja. C6 nawet nie mrugnął okiem na te wieści.
- Nie będziesz miał kaca moralnego? - zagadnęła Ruka, przerywając tym samym przedłużające się milczenie. Wędrowali od kilku godzin, zostawiając dom za sobą. Lecz, czy oboje czuli się z tym miejscem tak związani, by nazywać je domem? Przecież właśnie odchodzili, zostawiając tę ziemię w ofierze wrogom. Ogień, który mógł strawić zielone łąki, miał też zapłonąć w kuźniach sukcesu. Każdy chce zarobić.
- Wyglądam jakbym się jakoś bardzo tym przejmował? - prychnął C6, jednak w jego głosie dało się słyszeć dziwną nutę. Niepewność? To niemożliwe, na pewno jej się coś pomyliło. Nie robiłby tego, gdyby miał skrupuły. Wzruszyła tylko ramionami, pozwalając sobie na nieco złośliwy uśmieszek. Basior nie zwracał już na nią uwagi. Szedł naprzód, zwiesiwszy głowę, a jego wzrok wskazywał, że wszedł do świata, którego próg może przestąpić tylko on sam.
Zrobiło się ciemno, na domiar złego zaczął sypać śnieg. Bez kompasu mieliby kłopot z określeniem swojego położenia. Na szczęście igła wskazywała, że sukcesywnie oddalali się od watahy. Ruka była przyzwyczajona do długich marszów, jedyną niedogodnością były zdradzieckie zaspy, w które się zapadali. Z zewnątrz wyglądały niegroźnie, lecz okazywało się, że pod spodem jest głębokie na pół metra wgłębienie. W pewnym momencie irytacja wadery sięgnęła punktu krytycznego.
- Może zatrzymamy się gdzieś? - chciała zapytać uprzejmie, ale i tak zabrzmiało to jak chamskie warknięcie. C6 przystanął, lecz nie odwrócił głowy. Sprawiał wrażenie, jakby napinał absolutnie każdy kraniec woli, by nie wybuchnąć.
- Skarbie, jeżeli już nie dajesz rady to jeszcze nie jest za późno – odparł głosem ociekającym ironią i wskazał kierunek za nimi. Twarz wilczycy stała się nieprzenikniona jak maska.
- Dziękuję za troskę, lecz to nie mi przemarzną wszystkie mechaniczne członki przy byle lepszym mrozie. Nie mam zamiaru cię potem nieść – powiedziała głucho.
- Ja również dziękuję za troskę.
Nie odezwali się do siebie ani słowem nawet, gdy zatrzymali się na postój, który był powodem tej zjadliwej wymiany zdań. Ogień trzaskał na prowizorycznym palenisku, a cienie tańczyły na ścianach jaskini, która miała im posłużyć tej nocy za schronienie. Ruka ułożyła głowę na łapach i patrzyła jak towarzyszący jej basior wyciąga z bagażu mnóstwo ingrediencji niewiadomego dla niej pochodzenia. Nagle jej nos zaatakował zapach tak bardzo nie do wytrzymania, że postanowiła schować dumę do kieszeni i wreszcie się odezwać.
- Co to jest?! - zawołała z wyrzutem, zakrywając łapą pysk i odsuwając się pod samą ścianę. C6 posłał jej kwaśny uśmiech i jednym haustem wypił to, co przygotował. Wadera wydała z siebie zduszony krzyk obrzydzenia.
- Nie bądź taka wrażliwa, księżniczko. Myślałem, że taki widok cię nie ruszy w żaden sposób – powiedział z przerysowanym rozczarowaniem wilk.
- Nawet nie zapytam, co tam było – Ruka odwróciła twarzą do nagiej skały.
- Prawidłowo. Nie ma co wtykać nosa w nieswoje sprawy.
Zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Obecność tej aroganckiej osoby działała jej powoli na nerwy. Momentami czuła się jakby patrzyła w lustro i widziała tam swoje powykrzywiane odbicie.
Spała głęboko, snem nadzwyczaj spokojnym. Dotleniony organizm lepiej odpoczywa, a na brak ruchu poprzedniego dnia nie mogła narzekać. Zegar biologiczny zaprogramowany na wczesne wstawanie obudził ją przed świtem. Wyjrzała na zewnątrz na zastygły, zimny świat. Na niebie świeciły blado pozostałości po polarnej zorzy, gwiazdy gasły, by oddać tron nieboskłonu najjaśniejszej. Panowała przenikliwa cisza, nie było wiatru, tylko wielkie hałdy śniegu i lodowe czapy na gałęziach drzew. Był to widok iście magiczny, jak z równoległej rzeczywistości. Zastanawiała się chwilę czy budzić C6 i ruszać dalej, ale postanowiła jeszcze chwilę posiedzieć i popatrzeć. Nie wiedziała w końcu, kiedy będzie miała kolejną okazję, by zatrzymać się chociaż na moment i po prostu oddychać.
Zjedli po dwa płaty suszonego mięsa, które zabrali z własnych zapasów. Zimą o zdobycz ciężko, a oni musieli oszczędzać siły i umysły. Ruka z pewnym bólem opuszczała ciepłą, wygodną jaskinię. To uczucie smutku szybko wyparowało, gdy zdała sobie sprawę jak wygodna się zrobiła przez pobyt w watasze. Czy to dlatego moi rodzice porzucili takie życie? Po raz kolejny w głowie podziękowała losowi za to, że podstawił przed nią szansę na powrót do przeszłości. Nie dziękowała C6. On był tylko pionkiem w wielkiej grze wszechświata, który akurat taką rzeczywistość zesłał na te ziemie. A nawet, jeżeli myliła się i to wszystko była zasługa cyberbasiora to nie miała zamiaru się przed nim pokładać w wyrazach dozgonnej wdzięczności. Co to, to nie.
- Zbliżamy się do granicy – powiadomił ją po około czterech godzinach marszu. Albo jej się wydawało albo w jego głosie słychać było leciutkie echo ekscytacji. Sama zresztą nie zamierzała się powstrzymywać. Adrenalina uderzyła jej do głowy, wyszczerzyła zęby w szalonym uśmiechu. Nareszcie coś się będzie działo!
- Opanuj się – skarcił ją niemal ojcowsko wilk, na co parsknęła sarkastycznie, ale mimo wszystko wzięła sobie uwagę do serca. Ile to razy już musiała powściągać emocje, bo inaczej cały plan wziąłby w łeb. Ktoś z jej doświadczeniem nie mógł sobie pozwalać na typowe błędy żółtodziobów. Oboje poczuli nieznany zapach obcych. Zbliżali się.
- Stójcie! - z oddali dobiegł ich przytłumiony krzyk o ostrzegawczym wydźwięku. Posłusznie zatrzymali się, C6 spojrzał znacząco na Rukę, po czym na jego pysk wpełzł wyraz łagodnej dezorientacji. Wyglądał teraz jak niespełna rozumu, co wadera szybko podchwyciła. Z wymalowanym na twarzy głębokim zatroskaniem chwyciła basiora pod ramię.
- Wyglądasz jakby brakowało ci piątej klepki – szepnęła mu złośliwie do ucha.
- A ty, jakby ci się już znudziło życie. Graj swoją rolę – warknął wilk, szturchając ją w bok.
- Skąd wiesz, że się nie znudziło? W końcu jestem tu z tobą – odparła ciepło. Zaraz potem zaczęła wołać pomocy z fałszywą rozpaczą w głosie.
 
<C6?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz