Króliczki bardzo chętnie wspierały Mi w jej treningach. Leżały obok niej, wtulając się w zimowe wilcze futro, bawiły się z nią, biegały dookoła, pokazując, jakie są same szybkie i że ona też jest bardzo szybko. Mi doceniała te gesty bardziej nawet niż słowa uznania swoich bliźnich. Miała jakiś sentyment do tych małych kicajów. Może dlatego, że tak jak ona były małe i przez wielu uznawane za słabe i żałosne. Wadera widziała w nich jednak las, który lubi sobie czasem odpocząć od codziennej walki o przetrwanie. Taka spokojna sielanka, przerywana tylko czasami, gdy jakiś podejrzany cień przeleci nad głowami długouchych koleżków. Mi się to podobało. Mogła odpoczywać pomiędzy treningami, oglądając, jak jej kumple zajadają się ziołami, jakie dla nich przyniosła.
Starała się jednak mimo wszystko ograniczać takie przerwy do minimum, pamiętając o swoim prawdziwym celu. Szybkość się sama nie polepszy, jeśli wadera będzie zalegać na swojej ulubionej polanie zupełnie bez celu. Trzeba było wstać. Trzeba było biegać. Trzeba było się starać, żeby coś osiągnąć, bo życie nigdy nie podaje niczego na tacy. Praca czyni zwycięzcę, a Mi miała zwycięstwo na swoim celowniku, choćby przyszło jej przedzierać się przez najgorsze puszcze i walczyć o przetrwanie na najgorętszych pustyniach. Poddać się? Ha! Nie znała tego określenia.
Ćwiczyła tak jak od początku, niemal codziennie, nawet jeśli jej kończyny nie dawały radę. Nie znosiła po prostu sobie odpuszczać. Bo wiecie, jeśli ktoś taki jak Mi się na coś zdecyduje już nigdy z tego nie rezygnuje. Dodatkowo nie zapominajmy, że jej pełne imię brzmiało Mildredfiri, czyli ta wadera o barwie zachodzącego słońca nosiła nazwisko najbardziej upartego rodu, jaki można było spotkać w tych okolicach. Linia Firi znana była ze swojego dążenia do celu, z bojowej natury i z mocy przekazywania tych cech nawet na osoby niespokrewnione, tak długo jak nosiły właśnie nazwisko Firi. Shika, męska linia tego samego rodu, nie mogła w żaden sposób równać się z temperamentem pań. W połączeniu z wrodzoną naturą Mi stanowiło to mieszankę śmiertelnie niebezpieczną, która sięgała już poziomu zapamiętanej przez wszystkich Skinterifiri. Oj tak, te dwie gdyby dopadły się do grupy, w której coś im się nie podobało, od razu zrobiły by tam porządek. Mi nie była nawet w pełni świadoma, jak bardzo przypomina swoim rodzicom tą agresywną liszkę, którą kochało więcej osób, niż odważyło przyznać się na głos. Były jak dwie krople wody, tylko Skinka była bardziej marchewkowa. Z tego względu kiedyś Pinezka chlapnęła przy obiedzie:
– Ciotka by była z ciebie dumna, będziesz świetnym generałem.
I nikt nie chciał wyjaśnić, kim jest ta cała ciotka, dopóki papcio Yir nie znalazł się sam na sam z Mi i był skazany na jej łaskę. Wtedy już wszystko zostało ujawnione. I nagle Mi więcej nie przeszkadzało, że ma takie długie imię z Firi na końcu.
<5/7 6/7 7/7>
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz