wtorek, 7 grudnia 2021

Od Dante CD Noai'de'a - "Zbrodnia i kara - teraźniejszość" cz. 2

Było tu tyle wilków. Poruszałem się za Noai’de jak cień, starając nie zwracać na siebie uwagi, jednocześnie jednak nie byłem w stanie z podziwem patrzeć na toczące się na plaży dyskusje i pośpiesznie pracujące wilki. Minęło dużo czas, odkąd byłem wśród innych. Od dłuższego czasu byłem tylko ja i Noa. Coś jednak wydawało się nie takie, jak powinno. Nikt nie zwracał na nas uwagi, panował chaos i każdy się gdzieś śpieszył.

- Noa… - zacząłem podchodząc do swojego Pana, i chcąc zmniejszyć dzielącą nas odległość. – Rozumiesz o co tu chodzi? – spytałem nie patrząc na niego, tylko rozglądając się wokoło.

- Zakładam, że zaraz się dowiemy. – powiedział z całkowitym spokojem, jakby nic nie mogło zmienić jego nastroju i stoickiego podejścia do życia. Ah, gdyby to tylko była prawda. W końcu znałem dobrze jego gniew i momenty gdy do spokoju było mu daleko. Jednak zawsze był on uzasadniony, on jeszcze nigdy nie zawinił, to ja byłem problemem. Poprawie się. Mówię to sobie zawsze, ale tym razem na pewno mi się uda. Nie chciałem by Noa się na mnie kiedykolwiek znowu gniewał.

Pan patrzył wyciągając wysoko szyje, szukając czegoś, o czym nie wiedziałem. Nie dzielił się swoimi myślami, na pewno nie w towarzystwie. Dla mnie był to niezwykły zaszczyt, za każdym razem jak wyznawał choć strzępek swoich uczuć, czułem jak ważny dla niego jestem. Musiałem być. W końcu uratował mi życie… i to nie raz.

Starałem się podążać za wzrokiem bliskiego mi basiora, jednak moją uwagę przykuło w pewnym momencie, cos innego. Drobna pustynno brązowa wadera rozglądała się na boki, zupełnie jak my. Wydawała się zagubiona i patrzyła na wszystkich, siedząc na skraju lasu. Zakłopotanie i nieśmiałość biły z jej jasno niebieskich, błyszczących oczu. Przez kilka sekund nasze oczy się spotkały, jednak czar prysł gdy…

- Dante. Idziemy. – usłyszałem mocno ponaglający głos. Ruszyłem od razu, zdejmując wzrok z niezwykłej urody wadery. Nie miałem odwagi spojrzeć na nią znowu, wiedząc, że Noai przyglądał mi się teraz bacznie. Nie lubił mnie ponaglać. Miałem być zawsze przy nim i dokładnie wiedzieć czego potrzebuje. Zwykle dawałem sobie z tym radę.

Podeszliśmy do małej grupki wilków, do której prowadziła dość długa kolejka. My jednak stanęliśmy obok nich, jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy wcale nie byli ty przypadkiem.

- Witajcie. Czy ktoś mi wytłumaczy co się tutaj dzieje? – spytał Noa patrząc na wilka, który najwyraźniej prowadził całe to zbiegowisko. – Ty jesteś alfą? – zapytał zaraz później, żeby zwrócić jego całą uwagę.

- Jest kolejka. Idźcie na koniec. – powiedział jasny basior z materiałem na szyi, patrząc na naszą dwójkę od góry do dołu. Nie podobał mi się ten typ. Spojrzałem na niego z wyrzutem za jego jawne ocenianie, nie wydawał się jednak przejęty.

- Może po prostu nam wytłumaczysz? Nie wygląda jakbyś miał czym się teraz zajmować. – spojrzałem jednoznacznie na jego wolne łapy. Wadera obok niego, pieczołowicie zapisywała słowa, stojącego obok niej wilka. Za to ten tutaj nie robił nic. Noa westchnął lekko. O nie. Wystąpił przede mnie, zasłaniając mnie ciałem, jak niegrzecznego szczeniaka.

- Przepraszam za niego. Jesteśmy nowi i potrzebujemy dokładniejszych instrukcji. Miałem zostać pustelnikiem.

- Pustelnicy są na razie zdjęci ze służby. – popatrzył na nich drugi basior, prawdopodobnie alfa. – Zostaniesz Mordercą. Szykujemy się do wojny.

O nie, wojny? Ale jak to wojny? Mieliśmy mieć chwile spokojnego życia, to mi obiecywał Noai’de. Co teraz? Jestem szeregowcem, pierwszym do odstrzału… Może kilka miesięcy temu nie miałbym z tym problemu, ale teraz… teraz się zmieniłem. Poza tym Noa go potrzebował.

- A ty? Kim miałeś być? – basior spojrzał na mnie. Wysunąłem się lekko za ciała swojego Pana.

-Szere… gowcem. – wybąkałem cicho.

- Doskonale.

Wadera stojąca obok niego patrzyła na nas pytająco.

- Wasza godność? – spytała. Dla mojego komfortu, Noa odpowiedział jej i za mnie. Wilczyca zapisała wszystko i już nie zwracała na nas uwagi.

- Możecie już iść. W miarę możliwości jednak, trzymajcie się blisko plaży.

---

- I co teraz, Noa? – spytałem go, gdy odeszliśmy wystarczająco daleko do plazy i tego całego zbiegowiska.

- Nadal musimy znaleźć schronienie. – odpowiedział nawet się nie zatrzymując.

- Jak to? Zostajemy tutaj?

- Jeden problem na raz, Dante. – moje imię wypowiedział w gniewie. Położyłem uszy po sobie i podążyłem za nim dalej, więcej się nie odzywając. Jeżeli Noa nie chciał stąd odchodzić, na pewno miał jakiś plan. Pytanie czy zechce się nim ze mną podzielić, czy zatrzyma go dla siebie.

<Noa?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz