sobota, 25 grudnia 2021

Od Delty - "Niespokojne Ścieżki Losu - ostatnia prosta?" cz. 20

Złapał oddech. Niespokojny. Jeden, drugi. Obraz przed jego oczami nieco się rozmazywał , ale przynajmniej świadomość otaczającego go świata powoli powracała. Próbował unieść się do siadu, jednak jego mięśnie piekły i bolały, zwiotczałe od nieustannego obijania się o kamienie i dno. Delta westchnął kładąc swoją głowę na miękkiej trawie. Gdziekolwiek wyrzuciły go wody, było to miejsce o niebo lepsze niż to, z którego uciekł. W którym miała pozostać jego przeszłość, zamknięta na klucz i porzucona w milczeniu.

Kiedy powróciły mu podstawowe funkcje, które robiły coś więcej poza zmuszaniem go do oddychania, rozejrzał się. Na niebie królowała już wtedy noc, więc świat dookoła był znaczniej ciemniejszy i mniej przyjazny. Jego oczka zamrugały parę razy widząc w oddali jelenie poroże, które powoli zbliżało się. Zastrzygł uszami, zawęszył. Nieznajomy miał już na sobie jego zapach jakby to on wydostał do z wody i...
Delta zwrócił się z uwagą na swoje ciało, pokryte liśćmi i maściami Chyba w jego głowie zaświtała myśl, że śmierć prawie go do siebie przytuliła, patrząc na stan niektórych miejsc. Jednak najwyraźniej, ktoś wyjął go z wody. Zatargał kawał od szumiącego nurtu i jeszcze opatrzył. Jego ślepia ponownie odwróciły się do nieznajomego. Nastroszył futro na karku czując się nadal zagrożony.
—Oh. Wstałeś. To dobrze. — męski głos zwrócił się w jego stronę zupełnie nieprzejęty. Jeleń jaki był jego właścicielem był zaskakująco duży. Delta aż zastanowił się czy byłby w stanie go chociaż ugryźć jakby przyszło co do czego. Dlatego jedynie podkulił ogon, nadal nie czując za wiele władzy w kończynach. Jedynie jego kark próbował współpracować i obracał się, unosił w powietrze. — Rzeka nieźle cię pokiereszowała!
Zażenowany odwrócił głowę.
—Jesteś niemową? Czy może coś jeszcze cię boli?—
—Mówię , mówię. — szepnął trochę niewyraźnie i zatrząsł się niespokojnie.
—Ah przyjacielu. Nie ruszaj się. — jeleń zabrał się do zmiany jego okładów, a sam Delta spojrzał ponownie na świtający świat. To już? Nadszedł poranek?
Zapach świeżej rosy wypełnił jego płuca dzięki czemu każdy następny wdech brał z taką rozkoszą. Pysk aż się uśmiechał. Dopóki nie zauważył kwiatków. Przebiśniegi, wesoło kwitnące resztkami swojej siły, gsnace w oddali śladowe ilości śniegu. CO?
—Ile... Ile spałem? — przerażony napiął wszystkie mięśnie podnosząc się na trzęsących łapach do góry.
— Trochę ponad cała zimę i odrobinę jesieni! — Delta rzucił zirytowanym spojrzeniem w kierunku tego jelenia. Mówił to tak jakby nie było z tym żadnego kłopotu.
—Muszę iść. — wciąż obawiał się że go znajdą.
—Ha! Co najwyżej do jakieś jaskini! Nigdzie cię nie puszczam dopóki te rany się nie... — rogacz zatrzymał się w pół słowa, a Delta zdębiał. Jego łapy bez najmniejszego bólu wyprostowały się.
—Pieprzona niestabilność. — mruknął jeszcze przyglądając się jak niepoważnie działała czasem jego moc. Jak umierał to nie. Jego rany krwawiły i sączyły się pozwalając jego znajomej pochylić się nad nim i grać słodką melodię fletu prosto do ucha. Ale teraz, kiedy nawet nie starał się o jej uaktywnienie stwierdziła, że w sumie to jednak chce zadziałać.
—Co? Ale przecież... Twoje rany!?—
—Ta.. moje moce czasem.. szwankują. Nie do końca wiem jak panować nad tą. Raz umieram na zacięcie od skał, innym razem spadam z klifu i wstaję jakby nigdy nic. — westchnął podnosząc się na cztery łapy. — Dziękuję za pomoc, rogaczu.
—Lumina. Mam na imię Lumina. Zostań jeszcze trochę może, co? Pomimo że ta twoja... moc... zadziałała jak zadziałała nadal wyglądasz słabo. — jeleń przybił go do ziemi swoim kopytem. Delta czując jak to wbija się między jego łopatki poddał się.
—No dobrze. — nie będzie się kłócił.

–Lumina... czyż ty oszalał? Wilk? — jakaś sarna szalała zataczając kółka po zielonej trawce.
—Już ci mówiłem Kaia! Ten jest z jakimś defektem. Widziałaś ty go?— jego „bohater” zagrodził jej drogę wskazując na Deltę. Ten tylko zmrużył oczy w dezaprobacie.
—Z defektem... Pf.. — mruknął pod nosem łypiąc na resztę spod byka. Był niewielki i zdawał sobie z tego sprawę, ale bez przesady! Liliputem to on nie był.
Przestał przysłuchiwać się ten banalnej kłótni między tą dwójką i wrócił do objadania z jagódek krzaczka obok siebie. Co jak co, ale te owocki były nawet smaczne jak na świeży początek wiosny. Ha! Fakt, że nawet takie tu mieli był zaskakujący, Chociaż ich wiosna zdawała się być zaskakująco ciepła. Cz on znowu wylądował gdzieś blisko ciepłych krajów. Oby nie. Nie miał ochoty na kolejną przeprawę przez pustynię. Chociaż teraz pewnie poszłaby mu znacznie sprawniej. Doświadczenia budują jednak mądrość. Do jakiegoś stopnia.

Skończyło się nad tym że spał jak pies, pod kamieniem. Lepsze to było niż nic, zwłaszcza że noc była niezwykle morka i deszczowa. Delta wtedy też tak siedząc oparty o skalną płytę, chroniony przez równie kamienny daszek spoglądał przed siebie. Między strugi lecącej wody. I tak myślał o tym co zaszło w jego życiu. Czy było w nim więcej beztroski i szczęścia czy może skazy i straty? Ciężko było powiedzieć, bo miał swoje wzloty i upadki jak to przecież bywa w życiu. Ale... czy chciałby coś zmienić?
Tak. Oczywiście. Patrząc na to, że jego największym problemem, poza samym sobą, był niepokorny los wrzucający go w wojny, ludzi, śmierć i plamiąc już nie tylko jego sierść i duszę krwią ale także łapy. Jednak cóż poradzić na siłę silniejszą od siebie samego jak tylko zamknąć oczy i udawać, że ona nie istnieje.

Delta miał problem. Więcej niż jeden. Zrobił się przezorny, nawet trochę za bardzo. Emocje się w nim uspokajały, jednak spokój przemienił się w strachliwość. A zajęło to parę miesięcy. W tym czasie zdążył polubić mieszkanie wśród jeleni i żywienie się małymi ssakami. Myszki i wiewiórki stały się jego klasycznym posiłkiem, a do tego jagody. Lumina i całe jego stado także przywykli, a nawet więcej. Delta stał się kartą przetargową do pokoju, bo przecież kto miałby odwagę zaatakować grupę mającą w swoich ramach niebezpiecznego drapieżnika. Ha! A Delta przecież nadal nie umiał za bardzo polować na zwierzęta większe niż on sam.
Jednak kiedy wszystko toczy się swoim pięknym torem, nienaruszonym i spokojnym, od razu wiadomo że coś w życiu małego basiora niedługo się spierdzieli.
I nic bardziej omylnego!

Dzień był letni i piękny kiedy Lumina wraz z Deltą wybrali się na „polowanie”. Oczywiście przenośne gdyż zbierali zioła, na których Delta coraz lepiej się znał. Wiedzę wynosił z młodości i słów rogatego jelenia, który z ochotą przekazywał mu wszystko co sam poznał. Ich wycieczka szła pomyślnie, do czasu kiedy nie weszli na w miarę przestronną polanę. Tutaj rósł Nagietek, potrzebny im do maści. Zabierając się za zbieranie Delta usłyszał w krzakach po swojej prawej szelest. Zaniepokojony podniósł głowę.
—Chyba powinniśmy iść Lumi. — szepnął niespokojnie zarzucając ogonem na boki.
— Ah... — jeleń uniósł głowę zaraz za nim. Jednak na ucieczkę było już za późno. Spory, no, dwa razy większy od Delty, szary wilk wyszedł zza zasłony natury.
—Proszę. Proszę. Wilk i jeleń. Cóż za nietypowe widowisko. — co jego boku dołączył jakiś kuternoga. Kulawy na dwie łapy  i ślepy na jedno oko. Zaśmiali się obaj szyderczo. Lumina zatrząsł łbem nachylając go w dół. Gotowy do walki, nastawiony ostrymi rogami do przeciwnika. Delta nieco spłoszony pokulił ogon, ale przecież nie zostawi przyjaciela bez pomocy.
Poerwszy zaatakował większy dopadając do nieszczęsnego jelenia. Delta natomiast ominął go i z wyskokiem zajął się najpierw słabszym. Dwój na dwóch bowiem nie wchodziło w grę. Kuternoga przewalił się pomimo różnicy wielkości i zawył. Delta tak chwilę go [popychał aż ten nie wstał dysząc jedynie ciężko.
Wtedy też zerknął na przyjaciela, który radził sobie... tak sobie. W końcu żadne z nich nie było wojownikami, a stali naprzeciw fachowemu łowcy. Po łagodnie brązowej skórze roślinożercy już toczyły się stróżki krwi z zadanych mu ran. Jeden z rogów złamał się w połowie. Delta z żarem w sercu chciał pomóc, ale przy pierwszej próbie wylądował na ziemi. Kawał dalej.
—Tobą zajmę się zaraz. — szyderczy śmiech przeciął powietrze, a zawodzący krzyk odbił się echem w głowie Delty. Obejrzał się wstając obolały. Białe jak śnieg kły zacisnęły się na krtani jelenia, a krew trysnęła rwącym nurtem. Łzy zasłoniły jego oczy kiedy zacisnął zęby. Mrugnął. Raz. Dwa. Trzy. Trzy kroki starczyły aby i jego własna szczęka dosięgła szarego karku. Był mały. Zmieścił się w całości na plecach przeciwnika. Niemożliwy do dosięgnięcia. Zacisnął się jak najmocniej umiał słuchając tylko jak kolejne warstwy ciała rozpadając się pod jego wściekłością. Kilka łez spłynęło po jego policzkach kiedy poczuł ziemię na swoim ciele. Szary wilk w obronie obrócił się na plecy, ale to poskutkowało jedynie silniejszym zakleszczeniem się małego trutnia na jego plecach. I stało się.
Szary wilk nie zdążył podrzucić się ciałem aby zmiażdżyć tą wesz. Jego kark zatłukł się między zębami mniejszego i pękł zalewając krwią niewielki pysk. Delta jeszcze chwilę uporczywie szarpał głową na boki zaćmiony żalem i złością, aż puścił. Martwe ciało opadło na ziemię tuż obok niego. Spojrzał na nie i zatrząsł się z przerażenia. Potem jego wzrok przeniósł się na Luminę. Jego łapa automatycznie przycisnęła się do rozdartego gardła. Na marne. Jelenia dusza już dawno umknęła w niebo. Delta załkał jeszcze raz stłumionym przez wrażenia głosem i wstał.
Tego było za dużo i za wiele. Jego rodzina. Jego miłość pierwsza i każda następna. Statki i doktorzy. Ludzie. Łowcy i strzelby. I krew spoczywająca na jego łapach. Już nie tylko ludzka. Wilcza także. Nie obejrzał się kiedy odchodził. Rana w końcu była świeża, jednak o swoim przyjacielu nieśmiały by zapomnieć.

Jego łapa stanęła na twardej ziemi. Niespokojny, dalej roztrzęsiony, pomimo że słodkie zielone liście zastąpiły już rude pozostałości po ich pamięci. Mimo wszystko jednak. Jego krokom towarzyszył wesoły akompaniament ptasich pieśni. Promienie jesiennego słońca delikatnie ogrzewały świat, chociaż chłodek nadal panoszył się przy ziemi. Delta z pozoru szczęśliwy, aczkolwiek przerażony otrzepał się. Znalazł miejsce, w którym osiądzie. Na chwilę chociaż. Dla ukojenia serca. Dopóki los ponownie nie rzuci mu pod nogi kłody. Kto wie. Może nawet znajdzie przyjaciół. Chociaż zważając na to, że  nieustannie ich traci obawiał się takich relacji coraz mocniej.  
Horyzont przyciągnął jego średnio obecny wzrok pochłaniając w swoich kolorach i spokoju. Czemu on nie zasługiwał na jego dobrobyt w swoim życiu? Dlaczego coś ciągle musiało się dziać? Czy o tak dużo prosił? Z zamyślenia, krótkiego, ale głębokiego wyrwał go szelest. Chrupanie liści pod małymi stópkami. Zadrżał w nagłej obawie, jednak jego paranoja szybko wyszła z jego głowy. zając. Zobaczył zająca i nic więcej. Ze słabym westchnieniem podążył dalej. Nieznaną mu ścieżką losu. Pewnie kolejną dobraną na ślepo i będącą spokojną podpuchą do dalszego niszczenia jego delikatnego serca.
A potem wszystko potoczyło się z górki. Biegł pozwalając sobie na chwilę radości. Wpadł w rudego wilka. Przestraszył się i ...
Resztę już znamy.

CDN. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz