Dzień. Dzień. Czyż to nie tak, że wszystko się zaczyna i
kończy. I życie. I dzień. I każda godzina. Nie ważne jak bardzo się tego nie
chce, kończy się nawet czas. Dobry i ten zły także. I to była pocieszająca
myśl. Zważając na każdą zaistniałą w watasze sytuację, pocieszało Anubisa to,
że kiedyś wszystko się ustatkuje. Nie będzie takie samo dla nikogo, może poza
nim samym. W końcu zawsze samotny, niekiedy tylko opiekujący się szczeniętami w
tym okresie, będzie dalej samotny. Z dala od tłumów, znający pobieżnie
najważniejsze zapachy i głosy. Ie ważne gdzie by go życie porzuciło, zawsze
będzie jak ta jedna wyspa pośrodku morza. Omiatany falami niesprawiedliwości i
uczuć, zawsze stojący twardo w swoich ramach.
Dzień. Ten zaczął się jak każdy inny. Zajrzeć czy ktoś nie chce porzucić mu swoich
szczeniaków, dzisiaj nie? Cudownie. Potem spacer. Jego długie nogi brodziły w zimnym
śniegu słuchając jego słodkiego chrupotu. Może zima nie była najgłośniejszą
porą roku pod względem harmonii i ptasich śpiewów, jednak ten dźwięk uginającego
się w zwartą masę puchu pod łapami był kojący wystarczająco aby dać mu odrobinę
spokoju. Od popadnięcia w wir całkowitej nudy ratowały go jeszcze nocne
przechadzki, słuchanie słów i wbijanie pyska w górę. Ku niebu, jakby
kiedykolwiek miał w nim zobaczyć coś więcej niż tylko przegniłą czerń. No i
dusze. Zmarli tańczący po ziemi swoimi zimnymi krokami. Migrujący z kąta w kąt
tak samo zagubieni w świecie co on sam. Widział trochę tej analogii, że
spędzając z nimi swoje życie przybrał wiele ich cech. Jednak nie dbał o to, bo
nigdy mu to nie przeszkadzało.
—Dzień dobry. — cichy głos odbił się od jego uszu niczym słodka melodia
słowików. Westchnął głęboko. Od razu
zawęszył. Zapach młodego futra, które nie przesiąkło jeszcze milionem zapachów
innych wilków. Nieco zmarznięte łapy dreptające dziurę w miejscu, w którym stał.
Przed nim, stał szczeniak, a Anubis przecież lubił szczenięta. To właściwie
jedyne towarzystwo które dobrze znosił.
—Dzień dobry. — odpowiedział zwracając się przodem do rozmówcy. Głowę nadal
trzymał dość wysoko niepewny jak nisko ma ją opuścić aby jego zimne ślepie
wbiły się w niewielkie ciało. Za mało dotarło do niego jeszcze głosu aby
wiedział to tak dokładnie. Za mało i zbyt niespodziewanie.
—Twoja dusza jest bardzo ciekawa. — uchylił głowę. Zamrugał dwa razy i
rozchylił pysk. Czyżby jego dusza na prawdę była ciekawa? Skąd taka konkluzja?
Nietypowy to był rodzaj komplementu, jednak kiedy rozmawia się ze szczeniakami
w rachubę trzeba brać wszystkie możliwe sytuacje i słowa.
—Dusza powiadasz? — jednak zaciekawiło go spostrzeżenie nieznanego mu malca.
Czyżby wśród żywych stąpał ktoś poza nim, komu przypadł zaszczyt przyglądania
się życiu w zaświatach? — Skąd możesz to wiedzieć? —
—Widzę ją. — odparł drugi głos po chwili ciszy, ewidentnego zawahania i
zastanowienia. — Jest inna niż wszystkie, które widziałem. Nawet te martwe.
Jest taka... nie wiem jak to opisać...—
—Martwe ... — powiedział dość głośno chociaż słowa miały być skierowane
wyłącznie do niego samego. Szczeniak poruszył się przed nim niespokojnie wprawiając
śnieg w ruch. — Wybacz. Miałem to powiedzieć do siebie, a chyba wyszczekałem
się odrobinę za głośno. Widzisz dusze tak?
—Tak? — dzieciak chyba był zestresowany, chociaż jego głos nie drżał tą emocją
za mocno. Jednak nuty tych tonów Anubis doskonale znał.
—Nietypowa moc. Bardzo nietypowa. Pierwszy raz spotykam wilka, który widzi
duchy, a który nie jest mną samym .— przyznał nieco pokrętnie, jak miewał
niekiedy w zwyczaju, kiedy zapominał, że jego rozmówcą jest ktoś młodszy, kto
niekoniecznie przywykł do takiego sposobu ubierania swoich myśli w słowa.
—Ty... Ty też widzisz dusze? — słowa te nieco odbiły się w jego umyśle echem.
Cichym i sączącym się powoli ponownie przez umysł aby dotrzeć w jego najgłębsze
zakamarki.
—Można tak powiedzieć. Tak. — przytaknął słysząc jak malec pochodzi bliżej. Nieco
może za blisko , jednak ślepemu w zupełności to nie przeszkadzało. Jednak mimo
wszystko zdawało mu się jakby mróz i wiatr stały się nieco bardziej
uporczywe. — Czuję, że chcesz pogadać.
Może usiądziemy, gdzieś pod kamieniem, żeby wiatr nie dręczył tak naszych ciał?
— skrócił swoją wypowiedź znacznie, aby znowu nie wyszła bezsensowna plątanina
słów w równie bezznaczeniowym zdaniu. Teraz tylko znaleźć kamień, a zimą jak
zimą. Wszystko zdawało się być zupełnie inne, a jego wydeptane ścieżki
zacierały kiedy na przeszkodzi nie stawały krzaki, a jedynie pnie drzew. —Albo
jaskini. Będziesz mógł pytać o co tylko zechcesz...
<Mino? >
tak wiem, daleko nie pociągnąłem ale... małymi kroczkami do celu. Muszę jeszcze wyczuć twojego wilczka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz