wtorek, 21 grudnia 2021

Od Delty - "Niespokojne Ścieżki Losu - Morze... morze... może?" cz. 18

Oto i jest on. On sam pośród trzepoczących się na boki skrzyń, niebezpieczne skrzypiących pod ciężarem swoich przyjaciół. Ich delikatnie żółtawe drewno i dość niedbałe, ale ciasne ustawienie dawały Delcie odpowiednio dużo miejsca do spoczynku i jednoczesnego pozostania poza zasięgiem ludzkich oczu. Tym samych, które mogły dać mu jeść, pić albo wyrzucić za burtę. Ku falom, ku morzu, ku rychłej śmierci. Dlatego nieustanne bicie serca i zwijający kiszki głów towarzyszyły mu przez dnie.
Czasem rozglądał się po pomieszczeniu, dopadał nieszczęsne szczury, które nie zdołały się ukryć przed jego dzikim instynktem.
Gdyby wierzył w boga pewnie modliłby się do niego o odrobinę litości. Ale cóż by mu to dało? Dlatego nie wierzył. Nie widział sensu w zwracaniu się do niewidzialnej potęgi. Cichej, która rzekomo może cokolwiek zmienić w twoim życiu. O ile ktoś taki w ogóle istniał. Jego serce wolno podążyło by w jego kierunku jeśli tylko ktoś taki, ktoś wyższy i potężniejszy, rządzący światem zjawił się przed nim.
Niestety marzenia o bogach były zajęciem Delty tak dawnego, że śmiertelnie ranionego strzałami realnego życia. Prosto w kruche serduszko.
Rozejrzał się po kabinie. Była duża, ale pełna. Skrzynie, pudła i przypięte pasami, pozakrywane tkaninami obiekty. One mocno Deltę ciekawiły, gdyż zapachy wewnątrz tych „obiektów” pachniały intensywnie. Jednak odsunięte były od jego kryjówek o spory kawał pustej przestrzeni. To tak jakby stanął naprzeciwko swojej wolności, ale dzieliła ją od niego rwąca i niebezpieczna rzeka. Wyjść zza pudeł oznaczałoby rychłą śmierć, a raczej jej możliwość o ile jakiś zbłąkany człowiek zjawiłby się w tamtym momencie pod pokładem.

Nadszedł też dzień kiedy to się stało. 4 może 5. Delta słyszał jak tupią dwie pary butów, a skryty za pudłami czuł się w miarę bezpiecznie. Deski podłogowe zawyły pod ciężarem, a woda zachlupotała. Delta zamlaskał. Chciało mu się pić, pomimo że miał jakiś tam zapas przy sobie. Nie pogardziłby darmową wodą. Wyjrzał zza bezpiecznej strefy komfortu swojego ciała, ale tylko jednym okiem. Dwójka tych potworów, ludzi, kolejno odkrywała tajemnicze skrzynie, których Delta był ciekaw. Ale co zobaczył zgorszyło go i zniechęciło do polowania na wodę. Kraty, gęsto usiane metalowe pręty, a w nich zamknięte zwierzęta. Kilkanaście klatek i zniewolonych stworków. Były tam ptaki, kolorowe i barwne, dokładnie jak w lasach, które mało nie pozbawiły go wolności. Psy i zdawało mu się , że nawet wilki. A dwa największe obiekty? Mały słonik i  hipopotam. Dzieci sawanny niesprawiedliwie zamknięte w klatkach. A w końcu to tylko dzieci. Co takiego uczyniły światu, że tak je pokarał? A może tu chodzi wyłącznie o ludzi? O ich zmierzłe dusze i zczarniałe serca, tak przegnite chciwością. Materializm tych potworów naprawdę przerażał młodego wilka. Zamrugał parę razy wracając do swojej ukrytej w cieniu pozycji. Ludzie wyszli. Zostawili za sobą jedynie zapach stęchlizny i jedzenia.
Brzuch Delty zaburczał, kiedy zapach dotarł i do niego. Zacisnął szczęki w marnej próbie zaprzestania działania swoich ślinianek. Oby ta podróż kończyła się szybko.

Dla Delty skończyła się szybkiej niż myślał że to się stanie. A dlaczego? Otóż przez własną nieuwagę, która tak często była jego zgubą i jego winą ciążącą na wspomnieniach. Ile razy to właśnie w imię tego rozproszenia umysłu wpadał w kłopoty? A dodanie do całej tej mikstury ludzi? Na reakcję wybuchową długo czekać nie musiał.
Liczył w tej podróży że mu się upiecze. Że będzie dobrze, pięknie. Blisko brzegu wyskoczy w wodę. Znajdzie bezpieczny brzeg, bo przecież umie pływać. Jednak jego piękne marzenia zniweczyła ciężka ręka zaciskająca się na karku. Pudła za którymi leżał okazały się być nieco odsunięte, ujawniając jego ciemną sierść, która pod blaskiem latarki w palcach człowieka zabłyszczała na fioletowo. I to go wydało. Pewność i niepewność pomieszały się kiedy próbował się wyrwać. Właśnie. Próbował. Długo czekać nie musiał aż jedna z klatek zaskrzypi, a jego łapy uderzą w twardy metal. Wpadł do wnętrza pudła i przewróciłl się na bok.
—Głupi kundel. Myślałeś, że zdołasz się schować przede nami? — i cały widok przepadł za kurtyną. Kurtyną pieczętującą jego los i przerażenie szalejące w drobnym serduszku. Przełknął ślinę, nadal zbity z tropu i połowicznie obecny w krainie słodkich, niewinnych snów.
Chwilę zajęło mu rozgarnięcie, że leży na zimnym metalu. Za gęsto usianymi kratami. Tak jak tamte zwierzęta, ale jeszcze żyje. Ba! Jego nos wykrył jedzenie i picie w tym miejscu. Jednak był sam. Sam ze sobą i docierającą do niego realizacją o po raz kolejny, straconej wolności. Spojrzał pusto w drgającą w zgodzie z morzem tkaninę. Czy to był jego los? Utknąć w klatce? Samemu przez wieki, wieków?

Dzień za dniem. Karmili go, poili. A on pokazywał kły. Próbował być agresywny, chociaż to tak bardzo nie była jego rola. Z natury to było strasznie sprzeczne zachowanie. Jednak, nie zapłakałby gdyby, któryś z tych ludzi jednak po ugryzieniu wykrwawił się na śmierć. Nie po tym jak porwali dzieci, a potem skazali go na podobny los.
Aż nie dotarli.
I tamtej nocy kiedy ten niechciany „szkodnik” po raz ostatni został odsłonięty na światło, gotów był dzielnie spojrzeć śmierci w oczy. Jednak niewiele z jego przypuszczeń sprawdziły się.
—Te oczy… Ile za niego? — biały fartuch. Okularki i ten obrzydliwy smród chemikaliów.
—Sporo. Widzisz… ten szczurek to prawdopodobnie wilk. —
—Wilk. Nie ważne ile chcesz.. — wszystko zamilkło na sekundę w myśli Delty. CO dokładnie się działo nie obchodziło go, ale huk jaki rozdarł powietrze był ogłuszający. Pocisk zagwizdał w powietru. Czy był wymierzony w niego? Nie wiedział. Jednak pewnie od razu by nie poczuł. Zamknięte z ciasne linie oczy powoli się rozwarły, aby spojrzeć na martwo upadające ciało jego oprawcy. — I tak sobie go wezmę. Mamy wszystko?
—Tak. —
—Zatem zastrzelcie tamte trzy kundle i zjeżdżamy. —
Delta spojrzał we wskazanym kierunku. Trzy piękne psy. O długich nogach, pięknej sierści. Niedługo martwe. Zimne. Delta to znał. W końcu sam powoli martwiał.

 

CDN 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz