Widok ciemnych, szorstkich ścian jaskini, teraz podkreślonych przez złocistą łunę rozpalonych płomieni, napawał go swojego rodzaju nostalgią. Były na swój sposób znajome, spędził w nich wiele długich miesięcy, lat. Sam wypełnił je słowami, mniej lub bardziej ważnymi, które chociaż w tym momencie mogłyby już być zapomniane przez towarzyszących mu wtedy druhów, jak i przez jego samego, nadal pozostawały bezpiecznie schowane we wszystkowidzącej skale. Być może ktoś, kto byłby w stanie dostroić się do melodii, niby głęboki pomruk wydobywającej się nieustannie z jaskini, wszystkiego, co się w niej zawiera, byłby w stanie odczytać osady umysłów wielkich wilków, spisać historię w nich zawartą i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Stworzyć być może coś na wzór mapy bądź - kodeksu; zbioru zasad, by nie doszło do powstania kolejnych wojen, buntów. By nie było więcej Rutenów, Azairów. Aby członkowie watahy mogli spać spokojnie, bez uchylania jednej powieki w obawie, że ktoś na wzór Admirała bądź Eothara wkroczy w ich życia, by zburzyć pozorny pokój, niby domek z kart bądź pyłek strącony z blatu stołu, ginący w ziemi, nic nie znaczący w szerszej skali świata.
Żal, nie - bezsilność ścisnęła gardło basiora, gdy zasiadł po przeciwnej stronie stołu niż rosły generał. W całej kakofonii niedotrzymanych obietnic i kłamstw trudno było dosłyszeć wewnętrzny głos. Być może byłoby lepiej, gdyby zupełnie go nie usłyszał, bowiem szept nie należał do przyjaciela. Wręcz przeciwnie, gdy otrzymał szansę wybicia się ponad natłok innych myśli, wykorzystał szansę, by zacząć poić trucizną pękające mury wokół umysłu Ducha. Gdyby był tutaj osobiście to czy cokolwiek by się zmieniło? Może tak, może nie, kto by to wiedział? Był, koniec końców, jedynie trybem w wielkiej wojennej machinie, ale czy przypadkiem nie napędzał ważny do parcia dalej narząd, na tyle pozostawiony bez opieki, nadzoru?
Nie mógł znaleźć odpowiedzi na te pytania. Nacisk w głowie był równie irytujący co wcześniej, dodatkowo jeszcze został podsycony przez nagłe zagubienie, od którego Duch stracił pewność siebie, pozwalającą mu spoglądać w oczy wyżej postawionego od siebie Hyarina.
Położył jedną z łap na długiej bruździe, coś, co pamiętał ze swoich pierwszych wizyt w jaskini wojskowej jako młody strateg, dopiero nabywający praktycznego doświadczenia w niedostępnym dotąd świecie taktyk i polityki. Kiedyś się zastanawiał, do czego musiało dojść przy tym stole, by tak dobitna blizna przeszłości została wyryta w ciężkim blacie, przypominając o porażce (a może zwycięstwie?) tych, którzy byli przed nimi, jednak szybko przyszły bardziej naglące sprawy codzienności, a potem... A potem...
Czuł na sobie spojrzenie Hyarina. Ściągnął łopatki, wyprostował plecy i uniósł pysk, chociaż jego długie uszy nadal były nieznacznie opuszczone niby u pokornego szczenięcia. Nim bowiem wtedy był, zagubionym dzieckiem, czekającym na krople mądrości, jakie miałyby wypłynąć z pyska generała, ale też przede wszystkim kronikarza. Wiedzącego. Znawcy przeszłości. Tego, kto znał zaklętą melodię kamieni.
Więc... Wstyd mi to przyznać, generale. Jednak nie wiem. Po prostu już nie wiem, co się dzieje. Wyznał cicho nawet jak na bezosobowy szept. W szkarłatnych oczach Ducha pojawiło się coś na wzór smutku, strachu. Uczucia, które nie gościły w nim, dopóki nie odszedł.
Tak wiele naszych towarzyszy odchodzi, czy to na stronę wroga czy to po prostu umiera. Kiedyś było podobnie, tak, to prawda, jednak teraz czuję, że coś jest innego. Że przekroczono pewną granicę. I to od tego momentu... Po prostu coś się stało.
Jakby podświadomie dotknął łapą swojej piersi, wyczuwając na poduszkach bijące jak u przerażonego zająca serce. Chciał powiedzieć tak wiele, byleby go wysłuchano. Uzyskał okruszek atencji ze strony Hyarina, chciał go wykorzystać najlepiej jak mógł, chociaż mogłoby być to samolubne. Jednak wiedział, że nie jest to odpowiedni moment. Bowiem na wysłuchanie należy sobie zasłużyć.
— Do czego więc zmierzasz? — Basior poruszył długim, gęstym ogonem, na chwilę unosząc go ponad udeptaną ziemią. Przechylił nieznacznie pysk, przyglądając się milczącemu Duchowi. Wyraz jego oblicza był nieodgadniony, nieprzenikniony wręcz i wypełniony stoicyzmem, jaki odbierał innym emocjom możliwość ukazania się. Było to denerwująco aż niekomfortowe dla kogoś, kto uwielbiał wiedzieć wszystko o drugim wilku, tym samym zmuszając stratega do przełknięcia gorzkiej prawdy, że tym razem stał na tej przegranej pozycji.
Zmierzam do tego, że nie wiem, co robić. Chcę jak najlepiej służyć WSC, jednak obawiam się, że bez czyjejś pomocy mogę wkrótce stracić swoją użyteczność. Nie chcę, aby tak się stało, więc przyszedłem prosić, generale, o pana przewodnictwo. O wyjaśnienie, co się dzieje, co mam robić, cokolwiek. Świat wymyka mi się spod łap, nie chcę wpaść w otchłań pod nami, jak... jak niektórzy.
Zamilkł i odetchnął ciężko, by następnie zacisnąć zesztywniałą szczękę, by nie powiedzieć zbyt dużo. Wyczekiwał osądu, patrząc błagalnie na rozmówcę.
<Hyarin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz