piątek, 10 grudnia 2021

Od Paketenshiki CD. Delty - "Powód, żeby się zgodzić" cz.8

Jednego szczeniaka Paki niósł w zębach, drugiego na grzbiecie. Ostatni przypadł Delcie, który miał zadziwiająco spore problemy z utrzymaniem bojowej, czerwonej kulki. Rudzielec chętnie by mu pomógł, ale za bardzo zależało mu, żeby dostać się jak najszybciej do domu. Musiał przedstawić zaistniałą sytuację Yirowi, oczywiście o ile ten zechce go słuchać. To nie będzie za piesa proste. Yir nie był tak pozytywnie nastawiony do szczeniaków jak Paks, a właściwie to nawet rzadko kiedy się nimi interesował, jeśli nie były akurat leczone z jakiejś choroby. Jeden szczeniak by uszedł, dwa miałyby też szansę, ale żeby przekonać pomocnika medyka do przyjęcia pod dach trzech aż trzech bachorków wychowanek lisów musiałby sięgnąć się jakiś wyjątkowych metod. Była jedna dość pewna, ale przy dzieciach nie warto o niej mówić. Może przekona go zwykłym rozsądkiem, że w norze jest ciepło i bezpiecznie, że nie mogą pozwolić tym szczeniakom zamarznąć, a wraz z upływem czasu Yir naturalnie przywiąże się do tych uroczych kulek.

Choć raz nie był to szalony plan. Był całkiem rozsądny. Bardzo rozsądny. Trudno przeciwstawić się takim argumentom, gdy zima coraz bardziej uderza w tereny watahy i każdy dzień staje się coraz chłodniejszy. Przecież Yir nie chciałby mieć wyrzutów sumienia, prawda? To by było takie... nieetyczne, zostawić te szczeniaki na mrozie. Na pewno się zgodzi!

⫷⫸

– Nie – stanowcza odpowiedź zabrzmiała w uszach Paketenshiki, jakby ktoś właśnie zbił jego dopiero co ukończoną wazę.

– Ale...

– Żadnego ale. – Yir zdecydowanie nie był w humorze na takie rozmowy. Ton jego głosu mógłby spokojnie stworzyć gruby mur pomiędzy nim a rudzielcem, taki którego maślane oczka i słodkie słówka w życiu by nie zburzyły. – Wychowaliśmy już swoją partię, nie potrzebujemy więcej zmartwień. Sam wiesz, jak wygląda twój stan psychiczny. Serio wierzysz, że jesteś w stanie zachowywać się normalnie przy szczeniakach?

Paki spuścił łeb, przyjmując te ciężkie słowa w milczeniu. Atramentowy basior chyba miał rację. Faktycznie, jego stan zdrowia psychicznego pozostawiał wiele do życzenia i przyjmowanie szczeniaków... mogło nie skończyć się za dobrze. Za bardzo się nakręcił. Zapomniał, że jest chory. Te szczeniaki były w tak idealnym miejscu o tak idealnym czasie, że to przecież nie mogła być prawda. To nie było spełnienie marzeń. To był tylko marny sen, mrzonka o rodzinnym szczęściu, na które Paks już nie zasługuje. Trzeba oddać te szczeniaki do...

– Chwila no. Z Pakim wcale nie jest tak źle – oto odezwał się Delta, trzymający pod łapą to małe, rude, wredne coś, co cały czas próbowało go gryźć i jak dotąd milczący podczas wymiany zdań między małżeństwem. – Jak się spotykamy albo pracuje z dziećmi na swoich zajęciach to zachowuje się zupełnie normalnie. – Nagle oczy niskiego wilka rozjaśniały, zdradzając, że krasnal wpadł na pomysł. – A może to właśnie mu pomoże? Zaopiekuje się szczeniakami, będzie miał zajęcie, nie będzie mógł się skupić na tych swoich problemach. Od medyka do medyka, moim zdaniem to dla niego świetna terapia, skoro wykazuje sporą poprawę normalnie ucząc szczeniaki.

Delto, ty moje kochanie! Gdyby wychowanek lisów mógł, rzuciłby się temu wilkowi na szyję i wyprzytulał, i wycałował za wszystkie czasy. Ten argument już musiał przemówić do Yira! Nawet jeśli nie przejmował się szczeniakami to wizja poprawy zdrowia psychicznego Pakiego już zdecydowanie go przekonywała, choćby po sobie tego nie pokazywał. A jednak pokazywał. Przerzucał oczami raz na swojego męża, raz na współpracownika i przyglądał im się z uwagą, zastanawiając się, co oni takiego uknuli. Tylko, że argumenty Delty nie mogły zostać odrzucone. Były idealne. Nie było na nie wymówki. Och, jaki musiał być w tym momencie poirytowany! Przypatrzył się też szczeniakom, które każde zachowywało się inaczej. Ruda kulka z dymiącym się z jakiegoś powodu kokiem na głowie dalej się wierciła i gryzła łapy granatowego basiora, który nieskutecznie próbował ją przytrzymać. Szare coś, co Paks przyniósł w pysku schowało się w kącie i udawało, że go nie ma. Nawet pyszczek schowało. A ten skrzydlaty nicpoń tylko siedział między łapami lisowatego i przyglądał się trzem dorosłym z uwagą. Trzy kompletnie różne charaktery.

Żółte oczka nabrały szczenięcego połysku, wpatrując się błagalnym wzrokiem w tęczowe, zmienne ślepia. Yir wreszcie westchnął, dając upust swojej irytacji.

– Ciągnie swój do swego. Dobra, mogą zostać, ale nie spodziewaj się, że będę nad nimi naskakiwać. To ty będziesz tu mamusią.

– Zawsze byłem – zachichotał Paketenshika. Udało się! Udało!

Udało!

Z radością zabrał całą trójkę do wolnego pokoju, gdzie rozłożono jedno wielkie posłanie dla gości, a teraz stało puste i gotowe na gromadkę dzieci. Ułożył je obok siebie, a następnie sam do nich dołączył, owijając je swoim ciałem tak jak matka kura okrywa piórami swoje pisklaki. Yir i Delta przyglądali się temu z odległości.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł... – atramentowy basior starał się jeszcze jakoś zaoponować, ale mniejszy towarzysz mu przerwał.

– A masz lepszy? Myślisz, że Paki poczuje się lepiej, jeśli nie pozwolisz mu zatrzymać szczeniaków?

Na to Yir ponownie nie miał kontrargumentu.

<Delta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz