poniedziałek, 27 grudnia 2021

Od Falki - "Czarne skrzydła, czarne słowa." cz. 3

 Robię krok do przodu. Tylko jeden, by nie spłoszyć ptaka, który łypie na mnie jednym okiem, gotowy w każdej chwili zerwać się do lotu. Lub zaatakować. Jeszcze chwilę temu wołał, bym podeszła i nigdy wcześniej nie widziałam go tak podekscytowanego. A teraz? Stroni ode mnie niczym przestraszone zwierzę, rzucone po raz pierwszy w rozpacz tego świata. 

Cofam się znowu. Wypuszczam powietrzę z płuc i siadam ciężko na ziemi. Poczekam, myślę, nie dam mu powodu, by zostawił mnie samą. Kruk odlatuje, kracząc przeraźliwie, a z pobliskich drzew zrywają się wrony. Po raz drugi w całym moim krótkim życiu zostałam zupełnie sama.


Czasem trzeba w życiu dać się poprowadzić przypadkowi. Nie walczyć z tym co ma nastąpić, ale zaakceptować bieg wydarzeń i z tego miejsca dopiero rozważać - co dalej? Tak było i tym razem, gdy po miesiącach wędrówki kruk zatrzymał się wreszcie na ziemiach, które znając jedynie nazwę, wyobrażałabym sobie jako usiane kwieciem. Srebrnym w dodatku. Myliłabym się srogo, ale może to jedynie nieodpowiednia pora roku? 

Dołączyłam więc do miejscowej watahy, pozwoliłam wcielić się do wojska i zagłębiłam się nieznacznie w obecną sytuację polityczną. Nie spotkałam w tym czasie zbyt wiele wilków, co uznałam za niezaprzeczalną zaletę chaosu jaki najwyraźniej tu panował. 

Czego kruk tutaj szukał? Do czego dążył od dnia, w którym spotkaliśmy się po raz pierwszy nad pozbawionymi ciałami moich rodziców? I dlaczego zdecydował się zabrać mnie ze sobą? Mnie, wilcze szczenię, które widział po raz pierwszy w życiu. Mogłabym oczywiście zadać mu te pytania. Wypowiedzieć je bez zająknięcia, z pamięci, bo w końcu sama zadaję je sobie od prawie trzech lat, a potem patrzeć jak przechyla głowę, wrzeszczy „Falka” i odskakuje kawałek, dając do zrozumienia, by go dalej nie męczyć. Przecież wiem, że nie powie mi nic więcej choćby nawet chciał.


Pierwsze parę dni, które spędziłam w tym miejscu wydawało się sielanką. Wizję tę jednak szybko przysłonił cień nadchodzącej wojny. 

Czyżbym wpadła z deszczu pod rynnę? 

Pocieszałam się myślą, że w każdej chwili mogę odejść. Zniknąć choćby w zgiełku trwającej bitwy i nie odwracać się za siebie.

O ile kruk będzie nadal u mego boku. Co ja gadam. Przecież będzie już zawsze, prawda?


Ostrożnie stawiałam kolejne kroki w skrzącym się w świetle księżyca śniegu. Noc była chłodna i bezwietrzna, a spowijająca las mgła nadawała całej tej scenie jeszcze większego uroku. Przeszłam bez zbędnego pośpiechu kolejne parę metrów, rzucając tylko przelotne spojrzenie krukowi, który obserwował mnie z gałęzi jednego z drzew. Od kiedy zatrzymaliśmy się na tych terenach nie opuszczał mnie na krok. 

Zauważyłam w mgle czyjąś sylwetkę, nie byłam jednak w stanie rozpoznać kto to. Wkrótce jednak miałam się przekonać, bo zmierzała prosto w moją stronę. Zerknęłam jeszcze raz w stronę ptaka, ale nie znalazłam go już na gałęzi. Nieznany mi wilk prawie pokonał dzielącą nas odległość. Przez chwilę wydawało się nawet, że z kimś rozmawia.


— Falko! Jak miło cię zobaczyć poza jaskinią wojskową. — Biały basior wyłonił się w końcu z mgły, racząc mnie nieszczerym uśmiechem i jeszcze mniej szczerymi słowami.

— Nie wątpię — odpowiedziałam, szukając wzrokiem zarówno kruka jak i jego rozmówcy. — Wyszedłeś na spacer, Satomi?

— Można to tak nazwać. Korzystam z przywilejów stanowiska, skoro już mam taką okazję. Zakładam, że ty robisz to samo.

— Nie do końca. Nie wybrałam jeszcze jaskini, więc o ile nie śpię raczej nie przesiaduję w jednym miejscu.

— W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci powodzenia i wznowić mój spacer. Do zobaczenia.

Kiwnęłam lekko głową i nie czekając aż basior odejdzie, ruszyłam przed siebie. Z jakiegoś powodu nie mogłam znieść jego obecności dłużej niż przez parę minut. Kruk też znikał gdzieś zawsze, gdy pojawiał się Satomi. Najwyraźniej oboje mieliśmy złe przeczucia co do tego wilka.


C.D.N prędzej czy później

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz