Moje odbicie w wodzie patrzyło na mnie z upartością osła, złe i z obnażonymi zębami. Wiem, że chciało mnie wyzywać za to, co zrobiłam. Że spowodowałam przypadkiem pożar swoimi głupimi próbami. Ale nie mogło wydobyć z siebie ani słowa, po prostu milczało, bardzo złe i bardzo obrażone na mnie. A ja obrażona na nie. Na tą rudą twarz, na tego koka spiętego kolorową gumką, na te żółte czy tam zielone oczy. Byłam tak bardzo złe jak one. Pewnie rzucilibyśmy się sobie do gardeł, gdyby nie to, że odbicie nie mogło opuścić tafli wody, a ja nie chciałam się moczyć. Po prostu nie lubiłam wody i tyle. Była taka... mokra. I zimna. Zupełnie nie mój klimat. I to nawet nie dlatego, że jestem ognistą waderą, po prostu dlatego, że mi się nie podobała. Nigdy mi się nie podobała. Kto wie, jakie okropności się chowały w tych niedostępnych dla oka głębinach. Fujka.
<4/7>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz