czwartek, 16 grudnia 2021

Od Kamaela CD Domino - "Kochanie, bądź moja!" cz.3

Czy skrzydlaty basior spodziewał się, że serce będzie mu tak waliło? Że zdenerwuje się do poziomu, gdzie zmysły odmówią mu posłuszeństwa, umysł odleci wysoko w górę, do chmur, a w środku pojawi się cała chmara ruchliwych motyli, przez które będzie chciało mu się wymiotować? W życiu by mu to nie przyszło na myśl. Raczej sądził, że skoro się tak bardzo zakochał, skoro tak często podglądał swoją najdroższą, to powinien czuć się przy niej swobodnie. A jednak pojawiły się w nim bariery bolesne i nieznośnie do wytrzymania, których w żaden sposób nie potrafił przeskoczyć ani nawet przelecieć. Stały przed nim, potężne i przytłaczające, odgradzając go od jego Domino wieloma warstwami cegieł. Mimo tych emocji prowadził swoją ukochaną na plażę, gdzie mieli odbyć swój spacer, który na dobrą sprawę już się zaczął. Był jednak on cichy i nieśmiały, niczym pierwsze ciepłe promyki Słońca po mroźnej zimie, czy też pierwsza piosenka młodego skowronka. Dla nich to również było pierwsze, ten spacer, te uczucia, w których tonęli, nie mając pojęcia, jak pływać. Jak unosić się na powierzchni miłości? Jak przetrwać wśród fal znienacka otrzymanej atencji? Wszystko to było nowe, nieznane, a z drugiej strony - och, jakże piękne!

Plaża spełniała nadzieję skrzydlatego, gdyż była pusta i zupełnie na ten moment zdziczała. Słone wzniesienia wody miarowo zbliżały się ku brzegowi, dostając nagle białych, pienistych grzyw, by na końcu skurczyć się i okryć piasek wodą, kradnąc z plaży ziarenka i kamienie. Były jak konie, które w ostatnim momencie zdecydowały się wycofać, jednak nie potrafiły już zawrócić. Ich szum brzmiał niemal boleśnie, gdy myślało się o tym w ten sposób. Zawsze mógł to być jednak krzyk wojenny gotowych do ataku wojaków, to wtedy brzmiało to dumnie i niebezpiecznie. Świadomość, że te fale zdolne są zniszczyć nawet największe głazy przyprawiała o dreszcze niejednego wilka. Druga strona tej bitwy, zimny o tej porze roku piasek, szurał pod łapami, masując przyjemnie opuszki palców. Nie był tak sypki jak latem, jednak wciąż miało się wspomnienia z wakacji.

Kamael spacerował wraz z Domino u jego boku niemal na krawędzi przypływającej morskiej wody. Milczenie nie zostało przerwane, teraz tylko zagłuszały je dźwięki plaży. To jednak nie wystarczało, by zagłuszyć niezręczność, jaka istniała między tą dwójką. Nie było nawet tematu do rozmowy, który mogliby poruszyć i w ten sposób jakoś przełamać te pierwsze lody. Plany Skrzydlatego obróciły się w pył, gdy tylko odkrył, że wcale nie czuje się tak pewnie przy swojej oblubienicy niż z początku myślał. Gdzieś uciekła, pewności, czemu cię zgubiłem? Kędy żeś poszła i dokąd się schowałaś? Właśnie! Wiersze! Być może będzie mógł zachwycić wybrankę serca swoimi wierszami. Musiał tylko jakoś łagodnie do tego podejść.

– Jeśli dama pozwoli... Czy interesujesz się może sztuką mówioną w typie wierszy?

Domino zamrugała oczami, wyrwana z własnego, zamkniętego światka. Basior uważał to za uroczą reakcję i niemal zarumienił się na ten widok. Och, jakaż ona była cudowna!

– Chyba nieszczególnie się nad tym zastanawiałam... – odpowiedziała cicho, kładąc po sobie uszy. Skupiła swój wzrok przed sobą. – Nie sądzę, bym często słyszała poezję. Dlaczego pytasz?

– Tak się składa, moja pani, że akurat zajmuję się w wolnym czasie układaniem wierszy. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi ci, jeżeli wyrecytuję jedno ze swoich dzieł? Co prawda nie sięga nawet stóp twojej urody, jednak uważam, że taki cudowny kwiat zasługuje na odrobinę inszego rodzaju promieni słońca. Rozumiem, że jest to propozycja dość nagła i bezpodstawna, więc jeśli nie życzysz sobie wiersza, możemy skupić się na zwykłej rozmowie...

– Nie, nie! Bardzo chętnie posłucham! – Wadera ożywiła się nieco na tą propozycję. Pewnie po prostu była zaskoczona tak niespodziewanym tematem, ale Kamael nie umiał się powstrzymać przed pomyśleniem, że to dzięki niemu, jego obecności, stała się pewniejsza siebie.

Wziął głęboki wdech, zastanawiając się, który z utworów wyrecytować. Najlepszy będzie zapewne wiersz o samej Domino, by mógł ją uraczyć czymś na poziomie, tylko że nie sądził, że któryś z wierszy się do tego nadaje. Postanowił poniekąd improwizować. Teraz, będąc tu ze swoją ukochaną, czuł napływ inspiracji jakiego nie doświadczył od rozejścia się ze swoją narzeczoną w Alis Caelorum. Nie, żeby wtedy się kochali, a już na pewno nie kochał tamtej wadery tak jak teraz ten cudowny, nakrapiany pyszczek, jednak ta rozłąka spowodowała u niego wewnętrzny smutek skutecznie ograniczający napływ weny. Zmieniło się to właśnie w tym momencie, przy Domino. Była dla niego aniołem. Wybawieniem. Muzą, której potrzebował do tworzenia... nie, nie tylko do tworzenia wierszy. Do istnienia. Do życia. I to musiał właśnie ująć w swoim wierszu specjalnie dla niej.

∾∾

Róża? Czymże jest róża, jak nie chwastem

Marniejącym w blasku tych różanych oczu

Kwiaty jaśminu czy krucze pióra - to nic

Przy tej nakrapianej czarnym tuszem sierści

Swych skrzydeł powstydziłby się każdy ptak

Widząc skrzydła tak cudne i miłe, nie ptasie

Księżyc zawstydzony i dumny wygląda

Chcąc oświetlić tego anioła swoim bladym blaskiem

A słońce wyróżnia każdy jego kontur

∾∾

Czy dobrze odzwierciedlił urodę tej wadery? Nie dobrze. Jej urody żadne słowa by nie opisały. Przyrównywanie do motyla było obrazą, bo w jaki sposób to brzydkie, pokryte chityną stworzenie miało się równać takiej cudowności? Tu nie było przyrównań. Tu nie powinno być nawet słów.

Spojrzał na Domino, nieświadomie w oczach trzymając pełną miłość. Każdy wierszy był dobry. Ale ten był jak dotąd najlepszy.

<Domiś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz