czwartek, 2 grudnia 2021

Od Espoir - „Wyblakłe Słońce” cz.6.1

Duszki

Wspomnienie Zeusa

—Mamo — wyszeptałem — Mamo...
Lecz nic nie odpowiedziało na moje wołania. Znów byłem zupełnie sam.
Kiedyś moja rodzicielka wspierała mnie. Pomagała mi, kiedy nie panowałem nad własną mocą. Zawsze mnie broniła, nawet w sytuacjach, w których na jej miejscu wyrzekłbym się już takiego dziecka. Lecz teraz nawet patrząc w niebo, nie byłem w stanie dostrzec jej uśmiechu. Uśmiechu, który zawsze podnosił mnie na duchu, nawet wtedy, kiedy wydawało mi się, że byłem beznadziejny i nic już nie osiągnę. Przybył także podczas mojej pierwszej próby samobójczej, dzięki czemu mam jeszcze okazję marnować powietrze.
Matulka. Zawsze mówiła mi, że mnie nie zostawi, że będzie w pobliżu, ze mną, przy mnie i dla mnie.
Kłamała. Jak cały pieprzony świat.
Teraz obok miejsca, gdzie została zakopana, składałem także ulubione kwiaty mojej ukochanej. Uznawałem to miejsce za ich wspólny grób, mimo że nie byłem w stanie patrzeć zbyt długo na ciało tej drugiej, więc nie chciałem go przenosić w tak często odwiedzane przeze mnie miejsce, ponieważ świadomość tego, że gdzieś tam leży przypominała mi o tym, jak samotny jestem.
Tamtego dnia, kiedy moje życie drastycznie zmieniło swój tok moja wielka, trochę szczenięca miłość miała wrócić do domu trochę wcześniej i mieliśmy spędzić upojną noc.
Nie jestem w stanie zebrać się na opowieść, mówiącą o tym, skąd to wiem, ale została zamordowana. Bezlitośnie i okrutnie. Minęło tak wiele lat, a mimo to codziennie nawiedza mnie twarz sprawcy tego zdarzenia.

꧁↝↝꧂
 
Duszki krążą wokół mnie

Niech pójdą sobie precz
Bez nich obejdę się


Otacza mnie mrok. Czy się w nim odnajdę?

Wczesny poranek. Ciarki z przestrachem biegnące po mojej sierści, jak gdyby chaotycznie szukały schronienia przed wszechobecnym chłodem, który przybył, aby karmić umysły nostalgią pozostawioną przez długie, słoneczne dni. Nagie drzewa uginające się przed obliczem wiatru, liczące, że w ten sposób nie będzie przyglądał się ich suchym, starym gałęziom. Gdyby zbyt długo zawiesił na nich wzrok, mógłby odczytać tajemnice zapisane w korach i pniu, które skrywają najstarsze z modrzewi. Widziały one bowiem wiele rzeczy, zbyt dużo na kruchy wilczy umysł, dlatego tak skrzętnie je chowały, aby wicher nie rozniósł ich po świecie i nie wyszeptał zagubionym wędrowcom.
Mój umysł również był pełen tajemnic, których nie byłam w stanie rozwikłać.
Czy jednak istnieje wilk, który tego dokonał?

Smutki tańczą w mej głowie
Smutki, ich nie przegonię
Przecież wiem
Lubią mnie


Zatopiona w półśnie, otoczona zimnymi ścianami pustej jaskini zlokalizowanej z dala od innych wilków. To ta mała kulka nie posiadająca choć grama odwagi. To właśnie byłam ja. Samotna, lecz wtedy od dłuższego czasu nie byłam w stanie zmrużyć oka, kiedy ktoś był przy mnie i nie miałam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. W tamtym momencie przed oczami przesuwały mi się wciąż jeszcze żywe obrazy z mojego dzieciństwa. Miałam wrażenie, iż wszystkie emocje ponownie się we mnie kumulują i tłoczą, rozpalając moje zwiotczałe ciało niczym ogień. Paliłam się na stosie własnych przeżyć, wiedząc już, jak będzie wyglądał popiół.

Byłam wtedy właśnie tym popiołem przeszłości. Prawie nikomu niepotrzebnym.

I nagle usłyszałam...

Espoir!

...moje prawdziwe imię. Wyjątkowo nie brzmiało ono „Tchórz”.
Obudził się strach.
Czy to już, czy to dzień sądu?

Dobrze wiedziałam, że tego miana używa tylko moja rodzina. Tylko oficjalnie, nigdy na obcych terenach. Choć bliższych mi niż mój dom...
I teraz z bezradności i przerażenia zrodziła się złość
Dlaczego? Dlaczego wciąż nie mogę żyć jak inni? Czy to kontrola ze strony moich opiekunów?
Nie otrzymałam jednak odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Przede mną stał wilk, którego nigdy wcześniej nie widziałam, lecz wydał mi się zbyt znajomy, jak na przypadkowego przechodnia. Nie wzbudzał mojego zaufania. Byłam pewna, że właśnie dałam złapać się w pułapkę. Skuliłam się, czekając na rozwój wydarzeń, lecz tragiczne wizje z mojej głowy nie miały szansy zostać przetestowanymi na mnie. Czułam na sobie wzrok obcego basiora, słyszałam jego cichy oddech, odbijający się od ścian jaskini.
Słyszysz mnie?
Słyszałam.
Zbyt dobrze.
 — To sen, prawda? Jesteś moim koszmarem i zaraz znikniesz — mamrotałam do siebie, próbując przekonać się o słuszności wypowiedzianych przeze mnie słów.
  — Jestem twoim koszmarem — powtórzył powoli, a po tym rozległo się setki zniekształconych głosów mówiących te słowa. Uspokój się, to tylko echo.

Rządzi moja histeria
Rządzi, to fanaberia
Tonę w niej
Kręci mnie

  — Co tutaj robisz? Czego pragniesz? — wyrzucałam z siebie kolejne pytania, lecz nieznajomy wciąż milczał. Początkowo ze złością wymalowaną na pysku odważyłam się spojrzeć w jego oczy, a gdy tylko do nich dotarłam, poczułam ogarniającą mnie błogość i utonęłam. Jeszcze chwilę płynęłam w jego tęczówkach, przypominających szczere złoto, a później ponownie spuściłam głowę, czując dreszcz zażenowania. Wilk zmniejszył dystans ode mnie i wyszeptał.
  — Nie musisz się mnie bać — jego słowa, choć nie pomagały mi w stworzeniu sobie jasnego obrazu tej sytuacji i nie były odpowiedzią na pytanie, sprawiły, iż momentalnie przestałam drżeć. Starałam się zapamiętać to dziwne uczucie, które mi wtedy towarzyszyło. Skorzystałam z umiejętności wykrywania mocy, jakiej mnie nauczono. Z szybkiej analizy wywnioskowałam, że płynęła z niego jedynie energia czystej natury bez domieszki magii.
— Dlaczego przyszedłeś? — powtórzyłam pytanie, starając się brzmieć choć odrobinę poważnie.
— Mam pewną sprawę do Ciebie, jako dobrze zapowiadającej się śledczej... przynajmniej tak powiedział mi o tobie kiedyś mój przyjaciel, Szkło — puścił mi oczko, a ja zjeżyłam się, czując podstęp, jakim ociekały jego słowa. A może faktycznie Szkło mnie pochwalił? Może nie jestem aż tak beznadziejna? Ostatnio przecież tak uroczo się do mnie uśmiechnął...
I właśnie ta kropla uznania, którego w tamtym momencie tak bardzo łaknęłam, wystarczyła, abym z zainteresowaniem nadstawiła uszu.
— Z pewnością obiło Ci się o uszy... jest taki polityk, którego nie sposób nie nazwać bezdusznym. Staram się nie oceniać wilków w ten sposób i zawsze szukać w nich dobrych stron... ale doprowadził moje życie nad przepaść, jak i wiele innych istnień. Swojego syna z niej zepchnął. Teraz jestem ścigany za kradzież, której nie popełniłem i w tym cyrku uczestniczy też mój przyjaciel, którego imię już wspomniałem. Niestety ta szuja nawet jego zdążyła omamić. Mam nadzieję szczerą, że Ciebie jeszcze nie, bo musisz wiedzieć, że dostałem wyrok śmierci.
  — To chyba pomyłka — westchnęłam, czując chwilową, zdradziecką ulgę, ale także i cień rozczarowania, ponieważ liczyłam, że się komuś przydam — Nie znam nikogo takiego.
  — Trzeba Ci przedstawiać Agresta?- na te słowa moje serce podskoczyło do gardła i prawie się nim udławiłam.
  — Ale... ale on... on... nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Poza tym nigdy nie słyszałam o jego synu. Gdyby go posiadał z pewnością chciałby, aby został kolejnym władcą i jako ojciec patrzyłby na niego z dumą. Wieść o urodzeniu tego dziecka z pewnością rozniosłaby się z hukiem po całej watasze — wyrzucałam z siebie słowa z prędkością uciekającej sarny, z każdym kolejnym coraz mniej ufając prawdziwości swojej wypowiedzi.
  — Czyli ciebie też omamił? — zaśmiał się gorzko. Poczułam, iż uderzył właśnie w czuły punkt, w końcu zawsze wydawało mi się, że ulegam manipulacji wolniej niż inne wilki, przynajmniej patrząc na sytuację w mojej rodzinie — Wiesz...
— Do czego zmierzasz? — przerwałam mu, w tamtym momencie mocno zirytowana i przerażona.
— Czy na moim miejscu nie pragnęłabyś zemsty?
Nie odpowiedziałam mu. Mimo to nieznajomy ruszył przed siebie, zachęcając mnie do podążania za nim. Mój pierwszy błąd. Zgodziłam się. Całą drogę milczałam, próbując przetrawić w sobie wszystkie informacje, jakie przyjęłam przed chwilą.
— Spójrz, oto właśnie partnerka mojego przyjaciela. Śpi sama, z dala od innych, być może biedactwa się pokłóciły jak to zwykle w poważnym związku — zaśmiał się serdecznie, wskazując na rudy punkt w oddali i nagle drastycznie zmienił ton swojej wypowiedzi — Och, jak mu będzie szkoda, że nie zdążył się z nią pogodzić przed ostatnim pożegnaniem.
—Chcesz ją zabić? — ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
Nie zdążył odpowiedzieć. Po moim słowach akcję natychmiastowo przejęło rozwścieczone zwierzę. Ślina kapała z jego pyska, sugerując, iż chętnie zrobiłby sobie posiłek z jakiegoś wilka. Stało kilka kroków od basiora i powoli poruszało się do przodu. Opadłe, jesienne liście chrzęściły pod jego łapami, przypominając trzask łamanych kości. Jego płytki oddech, pozornie tak niesłyszalny i cichy, stał się teraz najbardziej wyrazistym dźwiękiem w okolicy.
Tym zwierzęciem byłam ja.
— Jesteś potworem, rozumiesz? — odrzekłam, drżącym tonem- Nie zbliżaj się do niej.
— Jak śmiesz oceniać, że ta dama jest ważniejsza od całej reszty watahy? Zdradzę Ci tajemnicę. Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. Zdradziła swojego męża z jego bratem. Tak, bzykała się z Agrestem. To nie jest jednak najgorsze. Myślę, że gdyby nie jej chore zamiłowanie do śmierci i dusza dyktatorki większość dusz poszkodowanych przez waszego wspaniałego alfę jeszcze byłaby szczęśliwa. Podpowiedziała mu tak wiele planów i teraz przygotowywała się do zamordowania go — opowiadał to wszystko ze złością, która wypełniła wkrótce i mnie. Poczułam się częścią prostego ludu, pragnącego sprawiedliwości, poczułam się tym tłumem, który wykrzykuje podłe hasła podczas egzekucji i czerpie satysfakcję z lejącej się krwi i cierpienia domniemanego zbrodniarza. Stało się, to czego tak bardzo się bałam. W obliczu obrzydzenia, jakie poczułam do wadery, skrajnych emocji i ilości nagromadzonego we mnie przez ostatnie tygodnie strachu i stresu obudziły się moje dzikie instynkty.
 — A teraz zdradzę Ci jeszcze jeden sekret — odrzekł - Jest całkowicie niewinna.
Czy kiedykolwiek uwierzyłam, że jest winna? Czy ona mogłaby czegoś takiego dokonać? Bardzo dobrze słyszałam to, co dodał basior później i to była z jedna z rzeczy, która okazała się w przyszłości boleć najmocniej. Pragnęłam tego. Pragnęłam tego, aby Kara nie ujrzała już niczego w swojej egzystencji. Ta myśl dawała mi władzę. Sprawiała, iż czułam, że przez chwilę mogę być silna, decydować o losach innych wilków.
 

Serce płoń niczym żywy ogień
Nutko dzwoń, ułóż mi melodię
Kwiatów woń niech do góry niesie mnie
No dalej
 

Wadera już nigdy nie obudziła się ze swojego pięknego snu, a wiśniowa sierść idealnie komponowała się ze strużkami krwi płynącymi po jej bokach.
Jej głowa potoczyła się na bok i zdawało mi się, że kiedy spadała z szyi, jej twarz przyjęła niepokojący grymas. Grymas, którego nie pozbędę się z głowy już do końca życia. 

꧁↝↝꧂
 
Problem tańczy w mej głowie

Problem nuży mnie trochę
Dobrze wiem
Polubił mnie


Czy to znów sen? Czy to złudzenie?
Nie, to tylko te nostalgiczne złote oczy, które lśniły, gdzieś z boku głowy. Z pewnością odbijała się w nich potęga lasu rozciągającego się przed basiorem, będącym zaledwie kilka kroków ode mnie. Jego umięśnione ciało, wydające się teraz tak wątłe przy wysokich rozłożystych drzewach. Zadrżał, jak gdyby zrozumiał, że jest niczym kruchy liść przy wielkości świata. A jednak, gdyby zapragnął, mógłby spróbować być jego panem. Panem tych wszystkich roślin. Panem życia i śmierci. Wystarczyło przecież, aby wyszeptał kilka słów, które uwolniły moje demony i jedna z dusz została stracona.
 — Przepraszam — w odpowiedzi na to, że podeszłam, powiedział cicho, tak abym tylko ja wychwyciła jego głos. Nie było w nim śladu drżenia ani skruchy. Był po prostu obojętny. Zdziwiłam się, nie spodziewając się usłyszeć takiego słowa z jego pyska. Nie znałam go zbyt dobrze, ale po tym, jak zdążył mi się przedstawić, było to szokujące.
I właśnie wtedy zrozumiałam, że on nie ma za co przepraszać. Że jedyną winną jestem ja.
Powinnam mu podziękować za to, że pokazał mi, do czego jestem zdolna. Za przypomnienie jak beznadziejną kreaturą jestem. Widocznie zdążyłam o tym zapomnieć, mając czelność żarliwie błagać o choć krztę szczęścia, w duchu sprzeciwiając się losowi, jaki na mnie spadł. Jak widać - los nie zawsze jest przypadkiem.
— Czy powiesz mi w końcu ... kim...kim ty właściwie jesteś? — zapytałam drżącym głosem i widząc, że głowa basiora odwraca się, zacisnęłam powieki, nie chcąc oglądać jego pyska. Ciemność, jaką napotykamy zwykle po takiej czynności, natychmiastowo ustąpiła obrazowi lejącej się krwi i drętwego ciała. Do moich nozdrzy dotarł zapach zgniłego białka, a nogi wypełniły się watą. Z przerażeniem otworzyłam oczy. Wtedy właśnie zrozumiałam, że to byłam swoim największym wrogiem. To nie Zeus, Rubid czy Verdum byli odpowiedzialni za mój ciągły lęk i stertę samobiczujących myśli. To ja podejmowałam najbardziej bezlitosne działania ku własnemu upadkowi.

Głosy do ucha szepczące
Głosy, te słowa mylące
Mówią mi

Za dużo ich


I znowu te jego ślepia. Świdrujące, cudowne ślepia. Niepokojące, lecz będące orgazmem dla duszy.
— Przecież wiesz już, że koszmarem i potworem — odpowiedział sucho i widząc, jak zawstydza mnie jego spojrzenie, wbił je w moje ciało jeszcze mocniej, domagając się, abym doznała krwotoku, gdzie wypłynie na światło dzienne nie krew, a tona zażenowania i wstydu. Dlaczego tak bałam się jego wzroku? Być może jego oczy były idealnym zwierciadłem. Zwierciadłem dla mojej brudnej, zgorszonej duszy. On wcale nie patrzył oceniająco. Pokazywał mi po prostu nagą prawdę, którą usilnie chciałam ukryć nie tylko przed otoczeniem, ale przede wszystkim przed własnym samokrytycznym głosikiem. To ja sama w myślach wkładałam do jego pyska obelgi na mój temat.
Nie wiedziałam, jak zareagować na jego słowa, które jeszcze tak niedawno sama wypowiedziałam. Teraz brzmiały jak najbardziej okrutne i niesprawiedliwe miano, jakie można nadać stojącej przede mną duszy.
 — Ja... nie wiem... — połowa wyrazów z mojej wypowiedzi pozostawała zagubiona gdzieś na zawiłych ścieżkach mojego umysłu, jak gdybym ufała, że basior sam je odnajdzie- Przepraszam- wyszeptałam, kuląc się. Kiedy i ja zaliczyłam tę nieprzyjemną czynność, wyciskania ze swojego egoistycznego cielska słów skruchy, dostrzegłam, jak jesteśmy podobni. Mimo iż prawie nie znałam mojego nowego towarzysza, miałam wrażenie, że łączy nas coś więcej niż wspólna noc.
— Wiesz, jaka jest kara za zabójstwo? — zapytał powoli, obserwując moją reakcję. Moje serce zaczęło walić o mostek, tak że jego uderzenia odbijały się w moich uszach.
— Zostanę omegą? — odpowiedziałam niepewnie.
— Dlatego pozostawiłem tam ślady Ciri i sprytnie pozbyłem się Twoich — mruknął z zadziwiającą obojętnością, jakby robił to tysiące razy — Powiedzmy, że to był pewien dług za Twoją przysługę.
—Ale... w jaki sposób to zrobiłeś? Miałeś jej sierść? Odciski łap? — znów moje zaufanie zostało zachwiane.
— Czy nie mogę mieć żadnych tajemnic? To są ściśle tajne procedury.
— Nie wierzę, że zdołałeś to zrobić — czułam, że drżę coraz mocniej.
— Ach, kochana nie wiesz dokąd prowadzi Nas wiara - na jego pysk zawitał cień uśmiechu — Widzę, że jesteś czujna, ale to dobrze. Przekonasz się osobiście, że nie kłamałem. I wybacz, jeżeli zbyt pochopnie się wypowiem, lecz mam wrażenie, że znów chcesz zadać pytanie. Na przykład... kiedy to nastąpi. Cóż, wyjątkowo odpowiem. Myślę, że całkiem szybko, bo podczas Twojego najnowszego śledztwa. Pozostało Ci tylko doprowadzić je do końca, a jak dobrze wiemy, jesteś wspaniałą śledczą. Nikt nie musi wiedzieć, że to zbrodnia idealna.
— Przecież ktoś mógłby podsłuchać naszą rozmowę...— w mętliku myśli właśnie ta najbardziej egoistyczna wydostała się z mojego pyska na światło dzienne.
  — Rzecz tkwi w tym, że nie masz racji.
 — Ale...
  — Dobrze przemyśl, czy Twoje życie jest mniej warte niż żywot kolorowej i infantylnej wadery, która zamordowała własną matkę z powodu tego, że ta nie zaakceptowała jej partnera — odrzekł.
I zniknął. Pozostawiając mnie z tysiącem myśli i wątpliwości.

A niespełna kilometr dalej niczego nieświadomy Vitale spokojnie dyskutował z niczego nieświadomym Rubidem.
— Wiesz, że zawsze walczę o dobro moich pacjentów — zaczął czarny basior, na co jego rozmówca ledwo powstrzymał śmiech — I obawiam się, że jeżeli cały czas będziemy ją tylko testować, sytuacja wymknie się spod kontroli i stanie się zagrożeniem dla nas wszystkich...
  — Pozwól sobie to w końcu zobaczyć. Dzięki jej przypadkowi być może uda się w przyszłości uratować wiele dusz z podobną przypadłością. Wszyscy wiemy, że ostatecznie ją wyleczysz, bo jesteś zdolny do wielu cudów — odparł Rubid.
  — Nie jestem zdolny do cudów — mruknął wyraźnie zamyślony Vitale.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz