Wspomnienie Zeusa
—Mamo — wyszeptałem — Mamo...
Lecz nic nie odpowiedziało na moje wołania. Znów byłem zupełnie sam.
Kiedyś
moja rodzicielka wspierała mnie. Pomagała mi, kiedy nie panowałem nad
własną mocą. Zawsze mnie broniła, nawet w sytuacjach, w których na jej
miejscu wyrzekłbym się już takiego dziecka. Lecz
teraz nawet patrząc w niebo, nie byłem w stanie dostrzec jej uśmiechu.
Uśmiechu, który zawsze podnosił mnie na duchu, nawet wtedy, kiedy
wydawało mi się, że byłem beznadziejny i nic już nie osiągnę. Przybył
także podczas mojej pierwszej próby samobójczej, dzięki czemu mam
jeszcze okazję marnować powietrze.
Matulka. Zawsze mówiła mi, że mnie nie zostawi, że będzie w pobliżu, ze mną, przy mnie i dla mnie.
Kłamała. Jak cały pieprzony świat.
Teraz
obok miejsca, gdzie została zakopana, składałem także ulubione kwiaty
mojej ukochanej. Uznawałem to miejsce za ich wspólny grób, mimo że nie
byłem w stanie patrzeć zbyt długo na ciało tej drugiej, więc nie
chciałem go przenosić w tak często odwiedzane przeze mnie miejsce,
ponieważ świadomość tego, że gdzieś tam leży przypominała mi o tym, jak
samotny jestem.
Tamtego dnia, kiedy moje życie drastycznie zmieniło
swój tok moja wielka, trochę szczenięca miłość miała wrócić do domu
trochę wcześniej i mieliśmy spędzić upojną noc.
Nie jestem w stanie
zebrać się na opowieść, mówiącą o tym, skąd to wiem, ale została
zamordowana. Bezlitośnie i okrutnie. Minęło tak wiele lat, a mimo to
codziennie nawiedza mnie twarz sprawcy tego zdarzenia.
Niech pójdą sobie precz
Bez nich obejdę się
Otacza mnie mrok. Czy się w nim odnajdę?
Wczesny
poranek. Ciarki z przestrachem biegnące po mojej sierści, jak gdyby
chaotycznie szukały schronienia przed wszechobecnym chłodem, który
przybył, aby karmić umysły nostalgią pozostawioną przez długie,
słoneczne dni. Nagie drzewa uginające się przed obliczem wiatru,
liczące, że w ten sposób nie będzie przyglądał się ich suchym, starym
gałęziom. Gdyby zbyt długo zawiesił na nich wzrok, mógłby odczytać
tajemnice zapisane w korach i pniu, które skrywają najstarsze z
modrzewi. Widziały one bowiem wiele rzeczy, zbyt dużo na kruchy wilczy
umysł, dlatego tak skrzętnie je chowały, aby wicher nie rozniósł ich po
świecie i nie wyszeptał zagubionym wędrowcom.
Mój umysł również był pełen tajemnic, których nie byłam w stanie rozwikłać.
Czy jednak istnieje wilk, który tego dokonał?
Smutki tańczą w mej głowie
Smutki, ich nie przegonię
Przecież wiem
Lubią mnie
Zatopiona
w półśnie, otoczona zimnymi ścianami pustej jaskini zlokalizowanej z
dala od innych wilków. To ta mała kulka nie posiadająca choć grama
odwagi. To właśnie byłam ja. Samotna, lecz wtedy od dłuższego czasu nie
byłam w stanie zmrużyć oka, kiedy ktoś był przy mnie i nie miałam
pojęcia, dlaczego tak się dzieje. W tamtym momencie przed oczami
przesuwały mi się wciąż jeszcze żywe obrazy z mojego dzieciństwa. Miałam
wrażenie, iż wszystkie emocje ponownie się we mnie kumulują i tłoczą,
rozpalając moje zwiotczałe ciało niczym ogień. Paliłam się na stosie
własnych przeżyć, wiedząc już, jak będzie wyglądał popiół.
Byłam wtedy właśnie tym popiołem przeszłości. Prawie nikomu niepotrzebnym.
I nagle usłyszałam...
Espoir!
...moje prawdziwe imię. Wyjątkowo nie brzmiało ono „Tchórz”.
Obudził się strach.
Czy to już, czy to dzień sądu?
Dobrze
wiedziałam, że tego miana używa tylko moja rodzina. Tylko oficjalnie,
nigdy na obcych terenach. Choć bliższych mi niż mój dom...
I teraz z bezradności i przerażenia zrodziła się złość
Dlaczego? Dlaczego wciąż nie mogę żyć jak inni? Czy to kontrola ze strony moich opiekunów?
Nie otrzymałam jednak odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Przede
mną stał wilk, którego nigdy wcześniej nie widziałam, lecz wydał mi się
zbyt znajomy, jak na przypadkowego przechodnia. Nie wzbudzał mojego
zaufania. Byłam pewna, że właśnie dałam złapać się w pułapkę. Skuliłam
się, czekając na rozwój wydarzeń, lecz tragiczne wizje z mojej głowy nie
miały szansy zostać przetestowanymi na mnie. Czułam na sobie wzrok
obcego basiora, słyszałam jego cichy oddech, odbijający się od ścian
jaskini.
Słyszysz mnie?
Słyszałam.
Zbyt dobrze.
— To sen,
prawda? Jesteś moim koszmarem i zaraz znikniesz — mamrotałam do siebie,
próbując przekonać się o słuszności wypowiedzianych przeze mnie słów.
— Jestem twoim koszmarem — powtórzył powoli, a po tym rozległo się setki
zniekształconych głosów mówiących te słowa. Uspokój się, to tylko echo.
Rządzi moja histeria
Rządzi, to fanaberia
Tonę w niej
Kręci mnie
— Co tutaj robisz? Czego pragniesz? — wyrzucałam z siebie kolejne
pytania, lecz nieznajomy wciąż milczał. Początkowo ze złością wymalowaną
na pysku odważyłam się spojrzeć w jego oczy, a gdy tylko do nich
dotarłam, poczułam ogarniającą mnie błogość i utonęłam. Jeszcze chwilę
płynęłam w jego tęczówkach, przypominających szczere złoto, a później
ponownie spuściłam głowę, czując dreszcz zażenowania. Wilk zmniejszył
dystans ode mnie i wyszeptał.
— Nie musisz się mnie bać — jego
słowa, choć nie pomagały mi w stworzeniu sobie jasnego obrazu tej
sytuacji i nie były odpowiedzią na pytanie, sprawiły, iż momentalnie
przestałam drżeć. Starałam się zapamiętać to dziwne uczucie, które mi
wtedy towarzyszyło. Skorzystałam z umiejętności wykrywania mocy, jakiej
mnie nauczono. Z szybkiej analizy wywnioskowałam, że płynęła z niego
jedynie energia czystej natury bez domieszki magii.
— Dlaczego przyszedłeś? — powtórzyłam pytanie, starając się brzmieć choć odrobinę poważnie.
— Mam
pewną sprawę do Ciebie, jako dobrze zapowiadającej się śledczej...
przynajmniej tak powiedział mi o tobie kiedyś mój przyjaciel, Szkło — puścił mi oczko, a ja zjeżyłam się, czując podstęp, jakim ociekały jego
słowa. A może faktycznie Szkło mnie pochwalił? Może nie jestem aż tak
beznadziejna? Ostatnio przecież tak uroczo się do mnie uśmiechnął...
I
właśnie ta kropla uznania, którego w tamtym momencie tak bardzo
łaknęłam, wystarczyła, abym z zainteresowaniem nadstawiła uszu.
— Z
pewnością obiło Ci się o uszy... jest taki polityk, którego nie sposób
nie nazwać bezdusznym. Staram się nie oceniać wilków w ten sposób i
zawsze szukać w nich dobrych stron... ale doprowadził moje życie nad
przepaść, jak i wiele innych istnień. Swojego syna z niej zepchnął.
Teraz jestem ścigany za kradzież, której nie popełniłem i w tym cyrku
uczestniczy też mój przyjaciel, którego imię już wspomniałem. Niestety
ta szuja nawet jego zdążyła omamić. Mam nadzieję szczerą, że Ciebie
jeszcze nie, bo musisz wiedzieć, że dostałem wyrok śmierci.
— To
chyba pomyłka — westchnęłam, czując chwilową, zdradziecką ulgę, ale
także i cień rozczarowania, ponieważ liczyłam, że się komuś przydam —
Nie znam nikogo takiego.
— Trzeba Ci przedstawiać Agresta?- na te słowa moje serce podskoczyło do gardła i prawie się nim udławiłam.
— Ale... ale on... on... nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Poza tym nigdy nie słyszałam o jego synu. Gdyby go posiadał z pewnością chciałby,
aby został kolejnym władcą i jako ojciec patrzyłby na niego z dumą.
Wieść o urodzeniu tego dziecka z pewnością rozniosłaby się z hukiem po
całej watasze — wyrzucałam z siebie słowa z prędkością uciekającej sarny,
z każdym kolejnym coraz mniej ufając prawdziwości swojej wypowiedzi.
— Czyli ciebie też omamił? —
zaśmiał się gorzko. Poczułam, iż uderzył właśnie w czuły punkt, w końcu
zawsze wydawało mi się, że ulegam manipulacji wolniej niż inne wilki,
przynajmniej patrząc na sytuację w mojej rodzinie — Wiesz...
— Do czego zmierzasz? — przerwałam mu, w tamtym momencie mocno zirytowana i przerażona.
— Czy na moim miejscu nie pragnęłabyś zemsty?
Nie
odpowiedziałam mu. Mimo to nieznajomy ruszył przed siebie, zachęcając
mnie do podążania za nim. Mój pierwszy błąd. Zgodziłam się. Całą drogę
milczałam, próbując przetrawić w sobie wszystkie informacje, jakie
przyjęłam przed chwilą.
— Spójrz, oto właśnie partnerka mojego
przyjaciela. Śpi sama, z dala od innych, być może biedactwa się
pokłóciły jak to zwykle w poważnym związku — zaśmiał się serdecznie,
wskazując na rudy punkt w oddali i nagle drastycznie zmienił ton swojej
wypowiedzi — Och, jak mu będzie szkoda, że nie zdążył się z nią pogodzić
przed ostatnim pożegnaniem.
—Chcesz ją zabić? — ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
Nie
zdążył odpowiedzieć. Po moim słowach akcję natychmiastowo przejęło
rozwścieczone zwierzę. Ślina kapała z jego pyska, sugerując, iż chętnie
zrobiłby sobie posiłek z jakiegoś wilka. Stało kilka kroków od basiora i
powoli poruszało się do przodu. Opadłe, jesienne liście chrzęściły pod
jego łapami, przypominając trzask łamanych kości. Jego płytki oddech,
pozornie tak niesłyszalny i cichy, stał się teraz najbardziej wyrazistym
dźwiękiem w okolicy.
Tym zwierzęciem byłam ja.
— Jesteś potworem, rozumiesz? — odrzekłam, drżącym tonem- Nie zbliżaj się do niej.
—
Jak śmiesz oceniać, że ta dama jest ważniejsza od całej reszty watahy?
Zdradzę Ci tajemnicę. Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. Zdradziła
swojego męża z jego bratem. Tak, bzykała się z Agrestem. To nie jest
jednak najgorsze. Myślę, że gdyby nie jej chore zamiłowanie do śmierci i
dusza dyktatorki większość dusz poszkodowanych przez waszego
wspaniałego alfę jeszcze byłaby szczęśliwa. Podpowiedziała mu tak wiele
planów i teraz przygotowywała się do zamordowania go — opowiadał to
wszystko ze złością, która wypełniła wkrótce i mnie. Poczułam się
częścią prostego ludu, pragnącego sprawiedliwości, poczułam się tym
tłumem, który wykrzykuje podłe hasła podczas egzekucji i czerpie
satysfakcję z lejącej się krwi i cierpienia domniemanego zbrodniarza.
Stało się, to czego tak bardzo się bałam. W obliczu obrzydzenia, jakie
poczułam do wadery, skrajnych emocji i ilości nagromadzonego we mnie
przez ostatnie tygodnie strachu i stresu obudziły się moje dzikie
instynkty.
— A teraz zdradzę Ci jeszcze jeden sekret — odrzekł - Jest całkowicie niewinna.
Czy
kiedykolwiek uwierzyłam, że jest winna? Czy ona mogłaby czegoś takiego
dokonać? Bardzo dobrze słyszałam to, co dodał basior później i to była z
jedna z rzeczy, która okazała się w przyszłości boleć najmocniej.
Pragnęłam tego. Pragnęłam tego, aby Kara nie ujrzała już niczego w
swojej egzystencji. Ta myśl dawała mi władzę. Sprawiała, iż czułam, że
przez chwilę mogę być silna, decydować o losach innych wilków.
Serce płoń niczym żywy ogień
Nutko dzwoń, ułóż mi melodię
Kwiatów woń niech do góry niesie mnie
No dalej
Wadera
już nigdy nie obudziła się ze swojego pięknego snu, a wiśniowa sierść
idealnie komponowała się ze strużkami krwi płynącymi po jej bokach.
Jej
głowa potoczyła się na bok i zdawało mi się, że kiedy spadała z szyi,
jej twarz przyjęła niepokojący grymas. Grymas, którego nie pozbędę się z
głowy już do końca życia.
Problem nuży mnie trochę
Dobrze wiem
Polubił mnie
Czy to znów sen? Czy to złudzenie?
Nie,
to tylko te nostalgiczne złote oczy, które lśniły, gdzieś z boku głowy.
Z pewnością odbijała się w nich potęga lasu rozciągającego się przed
basiorem, będącym zaledwie kilka kroków ode mnie. Jego umięśnione ciało,
wydające się teraz tak wątłe przy wysokich rozłożystych drzewach.
Zadrżał, jak gdyby zrozumiał, że jest niczym kruchy liść przy wielkości
świata. A jednak, gdyby zapragnął, mógłby spróbować być jego panem.
Panem tych wszystkich roślin. Panem życia i śmierci. Wystarczyło
przecież, aby wyszeptał kilka słów, które uwolniły moje demony i jedna z
dusz została stracona.
— Przepraszam — w
odpowiedzi na to, że podeszłam, powiedział cicho, tak abym tylko ja
wychwyciła jego głos. Nie było w nim śladu drżenia ani skruchy. Był po
prostu obojętny. Zdziwiłam się, nie spodziewając się usłyszeć takiego
słowa z jego pyska. Nie znałam go zbyt dobrze, ale po tym, jak zdążył mi
się przedstawić, było to szokujące.
I właśnie wtedy zrozumiałam, że on nie ma za co przepraszać. Że jedyną winną jestem ja.
Powinnam
mu podziękować za to, że pokazał mi, do czego jestem zdolna. Za
przypomnienie jak beznadziejną kreaturą jestem. Widocznie zdążyłam o tym
zapomnieć, mając czelność żarliwie błagać o choć krztę szczęścia, w
duchu sprzeciwiając się losowi, jaki na mnie spadł. Jak widać - los nie zawsze jest przypadkiem.
— Czy powiesz mi w końcu ... kim...kim ty właściwie jesteś? —
zapytałam drżącym głosem i widząc, że głowa basiora odwraca się,
zacisnęłam powieki, nie chcąc oglądać jego pyska. Ciemność, jaką
napotykamy zwykle po takiej czynności, natychmiastowo ustąpiła obrazowi
lejącej się krwi i drętwego ciała. Do moich nozdrzy dotarł zapach
zgniłego białka, a nogi wypełniły się watą. Z przerażeniem otworzyłam
oczy. Wtedy właśnie zrozumiałam, że to byłam swoim największym wrogiem.
To nie Zeus, Rubid czy Verdum
byli odpowiedzialni za mój ciągły lęk i stertę samobiczujących myśli.
To ja podejmowałam najbardziej bezlitosne działania ku własnemu
upadkowi.
Głosy do ucha szepczące
Głosy, te słowa mylące
Mówią mi
Za dużo ich
I znowu te jego ślepia. Świdrujące, cudowne ślepia. Niepokojące, lecz będące orgazmem dla duszy.
— Przecież wiesz już, że koszmarem i potworem — odpowiedział
sucho i widząc, jak zawstydza mnie jego spojrzenie, wbił je w moje
ciało jeszcze mocniej, domagając się, abym doznała krwotoku, gdzie wypłynie na światło dzienne nie krew,
a tona zażenowania i wstydu. Dlaczego tak bałam się jego wzroku? Być
może jego oczy były idealnym zwierciadłem. Zwierciadłem dla mojej
brudnej, zgorszonej duszy. On wcale nie patrzył oceniająco.
Pokazywał mi po prostu nagą prawdę, którą usilnie chciałam ukryć nie
tylko przed otoczeniem, ale przede wszystkim przed własnym
samokrytycznym głosikiem. To ja sama w myślach wkładałam do jego pyska
obelgi na mój temat.
Nie wiedziałam, jak zareagować na jego słowa,
które jeszcze tak niedawno sama wypowiedziałam. Teraz brzmiały jak
najbardziej okrutne i niesprawiedliwe miano, jakie można nadać stojącej
przede mną duszy.
— Ja... nie wiem... — połowa wyrazów z mojej
wypowiedzi pozostawała zagubiona gdzieś na zawiłych ścieżkach mojego
umysłu, jak gdybym ufała, że basior sam je odnajdzie- Przepraszam-
wyszeptałam, kuląc się. Kiedy i ja zaliczyłam tę nieprzyjemną czynność,
wyciskania ze swojego egoistycznego cielska słów skruchy, dostrzegłam,
jak jesteśmy podobni. Mimo iż prawie nie znałam mojego nowego
towarzysza, miałam wrażenie, że łączy nas coś więcej niż wspólna noc.
— Wiesz, jaka jest kara za zabójstwo? — zapytał powoli, obserwując moją reakcję. Moje serce zaczęło walić o mostek, tak że jego uderzenia odbijały się w moich uszach.
— Zostanę omegą? — odpowiedziałam niepewnie.
— Dlatego pozostawiłem tam ślady Ciri i sprytnie pozbyłem się Twoich — mruknął z zadziwiającą obojętnością, jakby robił to tysiące razy — Powiedzmy, że to był pewien dług za Twoją przysługę.
—Ale... w jaki sposób to zrobiłeś? Miałeś jej sierść? Odciski łap? — znów moje zaufanie zostało zachwiane.
— Czy nie mogę mieć żadnych tajemnic? To są ściśle tajne procedury.
— Nie wierzę, że zdołałeś to zrobić — czułam, że drżę coraz mocniej.
— Ach, kochana nie wiesz dokąd prowadzi Nas wiara -
na jego pysk zawitał cień uśmiechu — Widzę, że jesteś czujna, ale to
dobrze. Przekonasz się osobiście, że nie kłamałem. I wybacz, jeżeli zbyt
pochopnie się wypowiem, lecz mam wrażenie, że znów chcesz zadać
pytanie. Na przykład... kiedy to nastąpi. Cóż, wyjątkowo odpowiem.
Myślę, że całkiem szybko, bo podczas Twojego najnowszego śledztwa.
Pozostało Ci tylko doprowadzić je do końca, a jak dobrze wiemy, jesteś
wspaniałą śledczą. Nikt nie musi wiedzieć, że to zbrodnia idealna.
— Przecież ktoś mógłby podsłuchać naszą rozmowę...— w mętliku myśli właśnie ta najbardziej egoistyczna wydostała się z mojego pyska na światło dzienne.
— Rzecz tkwi w tym, że nie masz racji.
— Ale...
—
Dobrze przemyśl, czy Twoje życie jest mniej warte niż żywot kolorowej i
infantylnej wadery, która zamordowała własną matkę z powodu tego, że ta
nie zaakceptowała jej partnera — odrzekł.
I zniknął. Pozostawiając mnie z tysiącem myśli i wątpliwości.
A niespełna kilometr dalej niczego nieświadomy Vitale spokojnie dyskutował z niczego nieświadomym Rubidem.
— Wiesz, że zawsze walczę o dobro moich pacjentów — zaczął czarny basior, na co jego rozmówca ledwo powstrzymał śmiech — I
obawiam się, że jeżeli cały czas będziemy ją tylko testować, sytuacja
wymknie się spod kontroli i stanie się zagrożeniem dla nas wszystkich...
— Pozwól sobie to w końcu zobaczyć. Dzięki jej przypadkowi być może uda
się w przyszłości uratować wiele dusz z podobną przypadłością. Wszyscy
wiemy, że ostatecznie ją wyleczysz, bo jesteś zdolny do wielu cudów —
odparł Rubid.
— Nie jestem zdolny do cudów — mruknął wyraźnie zamyślony Vitale.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz