Na wojnie nic nie jest nielegalne
Uśmiechnął się pod nosem. Już jadła mu z łapy, a powiedział zaledwie parę słów. To było jakieś zbyt proste. Pomimo narastającej ekscytacji zachował kamienną twarz. Wiedział, jak to ma rozegrać.
Udał, że nie słyszy pytania i począł przechadzać się po jaskini, oglądając sterty pordzewiałych śmieci. Wziął do łapy jakiś zepsuty zegarek, rurę rozerwaną od jednej strony, kawałki falowanych blach, trochę śrubek w losowych kształtach. Dawno nie widział tak obiecującej kolekcji. Może i to były śmieci, ale zdawały mu się skarbem wrzuconym pomiędzy świnie. Można by z tego stworzyć prawdziwe cudo. Potrzeba tylko czasu i no, narzędzi. Jedno z nich przyglądało mu się właśnie z zainteresowaniem.
- Wyglądasz mi na wizjonerkę. Mylę się, Ruka? - Zatruta zieleń jego tęczówki błysnęła w kierunku czarnej wilczycy. - Nie masz czasami wrażenia, że tej watasze przydałaby się jakaś zmiana? Że siedzimy w tej stagnacji już wystarczająco długo?
- O jaką stagnację ci chodzi.
- O to obmierzłe, uwłaczające wilczej godności zacofanie. O skrajną biedę, jaka wszystkich tu nęka. Agrest ma gdzieś wszystkie inne potrzeby poza militarnymi, a przez to marnuje się wiele- zbliżył się płynnym krokiem.- bardzo obiecujących młodych talentów.
Podniósł jej łapę i położył na niej klucz francuski zabrany ze stosu. Ruka spojrzała na niego, marszcząc brwi, ale gdy podniosła wzrok, by odnaleźć w spojrzeniu basiora odpowiedzi, jego ślepia okazały się o wiele bliżej niż je sekundę temu zapamiętała. Drgnęła o milimetr, powstrzymując odruch, by się odsunąć, nie chciała wyjść na strachliwą. Jej niewrażliwość miała być dla C6 sygnałem ostrzegawczym, które basior traktował raczej jako czerwona płachta. Czuł się jak tancerz tanga, znający wszystkie kroki. Jego płynne, skoordynowane ruchy mają złapać i skierować myśli partnera tanecznego w stronę, którą on sam uzna za korzystną. W tangu liczy się uczucie, porywy. Nie można być chłodnym i beznamiętnym, bo nikogo się w ten sposób nie porwie. Emocje są sercem tańca, a spojrzenia duszą rozmowy.
- Potrzebuję wilków. Chcę coś zmienić, a do zmiany potrzeba mi sprzymierzeńców.- Jego siarkowy wzrok ześlizgiwał się spomiędzy szpary powiek prosto na jej milczące oblicze. - Nie marzyłaś nigdy o większych wygodach niż spanie na gołej ziemi i zbieranie złomu? Twoje potrzeby nie są jedyne. Nie ma w tej watasze wilka, który by czegoś nie pragnął. Nawet Agrest. On na przykład nie przeżyje bez tego swojego papieru. Ja bez dobrego kilofa i narzędzi, a ty?-Pozwolił sobie na dawkę ciepła w uśmiechu.- Czego byś chciała?
Jego oddech połaskotał czarno-turkusową małżowinę poprzebijaną sznurem kolczyków, na co ta w reakcji strzepnęła to uczucie jak małego owada. C6 ruszył powolnym krokiem przed siebie, ocierając się o bok wadery.
- Pozwalasz sobie na zbyt dużo.- warknęła.- Nie potrzebowałam żadnej motywującej gatki-szmatki, żeby dołączyć do twojej podejrzanej akcji. Oszczędziłbyś sobie jęzora, gadzie.
- Czyli mam rozumieć, że się piszesz?- Metalowa szczęka błysnęła w uśmiechu. Nie pozwolił jej nawet na odpowiedź. Z góry założył, jaka jest.- Świetnie, pakuj ciuszki i lecimy. Trzeba czym prędzej się dowiedzieć, kto w WWN odpowiada za surowce. Mam z nim do pogadania.
Z głębi lasu doszły niepokojące odgłosy. Jakby śpiewy i krzyki. Grupowe, ale chaotyczne. Znad drzew zajaśniała krwawa łuna. Wiele wilków paliło pochodnie tej nocy. Wkrótce kilka sylwetek pojawiło się pomiędzy drzewami, trzy może cztery wilki. Z początku wyglądały, jakby zmierzały do jasno ustalonego celu, który nie zawierał w sobie postojów, jednak czujne spojrzenie jednego z nich zatrzymało całą gromadę. Najbielszy, o zakręconym futerku na czole, oddzielił się od grupy, rzucając coś na odchodne i zbliżył się do jaskini Ruki. Jasna sylwetka wkroczyła w krąg światła, przez co cyborg mógł przyjrzeć mu się bliżej. Pyszczek przybysza zdradzał nieopanowany pod powierzchnią, palący niepokój. Podświadomie mu się to nie spodobało.
- Jako nowy poseł przynoszę nowe wiadomości. Mamy stan wyjątkowy.- Impuls tej wiadomości zmącił myśli Ruki.- Proszę wszystkie wilki na stawienie się rano na plaży. Jesteście potrzebni Srebrnym Chabrom.
Co temu Agrestowi znowu odpierdala- pomyślał. Podziękował posłowi za informację, a ten pognał za pozostawionymi towarzyszami.
- Co to ma cholera jasna znaczyć.- Parsknęła.- Czyżbyśmy mieli wojnę?
Jej ton zdradzał ekscytację aniżeli zaniepokojenie. C6 parsknął w odpowiedzi zduszonym chichotem.
- Zerwali sojusz to teraz wariują. Nic nowego. Naprawdę śmieszy cię wojna?
- Zawsze coś ciekawego, prawda?
Wlepił wzrok w podłogę.
- Prawda.
Przysiadł na progu i cierpliwie czekał, aż Ruka spakuje najpotrzebniejsze rzeczy na drogę.
- Może dostawa noży też by im się przydała, skoro idą się bić.- pomyślał na głos.
- Chcesz im wkładać w łapy amunicję? Ha!
- Wiesz, jest popyt, jest podaż. No już, pospiesz się, musimy wyruszyć przed świtem. Skoro zrobi się tu rano zadyma, wolę zniknąć niezauważony.
- Naprawdę chcesz iść do WWN?- Wcisnęła kolejny pakunek do plecaka. - Poderżną ci gardło, zanim przekroczysz granicę.
- Jesteś rozpoznawalna na scenie politycznej? Właśnie, ja też nie. Jak dobrze wyjdzie, mogą się nie domyślić, że jesteśmy stąd. Poza tym założę się, że nie wszyscy u nich to tacy złoci patrioci. Każdy chce zarobić.
- A ten poseł, ten biały.- Gdy zarzuciła swoim plecakiem, cała zawartość zadźwięczała o siebie jak świąteczne dzwoneczki.- Jasne, że o nas wspomni, skoro nas widział.
Więcej pakowania, mniej zadawania pytań…
- Nieistotny.- westchnął zniecierpliwiony.- Pospieszysz się, czy mam ci pomóc katarynko?
-Jeb się.- Przemknęła mu obok i wyszła na zewnątrz.- Mam kompas jakby co. Łap!
Cyborg ledwo złapał drobny, obły przedmiocik. Piękna, misterna robota. Jego na wpół metalowe serduszko złapał skurcz zachwytu. Obrócił skarb w dłoniach i otworzył klapkę. Czerwona igła drgała na lewo.
- Wiesz gdzie iść?
- Jasne.
(Ruka?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz