- Właściwie, nie wiem, kto mógłby nam teraz pomóc - usiadłem zrezygnowany, wpatrując się w przejrzystą, lekko spienioną powierzchnię strumyka.
- Nie ma tu żadnego medyka... - słowa Izayi brzmiały bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie.
- Wiem! - podniosłem wzrok bez przekonania - ludzie w wiosce mogą nam pomóc. Już nieraz to robili... - westchnąłem, musząc nabrać powietrza.
- Nie! - Izaya stanowczo pokręciła głową.
- Naprawdę! Są niegroźni! Miałem pryjaciela, którego wyleczyli.
- Naprawdę... jaki to przyjaciel? - spojrzała na mnie, jakby mi nie uwierzyła.
- No... - zawahałem się - prędzej, czy później i tak go poznasz - odrzekłem, tym razem, z niemałym przekonaniem - no chodź... ręczę za ich uczciwość.
< Izaya? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz